[Recenzja] Don Cherry - "Brown Rice" (1975)



Don Cherry z czasem coraz bardziej oddalał się od swoich freejazzowych korzeni, na rzecz grania inspirowanego muzyką z różnych stron świata. Jednym z ciekawszych albumów z tego etapu kariery trębacza jest nagrany w połowie lat 70. "Brown Rice". Podczas sesji nagraniowej - odbywającej się zarówno w nowojorskim The Basement Recording Studios, jak i w mieszczącym się w Woodstock studiu Grog Kill - Cherry'emu towarzyszył rozbudowany skład, obejmujący saksofonistę Franka Lowe'a, pianistę Ricky'ego Cherry, basistów Charliego Hadena i Hakima Jamiego, perkusistę Billy'ego Higginsa, perkusjonalistę Bunchiego Foxa, a także grającą na tamburze Moki Cherry (prywatnie żonę Dona). Z Hadenem i Higginsem lider grał już w zespołach Ornette'a Colemana, miał też okazję współpracować z Lowe'em, więc przynajmniej niektórzy muzycy byli już dobrze ze sobą zgrani.

"Brown Rice" początkowo ukazał się wyłącznie we Włoszech, nakładem fonograficznego giganta EMI. Dopiero dwa lata później, w 1977 roku doczekał się wydania w Ameryce Północnej i Japonii, tym razem z logo Horizon (filii A&M Records), zupełnie inną okładką i bez tytułu. Później był wielokrotnie wznawiany w obu wersjach. Zawartość muzyczna każdego wydania jest identyczna. Album wypełniają cztery, przeważnie rozbudowane kompozycje, w większości napisane przez Cherry'ego (jedynie w przypadku "Malkauns" współautorem jest Karl Berger). Wszystkie wpisują się w stylistykę spiritual jazzu, silnie inspirowanego muzyką hindustańską, co podkreślają partie tambury. Muzyka jest przesiąknięta dalekowschodnim mistycyzmem, a jednocześnie wciąż silnie zakorzeniona w stylistyce jazzowej - ale nie w bopowym tradycjonalizmie, ani freejazzowych odlotach, a raczej w graniu bliższym fusion, przywołującym na myśl co bardziej uduchowione nagrania Milesa Davisa z elektrycznego okresu. Szczególnie w otwierającym album utworze tytułowym i zamykającym go "Degi-Degi", w których wykorzystano elektryczne pianino, a także zniekształcono brzmienie trąbki, dzięki czemu przypomina gitarę (identyczny zabieg stosował Davis). Najciekawsze są tu jednak dwa środkowe, najdłuższe nagrania. Przepięknie wypada "Malkauns", z niezwykłej urody solówkami Cherry'ego na trąbce oraz hipnotycznymi partiami kontrabasu i tambury. "Chenrezig" wyróżnia się natomiast interesującymi kontrastami - od bardziej klimatycznych fragmentów ze stylizowanym na indyjskie ragi śpiewem lidera lub jego melodyjnymi partiami na trąbce, po bardziej ekspresyjne momenty z agresywnymi partiami dęciaków.

Świetny, dojrzały album, pokazujący Dona Cherry'ego w ciekawym momencie kariery, grającego muzykę o wciąż mocno jazzowym charakterze, jednocześnie silnie przesiąkniętą wpływami orientalnymi, a podaną w znacznie bardziej przystępnej formie, niż wcześniej (chociażby na "Eternal Rhythm"). Trudno o lepszy wybór na początek dla osób planujących zapoznanie się z twórczością trębacza.

Ocena: 9/10



Don Cherry - "Brown Rice" (1975)

1. Brown Rice; 2. Malkauns; 3. Chenrezig; 4. Degi-Degi

Skład: Don Cherry - trąbka, elektryczne pianino (1), pianino (4), głos (1,3,4); Frank Lowe - saksofon tenorowy (1,3); Ricky Cherry - pianino (1,3,4), elektryczne pianino (4); Charlie Haden - kontrabas (1,2,4); Billy Higgins - perkusja; Bunchie Fox - instr. perkusyjne (1); Verna Gillis - głos (1); Moki Cherry - tambura (2,3); Hakim Jami - kontrabas (3)
Producent: Corrado Bacchelli


Po prawej; okładka wydania amerykańskiego.


Komentarze

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)