[Recenzja] Pierre Moerlen's Gong - "Downwind" (1979)



Kontrakt z wytwórnią Virgin obligował Pierre'a Moerlena do wydania albumów "Gazeuse!" i "Expresso II" pod szyldem Gong, choć pod wieloma względami był to już zupełnie inny zespół - pozbawiony większości kluczowych muzyków i poruszający się w zupełnie innej stylistyce. Po wygaśnięciu kontraktu, perkusista mógł w końcu zmienić szyld. Na tym etapie nie miałaby już jednak sensu całkowita zmiana nazwy. Zdecydowano się więc na połowiczne rozwiązanie: zespół został przemianowany na Pierre Moerlen's Gong.

Pierwszym sygnowanym w ten sposób albumem jest nagrywany latem 1978 roku "Downwind". Skład nie zmienił się znacząco od czasu "Expresso II". W zespole pozostali basista Hansford Rowe i wibrafonista Benoit Moerlen, ale odeszła perkusjonalistka Mireille Bauer, a gitarzystę Allana Holdswortha zastąpił Ross Record. Ponadto w nagraniach wzięło udział wielu znamienitych gości, jak słynny francuski skrzypek Didier Lockwood (znany m.in. ze współpracy z zespołem Magma), Didier Malherbe (były członek Gong), gitarzysta Mick Taylor (ex-John Mayall's Bluesbreakers, The Rolling Stones), grający na syntezatorze Steve Winwood (ex-Traffic, Blind Faith), a także Mike Oldfield i jego brat Terry.

Pod względem stylistycznym jest to na pewno kontynuacja, ale też rozwinięcie dwóch poprzednich albumów. To wciąż bardzo oryginalny jazz rock, mocno oparty na dźwiękach przeróżnych instrumentów perkusyjnych. Tym razem brzmienie jest jednak bogatsze, w czym zasługa nie tylko licznych gości, ale również samego Moerlena, który w każdym utworze zagrał także na klawiszach. Ponadto, pojawiają się tutaj partie wokalne, z których całkowicie zrezygnowano na obu poprzednich wydawnictwach. W "Aeroplane" i "What You Know" w roli głównego wokalisty wystąpił Pierre - radząc sobie całkiem przyzwoicie. I są to właściwie tradycyjne piosenki, proste i melodyjne. Obie powinny przypaść do gustu słuchaczom bardziej ukierunkowanym na rock. W "Aeroplane" pojawia się typowo rockowe brzmienie elektrycznych organów, a w "What You Know" dużo ostrej gitary (w tym dobre, bluesowe solo Taylora), zaś oba opierają się na mocnej grze sekcji rytmicznej (prawie wcale nie słychać tu natomiast tych typowych dla Moerlena perkusjonaliów - a szkoda, bo mogły nadać bardziej unikalnego charakteru). A znalazł się tu jeszcze "Jin-Go-Lo-Ba" z repertuaru nigeryjskiego perkusjonalisty Babatunde Olatunji, z wokalizami Moerlena, Recorda i Rowe'a, które w połączeniu z egzotyczną rytmiką i popisową solówką gitarową wywołują wyraźne skojarzenia z wczesnymi dokonaniami Santany (aczkolwiek z wpływami afrykańskimi zamiast latynoskich).

Reszta albumu to już granie całkowicie instrumentalne, a tym samym bliższe dwóch poprzednich albumów, ale jednak bardziej udane. Przede wszystkim nie ma tutaj Holdswortha, który szkodził każdemu zespołowi, w jakim się pojawił. Record jest może i słabszy technicznie, ale za to zdaje się być bardziej świadomy swoich ograniczeń i tym samym lepiej wykorzystuje swoje możliwości. Ot, przyzwoity gitarzysta o raczej rockowych, niż jazzowych skłonnościach. A błyszczą tu zwłaszcza bracia Moerlen i zaproszeni goście. W aż trzech utworach udziela się Lockwood. Energetyczny "Crosscurrents" i początkowo nastrojowy, a później nabierający ciężaru "Xtasea" to bardzo fajne jazzrockowe granie, z dobrą współpracą muzyków, mnóstwem perkusyjnych ozdobników oraz znakomitymi partiami skrzypiec, a w tym drugim także z ładną, nieco gilmourowską solówką gitarzysty. A jest jeszcze "Emotions" - subtelny duet skrzypiec i wibrafonu (oraz odrobiną brzmień z syntezatora), urzekający bardzo ładnym nastrojem. Jednak w najlepszym na płycie, tytułowym "Downwind", Lockwood nie wystąpił, dając się wykazać innym gościom. To ponad dwunastominutowy jazzrockowy popis, oparty na funkującej linii basu i znów bardzo bogatej warstwie perkusyjnej, ze świetnymi partiami saksofonu Malherbe'a, fletu Terry'ego Oldfielda i gitary Mike'a Oldfielda, oraz dodatkiem syntezatora Winwooda. Momentami brzmi trochę jak wariacja na temat "Tubular Bells", ale więcej tu dynamiki i tego, czego w idee fixe Oldfielda kompletnie zabrakło - interakcji pomiędzy muzykami.

"Downwind" to album raczej z rodzaju tych przyjemnych, niż wybitnych, ale to wciąż bardzo fajne wydawnictwo. Bogatsze instrumentarium, lepszy dobór muzyków i większa różnorodność utworów , przy zachowaniu spójności całości, czynią ten longplay zdecydowanie ciekawszym od jego dwóch poprzedników. Mimo wszystko, jest to trochę nierówne wydawnictwo, bo instrumentalne nagrania są tu nieporównywalnie ciekawsze od tych z partiami wokalnymi, stanowiącymi miłe, ale chyba nie do końca potrzebne uzupełnienie.

Ocena: 7/10



Pierre Moerlen's Gong - "Downwind" (1979)

1. Aeroplane; 2. Crosscurrents; 3. Downwind; 4. Jin-Go-Lo-Ba; 5. What You Know; 6. Emotions; 7. Xtasea

Skład: Pierre Moerlen - perkusja i instr. perkusyjne, instr. klawiszowe, wokal (1,4,5); Ross Record - gitara (1,2,4,5,7), dodatkowy wokal (1,4); Hansford Rowe - gitara basowa (1-5,7), wokal (4); Benoît Moerlen - wibrafon (1,2,4,5,7)
Gościnnie: Didier Lockwood - skrzypce (2,6,7); François Causse - instr. perkusyjne (2,4,5); Mike Oldfield - gitara (3), gitara basowa (3), perkusja (3); Terry Oldfield - flet (3); Didier Malherbe - saksofon (3); Steve Winwood - syntezator (3); Mick Taylor - gitara (5)
Producent: Pierre Moerlen; Nick Bradford (1,2,4-7); Mike Oldfield (3)


Komentarze

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)