[Recenzja] Magma - "Köhntarkösz" (1974)



Gdyby nie wydany rok wcześniej "Mëkanïk Dëstruktïẁ Kömmandöh", to prawdopodobnie właśnie "Köhntarkösz" byłby powszechnie uznawany za największe osiągnięcie francuskiej Magmy. Album został nagrany po kolejnej zmianie składu. Jego trzon wciąż jednak tworzyli Christian Vander i Klaus Blasquiz, występujący w zespole od początku, a także Stella Vander i Jannick Top, którzy dołączyli przed nagraniem "M.D.K.". W tym samym roku, jako kwartet, zarejestrowali także materiał na wydany pod nazwiskiem Vandera album "Tristan et Iseult" (znany też jako "Ẁurdah Ïtah" i w ostatnich latach wznawiany pod nazwą zespołu). Podczas sesji "Köhntarkösz" skład został rozbudowany o dwóch klawiszowców, Gerarda Bikialo i Michela Grailliera, a także o gitarzystę Briana Goddinga.

Znaczną część albumu zajmuje skomponowany przez Vandera utwór tytułowy, podzielony na dwie ponad piętnastominutowe części. Choć zespół zachował wszystkie charakterystyczne elementy swojego stylu, niewątpliwie można mówić tu o jego dalszym rozwoju. Tym razem mniejsza rolę odgrywają partie wokalne, więcej za to długich pasaży instrumentalnych. "Part I" pokazuje cięższe, bardzo rockowe - ale wciąż wyrafinowane - oblicze grupy. Spora w tym zasługa potężnej sekcji rytmicznej i partii organów, a w mniejszym stopniu gitary. Całość wciąż mocno opiera się na transowych rytmach, choć już nie tak intensywnych, jak w przypadku "M.D.K." i "Ẁurdah Ïtah", i nie jest im aż tak bardzo podporządkowana, dzięki czemu pojawia się więcej instrumentalnej swobody. Jeszcze ciekawiej prezentuje się "Part 2", rozpoczęty bardzo subtelnie, z ładną melodią i uduchowionym klimatem, a następnie intrygująco się rozwijający w coraz bardziej intensywne i agresywne rejony. Niewątpliwie jest to jedno z największych dzieł zespołu.

Ale na albumie znalazły się też dwa krótsze utwory. Ciekawie prezentuje się skomponowany przez Jannicka Topa "Ork Alarm". To nietypowe nagranie w dorobku zespołu - pozbawione sekcji rytmicznej, oparte głównie na akompaniamencie wiolonczeli (na której zagrał Top), ale za to z charakterystycznymi partiami wokalnymi, które tym razem trwają praktycznie nieprzerwanie od początku do końca utworu. Mniej przekonuje mnie finałowa, instrumentalna kompozycja Vandera, "Coltrane Sündïa", elegia dla Johna Coltrane'a, próbująca przywołać mistyczny klimat jego twórczości, ale ostatecznie sprawiająca wrażenie jej niezamierzonego pastiszu. Pomijając tę krótką wpadkę na koniec, "Köhntarkösz" to wielki album, bardzo interesująco rozwijający i wzbogacający styl zespołu. A sam utwór tytułowy jest być może największym dziełem Magmy.

W 2004 roku album doczekał się prequela zatytułowanego "K.A (Köhntarkösz Anteria)", a pięć lat później sequela o tytule "Ëmëhntëhtt-Ré". Muzyka zawarta na tych longplayach opiera się na materiale skomponowanym w latach 1973-75 i częściowo znanym już z koncertów oraz wydanej w 1977 roku kompilacji studyjnych odrzutów "Inédits".

Ocena: 9/10



Magma - "Köhntarkösz" (1974)

1. Köhntarkösz (Part I); 2. Ork Alarm; 3. Köhntarkösz (Part II); 4. Coltrane Sündïa

Skład: Klaus Blasquiz - wokal, instr. perkusyjne; Stella Vander - wokal; Gerard Bikialo - instr. klawiszowe; Michel Graillier - instr. klawiszowe; Brian Godding - gitara; Jannick Top - gitara basowa, wiolonczela, pianino, wokal; Christian Vander - perkusja i instr. perkusyjne, pianino, wokal
Producent: Giorgio Gomelsky


Komentarze

  1. Czekałem tydzień na to cd bo Magma trudno dostępna. MDK mimo że najpopularniejsza to mi nie podeszła. Brzmi jak opera i soundtrack do Quo Vadis. Za bardzo a w zasadzie totalnie śpiewna (oczywiście nie piosenkowa). Kohntarkosz klimat ma podobny, też filmowy, słuchając jej miałem uczucie jakbym oglądał horror albo był na sabacie czarownic. Jednak ta płyta w przeciwieństwie do MDK jest zrównoważona co do rozłożenia instrumentarium i wokalizy. Śpiew jest odpowiednio wpleciony do partii instrumentalnych. No i co dla mnie ważne jest już mniej rozmachu niż w MDK (którego nie lubię).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam w takim razie koncertowe albumy (szczególnie "Live" z 1975 roku, "Retrospective"), na których też jest trochę mniej wokalu, a więcej instrumentalnego grania.

      Usuń
    2. Mam identyczne przymslenia co kolega,wole tą płyte i Wudu Itah od MDK-którego też nie lubie.

      Usuń
  2. Skąd wiadomo, że te albumy z 2004 oraz 2009 to prequel i sequel?
    Wywnioskowano to po testach?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)