[Recenzja] Heldon - "Interface" (1977)



Nieczęsto się zdarza, by wykonawca z płyty na płytę stawał się coraz lepszy. Jednym z rzadkich wyjątków od tej niepisanej reguły jest francuski projekt Heldon. "Interface" to szósty album w jego dyskografii - a drugi nagrany jako trio złożone z Richarda Pinhasa, Patricka Gauthiera i François Augera (ponownie wsparte w jednym utworze przez basistę Didiera Batarda) - i jednocześnie najlepszy z wydanych do tamtej pory. Muzycy po raz kolejny podnieśli poprzeczkę, dopracowując dotychczasowy styl i prezentując go w jeszcze dojrzalszej formie.

Pod względem stylistycznym jest to wciąż progresywna elektronika, jednak o mroczniejszym i bardziej surowym charakterze, niż twórczość przedstawicieli Szkoły Berlińskiej, tym razem trochę mocniej wymieszana z rockiem progresywnym z okolic koncertowych poczynań King Crimson z lat 1972-74. Kto wie, czy grupa Roberta Frippa nie rozwinęłaby się w podobnym kierunku, gdyby kontynuowała działalność w drugiej połowie lat 70. - jeśli tak by miało być, to można przyjąć, że Heldon doskonale wypełnił lukę na progresywniej scenie. Oczywiście, jest to muzyka nieco trudniejsza w odbiorze, niż klasyczny prog - całkowicie instrumentalna, bez łatwo przyswajalnych motywów i melodii, bardziej mechaniczna i przeważnie raczej mało subtelna. I nie piszę tego wcale w negatywnym kontekście. W tym konkretnym przypadku efekt jest bardzo intrygujący.

Utwory w większości opierają się na hipnotycznych, elektroniczno-perkusyjnych pętlach ("Les Soucoupes Volantes Vertes", "Le Retour Des Soucoupes Volantes"), w które nierzadko wtapiają się zgiełkliwe, nieco frippowskie partie gitary ("Jet Girl", "Le Fils Des Soucoupes Volantes (Vertes)", "Interface"). Wydawać by się mogło, że utwory zbudowane na pętlach niewiele mogą zaoferować. Nic bardziej mylnego. Nie brakuje tutaj różnych przetworzeń i innych smaczków. Najlepszym tego przykładem dziewiętnastominutowe nagranie tytułowe. Pomijając perkusyjny wstęp i zaskakująco konwencjonalne gitarowe zakończenie (będące raczej żartem Pinhasa), zasadnicza część opiera się na perkusyjno-syntezatorowych repetycjach i raczej mało urozmaiconej partii gitary. Ale po pierwsze - samo brzmienie jest bardzo ciekawe, a po drugie - faktura stopniowo się tutaj zagęszcza, dzięki czemu w ogóle nie odczuwam znużenia. Wręcz przeciwnie, słucham tego z rosnącym zaciekawieniem.

Najbardziej podoba mi się tu jednak fragment najmniej typowy dla tego albumu i w ogóle odstający od większości twórczości Heldon. Mam oczywiście na myśli "Bal-A-Fou". Tytuł ten można przetłumaczyć z francuskiego dosłownie jako "szalona piłka", jednak jego fonetyczna wymowa przypomina słowo "balafon", czyli określenie afrykańskiego instrumentu z grupy idiofonów. I jest to chyba słuszny trop, gdyż perkusjonalia Augera mają bardzo egzotyczny charakter. Do tego pojawiają się tu jeszcze lekko jazzująco-funkowe partie instrumentów klawiszowych, a także świetny, nieco zeuhlowy bas Batarda. Trochę nawet szkoda, że basista nie wystąpił w pozostałych nagraniach, bo mógł do nich wnieść wiele dobrego. Cóż, znacznie większą rolę odegrał na następnym albumie Heldon, "Stand By". Tam poprzeczka została podniesiona jeszcze wyżej (!), niemniej jednak już "Interface" jest albumem niezwykle udanym. Niewiele lepszej elektroniki ukazało się w latach 70., a była to przecież bardzo dobra dekada dla takiej muzyki.

Ocena: 9/10



Heldon - "Interface" (1977)

1. Les Soucoupes Volantes Vertes; 2. Jet Girl (Part I: In New-York Or Paris, Equivalent / Part II: In South Bronx); 3. Le Retour Des Soucoupes Volantes; 4. Bal-A-Fou; 5. Le Fils Des Soucoupes Volantes (Vertes); 6. Interface

Skład: Richard Pinhas - syntezatory (1-3,5,6), gitara (2,4-6); Patrick Gauthier - syntezatory (1,3-6); François Auger - perkusja i instr. perkusyjne, syntezator (4)
Gościnnie; Didier Batard - gitara basowa (4)
Producent: Heldon


Komentarze

  1. Płyty Heldona wydawała/wznawiała moja ulubiona wytwórnia płytowa Cuneiform Records. Często łapię się na tym, że jak widzę przy nazwie nieznanej mi płyty wyraz ''Cuneiform'', to wiem, że będzie ciekawie. :) (inne takie magiczne wydawnictwo, to MoonJune Records)

    PS. Gwoli informacji podaję, że w marcu pojawił się drugi album grupy Dai Kaht ''Dai Kaht II'' (wiem, że lubisz nurt Zeuhl i być może się tym krążkiem zainteresujesz - ciekawostka: goście pochodzą z Finlandii).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W latach 70. albumy Heldon wydawały różne wytwórnie. Cuneiform powstała w następnej dekadzie, więc odpowiada tylko za wznowienia. A w katalogu faktycznie ma sporo interesujących rzeczy. Ale poznawanie muzyki wg wytwórni to raczej nie jest dobry pomysł. Można stracić zbyt wiele czasu na rzeczy kompletnie nieistotne, wtórne, mało ciekawe. Lepiej szukać w inny sposób, na podstawie rekomendacji czy rankingów.

      Z zeuhlem jest taki problem, że styl ten został wymyślony przez Magmę (a właściwie przez Christiana Vandera), a kolejni przedstawiciele jakoś nie bardzo rozwijali tę koncepcję, a przy swojej wtórności nie byli pod żadnym względem lepsi od Magmy.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)