[Recenzja] Frank Zappa - "Studio Tan" (1978)



Zappa miał ambitne plany na następcę "Zoot Allures". Chciał opublikować czteropłytowy album "Läther", składający się zarówno z materiału studyjnego, jak i koncertowego. Nietrudno domyślić się, jak na ten pomysł zareagował wydawca. Zasłaniając się różnymi zapisami w umowie, wymusił rozbicie tego wydawnictwa na cztery tematyczne albumy, na których ostateczny kształt artysta nie miał większego wpływu. Wszystkie cztery wydano w okresie od marca 1978 do maja 1979 roku. Dwa z nich zawierają nagrania koncertowe - na każdym opublikowano fragmenty innego występu. "Zappa in New York" nie odbiega daleko od jego dokonań z połowy lat 70., natomiast "Orchestral Favorites" stanowi niezbyt udaną próbę zmierzenia się z muzyką poważną. Nagrania studyjne rozdzielono z kolei na "Studio Tan" oraz "Sleep Dirt". Na ten drugi, wydany później, trafiły wyłącznie instrumentalne kawałki, często o bardziej jazzowym charakterze. Pierwszy zaś wypełnia bardzo eklektyczny materiał.

"Studio Tan" przygotowano właściwie bez udziału Zappy, nie dając mu nawet do akceptacji projektu okładki, czego efektem są błędne zapisy tytułów większości utworów i raczej szpetna grafika. Sam materiał został co prawda wyselekcjonowany przez artystę, choć pierwotnie miał być częścią większego wydawnictwa. Może to i dobrze, że taki pomysł nie przeszedł. Już tutaj niewiele się ze sobą klei. Utwory powstawały w różnych składach, w trakcie kilku sesji. Nierzadko zresztą są zlepkiem partii zarejestrowanych w różnych okresach. I tak np. prace nad "Greggery Peccary", a właściwie "The Adventures of Greggery Peccary", zaczęły się już w 1972 roku, podczas tych samych sesji, których wynikiem są albumy "Waka/Jawaka" i "The Grand Wazoo". Dokończono go dopiero po dwóch latach, w czasie nagrywania "One Size Fits All", jednak nie znalazł się na tamtym albumie. Prawdopodobnie miał trafić na jego zapowiadanego wówczas następcę, zamiast którego wydano "Bongo Fury". Sądząc po składzie, z okresu 1974/75 pochodzą również "Revised Music for Guitar & Low-Budget Orchestra" i "RDNZL" (tutaj jako "REDUNZL"). Dużo starsze są natomiast korzenie "Let Me Take You to the Beach", a właściwie "Lemme Take You to the Beach", sięgające 1969 roku i sesji "Hot Rats". Wówczas zarejestrowano podstawowe ścieżki, w tym na pewno bas Maxa Bennetta oraz perkusję Paula Humphreya. Współcześnie dograno partie wokalne Zappy, Daveya Moire'a i Eddiego Jobsona, klawisze tego ostatniego, a także przynajmniej część partii gitarowych lidera.

Dwudziestominutowy "The Adventures of Greggery Peccary", wypełniający pierwszą stronę winyla, to zdecydowanie jeden z najdziwaczniejszych utworów Zappy nagranych w latach 70. Najprościej opisać go jako nieco kabaretowy kolaż, w którym muzycy mieszają przeróżne style, przy okazji cytując inne kompozycje lidera z tamtego okresu ("Big Swifty" i "It Just Might Be a One-Shot Deal" z "Waka/Jawaka", "Blessed Relief" z "The Grand Wazoo", "Billy the Mountain" z "Just Another Band from L.A."), ale też cudze utwory ("Chameleon" Herbiego Hancocka, "Dust My Broom" Elmore'a Jamesa, "Louie Louie" Richarda Berry'ego). Mnóstwo ciekawego dzieje się tu zwłaszcza w warstwie rytmicznej, sporo też różnych smaczków aranżacyjnych, jednak mam wrażenie, że to wszystko ginie pod zbyt nachalnym humorem. "Lemme Take You to the Beach" to też przede wszystkim muzyczne wygłupy - szczególnie pod postacią falsetu Moire'a i jodłowania Jobsona oraz tandetnego brzmienia syntezatora - jednak już dużo krótszy, nietrwający nawet trzech minut. Z drugiej trony, partie gitary i sekcji rytmicznej są tu naprawdę świetne. Za to już w całości przekonują mnie dwa pozostałe, w pełni instrumentalne utwory. "Revised Music for Guitar & Low-Budget Orchestra" zaczyna się jak jazzowa ballada, ale szybko muzycy zaczynają grać w bardziej połamany, prawdziwie awangardowy sposób. Tym razem humor jest bardziej dyskretny, wprowadzając mnóstwo luzu, ale nie odwracając uwagi od wirtuozerii oraz kreatywności instrumentalistów. "RDNZL" również charakteryzuje się złożoną rytmiką, ale to już nagranie nieco lżejszego kalibru, bardziej komunikatywne. Długi popis gitarowy lidera może zachwycić także słuchaczy prostszych odmian rocka.

"Studio Tan" pozostawia mnie z mieszanymi odczuciami. Dwa ostatnie utwory są znakomite, ale razem zajmują tylko kilkanaście minut na trwającym ponad dwa razy tyle albumie. Reszta płyty sprawia wrażenie nieco niedopracowanej, i to pomimo tego - a może właśnie przez to - że pracowano nad nią przez kilka lat. Te dwa pierwsze nagrania zdają się pokazywać zarówno największe zalety, jak i największe słabości twórczości Franka Zappy, przy czym jednak wady dość skutecznie przysłaniają w nich walory.

Ocena: 7/10



Frank Zappa - "Studio Tan" (1978)

1. Greggery Peccary; 2. Let Me Take You to the Beach; 3. Revised Music for Guitar & Low-Budget Orchestra; 4. REDUNZL

Skład: Frank Zappa - gitara, wokal (1,2), instr. perkusyjne (3); George Duke - instr. klawiszowe (1,3,4); Eddie Jobson - instr. klawiszowe i wokal (2); Bruce Fowler - puzon (1,3); Tom Fowler - gitara basowa (1,3); Max Bennett - gitara basowa (2); James Youman - gitara basowa (4); Chester Thompson - perkusja (1,3,4); Paul Humphrey - perkusja (2); Ruth Underwood - instr. perkusyjne (1,4), syntezator (4); Don Brewer - instr. perkusyjne (2); Davey Moire - wokal (2)
Orkiestra w utworze 3: Michael Zearott - dyrygent; John Rotella - instr. dęte; Mike Altschul - flet; Ray Reed - flet; Earle Dumler - obój; Victor Morosco - saksofon; JoAnn Caldwell McNab - fagot; Graham Young - trąbka; Jay Daversa - trąbka; Malcolm McNab - trąbka; Don Waldrop - puzon; Jock Ellis - puzon; Dana Hughes - puzon basowy; Murray Adler - skrzypce; Sheldon Sanov - skrzypce; Pamela Goldsmith - altówka; Jerry Kessler - wiolonczela; Edward Meares - kontrabas; John Berkman - pianino; Alan Estes - instr. perkusyjne; Emil Richards - instr. perkusyjne
Producent: Frank Zappa


Komentarze

  1. Czemu humor "The Adventures of Greggery Peccary" uważasz za zbyt nachalny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponieważ, jak wspomniałem, wygłupy dominują tam nad wszystkim innym. Szczególnie humorystyczne wokale utrudniają mi skupienie się na samej muzyce.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)