[Recenzja] Magma - "Merci" (1984)



#zostańwdomu i słuchaj dobrej muzyki

"Merci", jedyny studyjny album Magmy wydany w latach 80., to najbardziej kontrowersyjne wydawnictwo w dorobku francuskiej grupy. Przez większość wielbicieli i krytyków uznawany za najsłabszą pozycję w dyskografii. Wszystko dlatego, że bardzo mocno odbiega od wcześniejszej (ale i późniejszej) twórczości. Nie powinno to być jednak zaskoczeniem, bo Christian Vander zmierzał w tym kierunku już od czasu "Attahk", a może nawet "Üdü Ẁüdü". O ile jednak wcześniej funkowo-soulowe wpływy oraz elektroniczne brzmienia były tylko dodatkiem do zeuhlowej stylistyki, tak tutaj wysuwają się na pierwszy plan.

Uwagę zwracają anglojęzyczne tytuły - po raz raz pierwszy na płycie Magmy zrezygnowano ze stworzonego na potrzeby zespołu języka kobajańskiego. Jednak to nic przy zmianach, jakie nastąpiły w samej muzyce. Dużą część albumu charakteryzuje funkowa lub nawet dyskotekowa rytmika, roztańczone partie dęciaków, chwytliwe melodie, a także uproszczona, piosenkowa struktura. Nigdy wcześniej zespół nie nagrał tak przebojowego kawałka, jak "Call from the Dark (Ooh Ooh Baby)", który właściwie bez większych zmian mógłby znaleźć się w repertuarze chociażby Earth, Wind & Fire. "I Must Return", "Do the Music" oraz "Otis" (hołd dla Otisa Reddinga) są utrzymane w podobnym stylu, niemal tak samo chwytliwe, ale posiadają też wiele punktów stycznych z wcześniejszymi dokonaniami zespołu. We wszystkich pojawia się sporo tej charakterystycznej dla grupy transowości (aczkolwiek nie wynikającej już głównie ze specyficznej rytmiki, której tu praktycznie nie ma, o czym więcej za chwilę), a także będących jej znakiem rozpoznawczym wielogłosowych, przerysowanych partii wokalnych (choć tym razem mniej operowych, a bardziej soulowych). Najwięcej wspólnego z dawną Magmą mają bardzo ładne "Eliphas Levi" i "The Night We Died", wyróżniające się wręcz uduchowionym nastrojem, przypominającym o fascynacji Vandera muzyką Johna Coltrane'a.

W nagraniu tego albumu wzięło udział niemal trzydziestu muzyków. Trzon zespołu stanowili, oczywiście, Christian i Stella Vanderowie, wpierani tym razem przede wszystkim przez Guya Khalifę i Lisę Deluxe. W pojedynczych nagraniach pojawiają się też inni muzycy związani wcześniej z Magmą, jak Klaus Blasquiz, Benoit Widemann, Michel Graillier, Patrick Gauthier, Jean-Luc Chevalier czy Maria Popkiewicz. Ale na liście płac widnieje też wiele nowych nazwisk, wśród których znalazł się nawet amerykański saksofonista jazzowy Robin Kenyatta (znany ze współpracy m.in. z Andrew Hillem, Samem Riversem, Archie'em Sheppem czy Billem Dixonem). Co ciekawe, Vander skupia się tu na śpiewie i klawiszach, a w żadnym utworze nie zagrał na perkusji, będącej dotąd jego podstawowym instrumentem - jedynie w "Eliphas Levi" odpowiada za perkusjonalia, a w "Call from the Dark (Ooh Ooh Baby)" za... zaprogramowanie automatu perkusyjnego. Tradycyjna sekcja rytmiczna - basista Marc Eliard i bębniarz François Laizeau - wzięła udział w nagraniu tylko trzech utworów, a ich partie mają bardziej funkowy niż zeuhlowy charakter.

Jak już jednak wspomniałem, przez większość albumu wciąż doskonale słychać, że to Magma. Mamy tu więc do czynienia nie tyle z odejściem od zeuhlu, co raczej jego innym, bardziej przystępnym obliczem, w którym wpływy muzyki poważnej zastąpiono funkiem i soulem. I osobiście uważam, że bardzo fajnie odświeżyło to twórczość zespołu, który na kilku poprzednich wydawnictwach stał się zbyt zachowawczy i przewidywalny. Oczywiście, ta piosenkowa stylistyka nie jest szczególnie wybitna, a zwarta tu muzyka ustępuje tym ambitniejszym dokonaniom zespołu. Słucham tego jednak z dużą przyjemnością. Zaletą tego wydawnictwa jest też niski próg wejścia - nie trzeba być dobrze osłuchanym z muzyką poważną, awangardą czy jazzem, by go zrozumieć i polubić (przeszkodą może być za to niechęć do muzyki tanecznej). Na koniec warto jeszcze dodać, że kompaktowe reedycje mają inną kolejność utworów - i w tym akurat przypadku taki zabieg świetnie się sprawdza, gdyż nowa tracklista jest bardziej sensowna (spokojniejsze utwory lepiej sprawdzają się na zakończenie, niż niemal na samym początku).

Ocena: 7/10



Magma - "Merci" (1984)

1. I Must Return; 2. Eliphas Levi; 3. The Night We Died; 4. Call from the Dark (Ooh Ooh Baby); 5. Do the Music; 6. Otis; 7. Otis (Ending)

Reedycje CD: 
1. Call from the Dark (Ooh Ooh Baby); 2. Otis; 3. Do the Music; 4. Otis (Ending); 5. I Must Return; 6. Eliphas Levi; 7. The Night We Died

Skład (wg wydania winylowego): Christian Vander - wokal (1,5-7), dodatkowy wokal (2-4), pianino (1-3), pianino elektryczne (2,5-7), czelesta (3)instr. perkusyjne (2), syntezator (4,6,7), automat perkusyjny (4); Stella Vander - wokal (1,4), dodatkowy wokal (2,3,5,6); Guy Khalifa - wokal (1,4,5), dodatkowy wokal (2,3,6), flet (2,6), pianino elektryczne (6); Klaus Blasquiz - wokal (1); Lisa Deluxe - wokal (2,3), dodatkowy wokal (1,6); Maria Popkiewicz - dodatkowy wokal (1); Benoît Widemann - syntezator (1,4,5,6); Philippe Slominski - trąbka (1,4,5); Christian Martinez - trąbka (1,4); Denis Leloup - puzon (1,5); Jérome Naulay - puzon (1); Marc Eliard - gitara basowa (1,5,6); François Laizeau - perkusja i instr. perkusyjne (1,5,6); Michel Graillier - elektryczne pianino (2); Steve Shehan - instr. perkusyjne (2); Michel Goldberg - saksofon (4,5); Alex Ferrand - dodatkowy wokal (4,5) Demis Visvikis - dodatkowy wokal (4); Jean-Luc Chevalier - gitara (5); Paul Baile - saksofon (5); Arrigo Lorenzi - saksofon (5); Patrick Gauthier - syntezator (5); Simon Goubert - syntezator (5); Jean-Pierre Fouquey - pianino elektryczne (6); Robin Kenyatta - saksofon (6); Michel Gaucher - saksofon (6); Freddy Hovsepian - trąbka (6); Christian Guizien - puzon (6)
Producent: Christian Vander


Komentarze

  1. Kurcze. Magma to musi być mocno lokalny zespół bo od wielu lat nigdy nie widziałem płyty w żadnym sklepie. Są w sklepach wysyłkowych ale czas realizacji 2 tygodnie jak w Empiku co oznacza że płyta ściągana z zachodu a sam kupiłem Kohntarkosz na Allegro od gościa który nowe płyty ściąga z Holandii (chyba dziś z Niderlandów)a z tego co wiem to na zachodzie też ze świeczką szukać płyty Magmy w sklepie. Wychodzi na to że cała Europa ściąga wysyłkowo cd od tego samego Holendra. On chyba sam je tłoczy :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słaba dostępność fizycznych wydań to problem, który niestety dotyczy nie tylko Magmy, ale też większości wykonawców, o jakich obecnie piszę. I właściwie trudno dziwić się sprzedawcom, że nie zamawiają płyt wykonawców, o których mało kto słyszał (bo nie było gdzie), czy nawet temu, że takie płyty nie są wznawiane. Z drugiej ręki też trudno je dostać, bo kto by chciał się ich pozbywać? ;)

      Usuń
    2. I tu pojawia się pytanie: z czego obecnie żyją muzycy, jak nie ze sprzedaży swojej twórczości? Bo chyba nie z tras koncertowych?
      Płyt na rynku brak (sam szukam ''Trout Mask Replica'' na CD, że o niesamowitych ''Dniach wiatru'' Świetlików nie wspomnę!), a potem wykonawcy stękają, że kiepsko im się powodzi, bo ludzie ściągają muzykę z torrentów.

      Podsumuję krótkim/smutnym przesłaniem do wydawców: gońcie się, frajerzy!

      PS. Ciekawi mnie, co Paweł powie nt. albumu ''Dni wiatru'' - jak dla mnie jest to kosmos. :)

      Usuń
    3. Ale ten problem ze słabą dostępnością płyt dotyczy tylko wykonawców grających bardziej niszową muzykę, a więc siłą rzeczy niezapewniającą zbyt dużych zysków. Dla nich twórczość jest wyrazem artystycznych ambicji, a nie źródłem utrzymania. Przecież gdyby taki "Trout Mask Replica" czy inny "Kohntarkosz" były dostępne w dużych ilościach w każdym sklepie muzycznym, to zalegałyby tam latami.

      Na temat tego albumu nie powiem nic, bo go nie znam. Zresztą na RYM wiedzę, że Świetliki nie mają wydawnictwa o takim tytule. Jest za to taki album nagrany przez Ściankę. Pewnie dlatego nie możesz go nigdzie znaleźć ;)

      Usuń
    4. Przypomniał mi się kawał o rozmowie dwóch jazzmanów:
      - Kupiłem twój album.
      - Ach, to byłeś ty!

      Usuń
    5. Bo się mi ta Ścianka pomyliła ze Świetlikami, sorry, to ze zdenerwowania. ;)

      Ambitne zespoły, chcąc żyć z artystycznych ambicji, niech sobie robią, co chcą - ale życie nie lubi próżni: to, czego nie mogę kupić, ściągnę sobie z rosyjskich serwerów, przykro mi bardzo z tego powodu, że muszę kraść.

      PS. Naprawdę nigdy nie słyszałeś ''Dni wiatru''?? Całość jest na YouTube - polecam gorąco posłuchać wieczorową porą, na słuchawkach. Brrr..! :)

      Usuń
    6. Nie musisz kraść, bo ci artyści często udostępniają swoją muzykę za darmo. Możesz posłuchać jej legalnie, a oni może nawet dostaną za to jakieś grosze. A jak koniecznie musisz mieć fizyczny nośnik, to na zagranicznych serwisach z pewnością go znajdziesz. Pozostaje tylko kwestia tego, jak duży masz budżet na zakup płyt. Jeśli jesteś w stanie zapłacić za jedną płytę kilkaset złotych, to szybko znajdziesz ofertę. Możesz też ustawić sobie powiadomienia o wystawieniu na sprzedaż danego tytułu i czekać na lepszą okazję. Wiec nie ma się tu co denerwować, tylko trzeba działać.

      Nie ma w tym nic dziwnego, że ktoś nie słyszał jakiegoś albumu. Są tysiące albumów i wszystkiego nie da się znać. Ja wolę najpierw poznać dobrze to, co było kiedyś, żeby potem nie wynosić na piedestał wykonawcy, który być może jest tylko epigonem.

      Usuń
    7. To i ja coś dorzucę ;)

      Spotykają się dwaj muzycy jazzowi i jeden mówi do drugiego:
      - Wiesz wydałem płytę!
      - Świetnie, a ile sprzedałeś?
      - Eee, niewiele - dom, samochód...

      Usuń
  2. Jak widac funk popularny nie tylko byl w latach 70.Ale tez w 1984,choc w popowo-nowofalowej wersji np.:Madonna -Holiday,Lucky star,Nena 99 luftballons,Banarama Cruel summer,Duran Duran Rio,INXS Orignal Sin.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam większości tych wykonawców w ogóle, a innych słabo, ale jeśli były tam jakieś wpływy funku, to raczej w pojedynczych kawałkach. Ale przecież w drugiej połowie lat 80. zaczęły działać zespoły, u których funk był podstawą ich stylu: Faith No More, RHCP, czy nieco później RAtM. Zaś niedługo potem klasyczny funk zyskał drugie życie dzięki licznym samplom.

      Usuń
  3. Faith No More to przede wszystkim zespol alternawywno rocko-metalowycos co zapoczatkowalo tzw.nu-metal,z najlepsza plyta z 1989 Angel Dust.
    Sampli i muzyki DJ-skiej nie nawidze,kojarzami sie z imprezami dla mas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale na pierwszych płytach, jeszcze bez Pattona, jest to przede wszystkim funk metal z rapem. Zresztą jeszcze na "The Real Thing" jest dużo funku, a i potem z niego nie zrezygnowali całkiem.

      Sample były stosowane w muzyce na długo, zanim słowo DJ zyskało szersze znaczenie, niż "osoba odpowiedzialna za puszczanie muzyki w radiu". Obecnie, tzn. już od wielu lat, sample są bardzo kreatywnie używane w muzyce hiphopowej i elektronicznej. To, że pewnie kojarzysz tylko rzeczy najgorszego sortu, nie znaczy, że nie ma tam rzeczy znacznie ciekawszych.

      Usuń
  4. Imigranci z planety Kobaïa nauczyli się angielskiego!

    OdpowiedzUsuń
  5. O, "Eliphas Levi" jest chyba w całości zbudowane na cytacie pianina z "My Favorite Things". To mój osobisty faworyt na tym albumie, niesamowicie kojący i nie aż tak odległy od tego co Magma proponowała choćby na takim "Lïhns" z koncertówki "Live (1975)".

    To w sumie imponujące, że Vanderowi jako zdaje się jedynemu udało się odejść tak daleko od tego, co czyni zeuhl zeuhlem i nadal zachować jego podstawy. To zdecydowanie godne pochwały. Mimo tego mam wrażenie, że to album który fani grupy docenią bardziej niż osoba z zeuhlem niezapoznana. Fragmenty bardziej przebojowe w "I Must Return" i "Otis" wypadają dla mnie trochę topornie i zbyt "potężnie" w brzmieniu. Może gdyby grupie trafił się taki dobry producent w stylu Briana Eno, dostalibyśmy naprawdę płynne połączenie muzyki rozrywkowej i zeuhlu? To byłby wtedy album naprawdę warty zapamiętania. Tak, chociaż jest ładnie, taniecznie i melodyjnie, wypada momentami niezdecydowanie. Czegoś tu zabrakło, ale zgadzam się, że wśród fanów to pozycja niedoceniana. To nadal ciekawe i do dzisiaj mało zbadane oblicze tej muzyki.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)