[Playlista] Eric Dolphy & Richard Davis - "Alone and Together"



Kiedy słucham tych nieco mniej znanych albumów Erica Dolphy'ego - jak "Far Cry", "Conversations" i "Iron Man" - największe wrażenie robią na mnie te nagrania, które wybitny jazzman nagrał samodzielnie lub w duecie z basistą Richardem Davisem. Chętnie usłyszałbym cały album zarejestrowany tylko przez tę dwójkę. Jak wiadomo, takie dzieło nie powstało i już nie powstanie. Postanowiłem więc zebrać dostępne utwory i skompilować z nich playlistę, by przekonać się, jak taki longplay mógłby się prezentować.

Większość nagrań to efekt sesji, jaką Dolphy i Davis odbyli 1 lipca 1963 roku w nowojorskim Music Maker's Studios. Utwór "Alone Together" - który zainspirował tytuł playlisty - został oryginalnie wydany na "Conversations" (1963), natomiast "Come Sunday" i "Ode to Charlie Parker" - na "Iron Man" (1968). Z tej samej sesji pochodzi także "Muses for Richard Davis", który ukazał się dopiero w boksie "Musical Prophet: The Expanded 1963 New York Studio Sessions" (2018), zbierającym wszystkie nagrania z tamtego okresu.

Całości dopełniają dwa solowe popisy Dolphy'ego. "Love Me" - zarejestrowany dwa dni później, 3 lipca - to kolejny utwór pierwotnie opublikowany na "Conversations". Starszym nagraniem jest natomiast "Tenderly", zarejestrowany 21 grudnia 1960 roku i wydany na "Far Cry" (1962).

Kolejność ułożyłem w taki sposób, aby przypominała płytę winylową:

Eric Dolphy & Richard Davis - "Alone and Together"


A1. "Come Sunday" (Duke Ellington) - 6:28
A2. "Love Me" (Ned Washington, Victor Young) - 3:19
A3. "Ode to Charlie Parker" (Jaki Byard) - 8:04
A4. "Tenderly" (Walter Gross, Jack Lawrence) - 4:18
B1. "Muses for Richard Davis" (Roland Hanna) - 7:34
B2. "Alone Together" (Howard Dietz, Arthur Schwartz) - 13:36

W ten sposób teoretyczna strona A trwałaby 22:09 minut, a strona B - 21:10. Razem daje to 43 minuty i 19 sekund, a więc w sam raz, aby nie było ani niedosytu, ani znużenia.

Muzycy nie mieli łatwego zadania nagrywając te utwory. Obaj mogli grać jednocześnie tylko na jedynym instrumencie, co wymagało od nich sporej kreatywności, żeby przy tak ograniczonych środkach zainteresować słuchacza. Zwykle na przestrzeni jednego nagrania stosują po kilka technik wydobywania dźwięku, a ich partie - wtedy, gdy grają razem - pomysłowo się dopełniają. Samo brzmienie również jest zróżnicowane, gdyż Dolphy gra zarówno na klarnecie basowym ("Come Sunday", "Muses for Richard Davis", "Alone Together"), saksofonie altowym ("Love Me", "Tenderly"), jak i na flecie ("Ode to Charlie Parker"). Davis przez cały czas trzyma się kontrabasu, ale stosuje naprzemiennie pizzicato i arco, a więc szarpanie strun i granie smyczkiem.

Jak oceniłbym taki album? Sądzę, że ocena 8/10 byłaby najodpowiedniejsza. Wystarczająco wysoka, aby należycie docenić ogromny kunszt instrumentalny i kreatywność obu muzyków. A jednocześnie niższa, niż wystawiłem takim dziełom Dolphy'ego, jak "Out There", "Out to Lunch!" czy "Iron Man". Bo choć każde z tych sześciu nagraniach z osobna mnie zachwyca, to zebrane razem nieco już tracą swoją wyjątkowość. W pewnym momencie chciałbym jednak już usłyszeć więcej instrumentów, które uczyniłyby całość bogatszą brzmieniowo, nie aż tak surową. Oczywiście, nie można na tej podstawie wyciągać wniosku, że Dolphy i Davis nie nagraliby wspólnie albumu lepszego od tej playlisty. Gdyby nie była to kompilacja wcześniej wydanych utworów, a coś przygotowanego specjalnie z myślą o takim projekcie, efekt mógłby być jeszcze bardziej porywający.

Wstawiona wyżej "okładka" jest oczywiście mojego autorstwa, z wykorzystaniem dostępnych w internecie zdjęć Erica Dolphy'ego i Richarda Davisa. Starałem się nawiązać do jednego z najpopularniejszych rodzajów okładek płyt jazzowych z lat 50. i 60., chętnie stosowanego przez wytwórnie Blue Note i Columbia. Widoczny w prawym górnym rogu "numer katalogowy" to data śmierci Dolphy'ego.


Komentarze

  1. No muszę pochwalić zarówno pomysł zebrania takiej playlisty(choć też uważam, że te nagrania lepiej się sprawdzają na odpowiednich sobie albumach, choćby dlatego, że stanowią urozmaicenie dla "zwyklejszych nagrań"), ale przede wszystkim okładkę. Zajebiście to wyszło, w życiu bym nie pomyślal że to "sklejka" własnej roboty. Spodziewałem się w tekście fragmentu w stylu "mało znana okładka singla z wydania meksykańskiego" czy czegoś w ten deseń.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super inicjatywa do promowania własnych playlist dzięki temu możesz pokazać czytelnikom bloga jak coś mogło by wyglądać z twojej perspektywy. Co do okładki to super to wyszło widzę że twoje umiejętności graficzne wzrosły.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024