[Recenzja] Albert Ayler Trio - "Spiritual Unity" (1965)



Ornette Coleman pokazał jazzowej publiczności, że można zrezygnować z tonalności i grania akordami. Saksofonista Albert Ayler poszedł o krok dalej, odrzucając ograniczenia stwarzane przez rytm. Swoją koncepcję wyzwolonego jazzu zaprezentował na albumie "Spiritual Unity", nagranym 10 lipca 1964 roku z pomocą basisty Gary'ego Peacocka i perkusisty Sunny'ego Murraya. Na oryginalnym wydaniu longplaya znalazły się trzy kompozycje lidera, w tym jedna w dwóch wersjach. Ów powtarzający się utwór, "Ghosts", stał się prawdopodobnie najbardziej znaną kompozycją Aylera.

Dla przypadkowego słuchacza, "Spiritual Unity" może sprawiać wrażenie kompletnego chaosu. Brzmi to trochę tak, jakby trio chciało grać zwyczajny hardbop, taki z ładnymi tematami i ich rozwinięciami, ale nie potrafiło grać w tonacji, trzymać się rytmu, ani współpracować ze sobą. Saksofon charczy, skrzypi, co chwilę słychać przedęcia i nagłe skoki rejestrowe. Partie kontrabasu są tak swobodne, że czasem przypominają strojenie instrumentu. Nawet w partiach perkusji trudno wyłapać rytm. W dodatku każdy zdaje się tu grać niezależnie od pozostałej dwójki. To wszystko nie wynika jednak z braku umiejętności tria, a z chęci zerwania z ograniczającymi schematami i regułami, poszukiwania nowych środków artystycznego wyrazu, skupienia się przede wszystkim na brzmieniu, a nie jak dotąd - harmonii czy rytmie. Bardziej obyty słuchacz z pewnością zauważy, że zawarta tu muzyka wcale nie jest dziełem całkowitego przypadku - swoboda wcale nie prowadzi do chaosu, nie jest to muzyka pozbawiona celu, a muzycy, choć pozornie grający niezależnie od siebie, ściśle ze sobą współpracują, zmierzając w jednym kierunku.

"Spiritual Unity" to udane rozwinięcie pomysłów wspomnianego Colemana. W chwili wydania był to prawdopodobnie najbardziej radykalny album jazzowy - choć nie całkiem pozbawiony przystępności, za sprawą dość wyraźnie zaznaczonych tematów i niespecjalnie przytłaczającego brzmienia (poza saksofonem). Jego znaczenie dla rozwoju free jazzu jest nie do podważenia. Nawet jeśli granice swobody i ekstremy w niedługim czasie po jego wydaniu zostały jeszcze dalej przesunięte przez takich twórców, jak Sun Ra, Cecil Taylor, John Coltrane, Anthony Braxton czy Peter Brötzmann. Bez "Spiritual Unity" ich dokonania mogłyby wyglądać zupełnie inaczej.

Ocena: 8/10



Albert Ayler Trio - "Spiritual Unity" (1965)

1. Ghosts: First Variation; 2. The Wizard; 3. Spirits; 4. Ghosts: Second Variation

Skład: Albert Ayler - saksofon tenorowy; Gary Peacock - kontrabas; Sunny Murray - perkusja
Producent: -


Komentarze

  1. Jejku. Taka płyta i nikt nie ma nic do powiedzenia? Oburzające ;).

    Moim zdaniem jedna z najlepszych płyt free jazzowych, jakie powstały. I o ile niestety zaczęła niefortunny trend na tę odmianę free jazzu, która zamiast bawić się w jakieś interesujące zmiany skostniałej już w 1964 formy jazzu koncentrowała się po prostu na wydawaniu jak najdziwniejszych dźwięków z saksofonu, to tutaj to działa dobrze. Wybitna płyta. Ayler, podobnie jak Dolphy, odszedł zdecydowanie za szybko, chociaż po śmierci Coltrane'a jego muzyka wiele straciła.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzisiaj pierwszy raz słuchałem tej płyty, i muszę powiedzieć, że bardzo mi się spodobała. Nie jestem fanem free-jazzu, ta płyta wydaje mi się bardzo ,,rozsądna'', zdecydowanie nie przekracza bariery, po której ciężko mi się skupić na odsłuchu. Podobnie wspominam album Out of Lunch Erica Dolphy'ego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Out to Lunch!" to nie free tylko post-bop/avantgarde jazz ;) Dolphy jedynie zbliżał się do tej stylistyki.

      Usuń
    2. Na pewno jest tak, jak napisałeś. Za bardzo się nie znam na jazzie, ale mimo wszystko, wydaje mi się, że Out to Lunch! będzie dla wielu osób zbyt skomplikowane, zwłaszcza tych bardziej ortodoksyjnych. Chyba ;)

      Usuń
    3. Co do tego, że Dolphy był nowatorem, którego nie rozumieli ortodoksi, nie ma żadnych wątpliwości ;) Krytycy określali m.in. jego twórczość mianem "anty-muzyki".

      Ale obecnie chyba jednak bardziej cenione są te awangardowe odmiany jazzu, niż zwykły bop.

      Usuń
  3. Bardzo cenne recenzje na stronie. Po dłuższym okresie powróciłem do jazzu. Dolphy, Ayler, Ornette, absolutny top. Słucha się tego z zapartym tchem momentami. Ale faktycznie Ayler, na pierwszy rzut, wyzwanie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024