[Recenzja] Archie Shepp - "The Magic of Ju-Ju" (1967)



Archie Sheep, po wydaniu "Mama Too Tight" - oraz wcześniejszym występie na "Ascension" Johna Coltrane'a - miał już ugruntowaną pozycję na freejazzowej scenie. Dlatego też nie musiał obawiać się kolejnych eksperymentów. Album "The Magic of Ju-Ju" nie przypadkiem nawiązuje swoim tytułem do tradycyjnych wierzeń afrykańskich ludów. Muzyka zawarta na tym longplayu - skomponowana samodzielnie przez Sheppa - zdradza silny wpływ afrykańskich ceremoniałów rytualnych, odwołuje się wprost do ich pierwotnej duchowości. I przenosi je na bardziej jazzowy grunt. W wykonaniu mniej utalentowanych muzyków efekt mógłby być bardzo naiwny lub wręcz ocierać się o kicz. Ale saksofonista zebrał tu naprawdę zacną ekipę, w skład której wchodzili trębacz Martin Banks, puzon Michael Zwerin, basista Reggie Workman, perkusiści Beaver Harris i Norman Connors, a także grający na afrykańskich perkusjonaliach Ed Blackwell oraz Denis i Frank Charlesowie. Podczas sesji, mającej miejsce 26 kwietnia 1967 roku w studiu Rudy'ego Van Geldera, nonet stworzył prawdziwie natchnioną muzykę, wywodzącą się z dawnych rytuałów, a jednocześnie bardzo świeżą, za sprawą prawdziwie freejazzowej ekspresji.

Instrumentaliści wykazują się tutaj bardzo dużymi umiejętnościami, ale przede wszystkim wielką wyobraźnią muzyczną. Najważniejszym punktem albumu jest blisko dwudziestominutowy utwór tytułowy, oparty na bardzo intensywnych, polirytmicznych partiach perkusyjnych, które mogą wręcz zahipnotyzować słuchacza. Towarzyszy im bardzo długa, pełna inwencji solówka lidera na saksofonie tenorowym, którego charczące brzmienie całkiem interesująco dopełnia rytualne perkusjonalia. Z czasem atmosfera staje się jeszcze gęstsza i bardziej upalna, gdy wchodzi jazzowa sekcja rytmiczna. Zwerin i Banks dołączają dopiero w końcówce, wchodząc w ciekawą interakcję z Sheppem. Tak fantastyczne otwarcie (a właściwie cała strona A winylowego wydania) podniosła poprzeczkę bardzo wysoko. I choć już do końca płyty nie udaje się jej przeskoczyć, to pozostałe nagrania również wypadają interesująco. Niespełna dwuminutowy "You're What This Day Is All About" to dla odmiany bardzo melodyjne nagranie, w którym muzycy grają w doskonałej harmonii, a ich kunsztowne partie zdają się być starannie rozpisane. Bardziej spontaniczny "Shazam" wywodzi się z bopowych tradycji. Zbudowany jest na swingującej grze sekcji rytmicznej, ale już agresywna, nieokiełznana partia saksofonu brzmiała w chwili wydania całkowicie współcześnie. Do stylistyki tytułowego nagrania nawiązuje dziesięciominutowy finał albumu, "Sorry 'Bout That" - choć wyłącznie ze względu na powrót afrykańskich perkusjonaliów, tym razem jedynie ubarwiających brzmienie. To zdecydowanie bardziej melodyjne i pogodne nagranie, bez tego upalnego klimatu, niepozbawione wszak pewnej dawki agresji w solowych partiach liderach, improwizatorskiej swobody ani sporej ekspresji.

Za pewien mankament tego albumu można uznać wyjątkowo dużą dominację lidera - który jest tu praktycznie jedynym solistą, a jest nim niemalże przez cały czas - przez co nie w pełni zostaje wykorzystany potencjał tego składu. Oczywiście, pozostali muzycy wnoszą tu bardzo dużo, szczególnie w pierwszym i ostatnim utworze ich wkład jest nieoceniony. Oprócz świetnego wykonania warto pochwalić także same kompozycje. "The Magic of Ju-Ju" zdecydowanie należy do najbardziej udanych osiągnięć Archiego Sheppa.

Ocena: 8/10

PS. Więcej na temat free jazzu i tego, jak go odbierać, przeczytasz w moim artykule "Free Jazz: Chaos czy sztuka?" z najnowszego, 37. numeru magazynu "Lizard". Pismo można zamawiać na stronie wydawcy.



Archie Shepp - "The Magic of Ju-Ju" (1967)

1. The Magic of Ju-Ju; 2. You're What This Day Is All About; 3. Shazam; 4. Sorry 'Bout That

Skład: Archie Shepp - saksofon tenorowy; Martin Banks - trąbka, skrzydłówka; Michael Zwerin - trąbka, puzon; Reggie Workman - kontrabas; Beaver Harris - perkusja; Norman Connors - perkusja;  Eddie Blackwell - instr. perkusyjne; Denis Charles - instr. perkusyjne; Frank Charles - instr. perkusyjne
Producent: Bob Thiele


Komentarze

  1. W końcu dostałem ostateczny impuls, żeby zacząć zamawiać Lizarda. Zawsze jakoś to odkładałem, nie wiem dlaczego. Gratuluję miejsca w redakcji, bo to zacna gazeta (dorwałem kiedyś jeden numer do poczytania i naprawdę robił wrażenie) i pasujesz tam ze swoimi muzycznymi horyzontami. Życzę przede wszystkim satysfakcji z napisanych tekstów ;) W razie czego możesz im powiedzieć, że zapewniłeś Lizardowi już przynajmniej jednego czytelnika więcej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja przegladam spis to widze ze mnie ciekawi 1/2 artykulow z pisma.Widze ze poprzednim numerze pisal pewien pan,co prowadzi audycje jazzowe w pewnym radiu,chociaz lekkom przunudza to co gra,moze przez to ze jest nieduzo klasyki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam audycji Rafała Zbrzeskiego, ale pisze ciekawie i wybiera do swoich artykułów świetne albumy. W tym numerze jest "Evolution" Grachana Moncura III, który uważam za jeden z najlepszych post-bopów w ogóle.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024