[Recenzja] Wayne Shorter - "Schizophrenia" (1969)



Choć materiał zawarty na "Schizophrenia" został zarejestrowany już w 1967 roku, ukazał się dopiero dwa lata później. Opóźnienie nie było jednak spowodowane jakością tego materiału. Po prostu jazzmani zakontraktowani przez Blue Note tworzyli w takim tempie, że wytwórnia nie nadążała z wydawaniem kolejnych płyt swoich podopiecznych. Zarejestrowanie jednego albumu zwykle zajmowało około dwóch dni. Muzycy po prostu wchodzili do studia, nagrywali na żywo kilka podejść każdego utworu, po czym wystarczyło wybrać najlepsze wersje - żadna studyjna obróbka nie była potrzebna. Sesja nagraniowa "Schizophrenia" zamknęła się w ciągu jednego dnia, 10 marca 1967 roku (a więc odbyła się już ponad pół roku przed wydaniem "Adam's Apple").

Wayne Shorter wrócił tu do bardziej rozbudowanego składu, podobnie jak podczas sesji "The All Seeing Eye". Zresztą Herbie Hancock, Ron Carter, Joe Chambers i saksofonista (tutaj także flecista) James Spaulding zagrali na obu tych albumach. Jedynie miejsce puzonisty tym razem zajął Curtis Fuller (zamiast Grachana Moncura III). No i zabrakło Freddiego Hubbarda. Ponadto, po raz pierwszy w przypadku albumu Shortera nagranego dla Blue Note, producentem nie był Alfred Lion, a Francis Wolff. Sesja miała natomiast tradycyjnie miejsce w studiu Rudy'ego Van Geldera.

Pięć utworów skomponował sam lider, szósty ("Kryptonite") jest autorstwa Spauldinga. Żaden z tych tematów nie stał się standardem, w przeciwieństwie do innej kompozycji Shortera z tamtego okresu, "Nefertiti", którą saksofonista nagrał z kwintetem Milesa Davisa. To jednak wciąż bardzo fajny post-bop, nastawiony na zespołową interakcję, co daje wiele pola do popisu tym doświadczonym i doskonale zgranym muzykom. Najbardziej podobają mi się utwory "Go" i "Kryptonite", za sprawą solówek Spauldinga na flecie, co wnosi pewien powiew świeżości - nie jest to przecież instrument popularny w jazzie, a już na pewno nie takim (kojarzy się raczej ze spiritual jazzem, ewentualnie fusion). Oczywiście na albumie nie brak też porywających popisów Shortera, Hancocka i Fullera, a Carter i Chambers swoją wyrafinowaną grą spajają wszystko w całość. Na wyróżnienie zasługują też ekspresyjne wykonane utwory "Tom Thumb", "Schizophrenia" i "Playground", a ballada "Miyako" przynosi odrobinę potrzebnego wytchnienia.

Pomimo dość psychodelicznej okładki, "Schizophrenia" to album niewykraczający daleko poza post-bopowe ramy. Jednak wykonanie i kompozycje są tu na najwyższym poziomie. Po słabszym, w mojej opinii, "Adam's Apple", ten longplay stanowi powrót Wayne'a Shortera do bardzo wysokiej formy, aczkolwiek pod względem kreatywności nieznacznie ustępuje on "Juju" i "The All Seeing Eye".

Ocena: 8/10



Wayne Shorter - "Schizophrenia" (1969)

1. Tom Thumb; 2. Go; 3. Schizophrenia; 4. Kryptonite; 5. Miyako; 6. Playground

Skład: Wayne Shorter - saksofon tenorowy; James Spaulding - saksofon altowy, flet; Curtis Fuller - puzon; Herbie Hancock - pianino; Ron Carter - kontrabas; Joe Chambers - perkusja
Producent: Francis Wolff


Komentarze

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)