[Recenzja] The Doors - "Live at the Isle of Wight Festival 1970" (2018)



Premiera najnowszego wydawnictwa The Doors przeszła praktycznie bez echa. W sumie trudno się temu dziwić, bo na przestrzeni dekad ukazało się już wiele koncertówek zespołu. "Live at the Isle of Wight Festival 1970" to jednak zapis wyjątkowego występu, zagranego 29 sierpnia 1970 na tytułowym festiwalu. Tego samego dnia wystąpili tam także m.in. Miles Davis, The Who, Ten Years After, Sly and the Family Stone i trio Emerson, Lake & Palmer (a to tylko mała część wszystkich wykonawców, którzy zagrali w trakcie sześciodniowej imprezy). Co jednak najistotniejsze, był to ostatni europejski koncert Jima Morrisona i jeden z jego ostatnich w ogóle.

Podczas godzinnego setu zespół zaprezentował siedem utworów, pochodzących głównie z dwóch pierwszych albumów. Występ rozpoczęli jednak od nagrania z wydanego pół roku wcześniej "Morrison Hotel" - "Roadhouse Blues". To świetny kawałek zarówno na otwarcie albumu, jak i występu. W tej wersji partie pianina i gitary basowej zostały zastąpione przez elektryczne organy, co nadaje jej bardziej psychodelicznego charakteru. Choć bluesowy klimat wciąż jest słyszalny, głównie za sprawą przepitego wokalu Jima Morrisona. Z najnowszego wówczas albumu muzycy zaprezentowali jeszcze rozbudowaną wersję "Ship of Fools". W sumie szkoda, że tylko tyle, bo "Morrison Hotel" po same krawędzie obu stron winyla wypełniony jest materiałem świetnie nadającym się do grania na żywo.

Reszta repertuaru to jednak utwory, które już w tamtym czasie miały status kultowych. Pochodzące z debiutu "Break on Through (to the Other Side)" i przeróbka "Back Door Man" już na początku występu podkręcają atmosferę, a zaraz po nich rozbrzmiewa niesamowity "When the Music's Over". Jednak kulminacyjnym punktem występu jest bez wątpienia rozbudowany do czternastu minut "Light My Fire". To nic, że Morrisonowi nieco załamuje się wokal - długie, fantastyczne solówki Raya Manzarka i Robby'ego Kriegera całkowicie to wynagradzają. A na zakończenie czeka jeszcze bardzo ciekawe wykonanie "The End" - przearanżowane, rozbudowane, z nowymi wersami (sekcje oznaczone w opisie jako "Across the Sea" i "Away in India"), oraz cytatami z "Cross Road Blues" Roberta Johnsona i własnego "Wake Up".

"Live at the Isle of Wight Festival 1970" nie wnosi niczego nowego do dyskografii zespołu, ani w żaden sposób nie wzbogaca wiedzy na jego temat. To jednak interesujący zapis występu jednej z najsłynniejszych i najlepszych grup rockowych. Dla fanów The Doors jest to raczej obowiązkowa pozycja, dla wszystkich pozostałych - warta poznania. Album ukazał się w różnych formatach (ale, o dziwo, nie na winylu), obejmujących także wersje wideo.

Ocena: 7/10



The Doors - "Live at the Isle of Wight Festival 1970" (2018)

1. Roadhouse Blues; 2. Introduction; 3. Back Door Man; 4. Break on Through (to the Other Side); 5. When the Music's Over; 6. Ship of Fools; 7. Light My Fire; 8. The End (Medley: Across the Sea / Away in India / Crossroads Blues / Wake Up)

Skład: Jim Morrison - wokal; Ray Manzarek - instr. klawiszowe; Robby Krieger - gitara; John Densmore - perkusja
Producent: Jeffrey Jampol


Komentarze

  1. Muszę przyznać, że nigdy nie lubiłem tych późnych wykonań "When The Music's Over", "The End", czy "Light My Fire". Fakt, że muzycy nadali im nowej jakości, ale rozpity wokal Morrisona kompletnie do nich nie pasował. Nigdy nie dałem rady wysłuchać tej wersji "When The Music's..." do końca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Spamer Michał27 lipca 2018 11:13

    Do mnie tylko właśnie te utwory z rangi "kultowych" przemawiają jeżeli chodzi o Doorsów. No ale te nowsze piosenki też nie są wiadomo złe, tylko to już nie jest to. Ale tak chyba jest z każdym zespołem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież cała twórczość The Doors z Morrisonem jest kultowa (może poza "Soft Parade"). I wszystkie te albumy powstały w ciągu ledwie pięciu lat. Są wykonawcy, którzy nawet przez dłuższy czas utrzymywali wysoki poziom.

      Usuń
  3. To wątpliwa premiera. Wydawnictwo zostało wydane już kilka lat temu (chyba w 2013) jako bootleg i fani The Doors znają je dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak czy inaczej, jest to oficjalna premiera tego materiału, dzięki czemu każdy może się z nim teraz zapoznać, a nie tylko grzebiący w bootlegach fani.

      Usuń
    2. Dokładnie, ja czekałem na oficjalne wydawnictwo. Pamiętam jak dawno temu nagrałem sobie z TV na VHS film o tym festiwalu i fragmenty występu The Doors zrobiły na mnie wrażenie klimatem.

      Usuń
  4. Jeżu, ten album to kupa, kiedyś się wkurzyłem czytając recenzję mówiącą o tym, że Doorsi to najgorsza grupa pod kątem improwizacji koncertowych... ale z perspektywy czasu - to prawda. Umarłbym z nudów na tym koncercie. Jim, Ray, wybaczcie - i tak Was kocham.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, a jakieś konkrety? Złe, bo nie grają utworów w wersjach 1:1, czy jak? To dopiero byłby nudny koncert, gdyby zagrali jak na płytach.

      Usuń
    2. Wręcz przeciwnie, ja mogę słuchać doorsów tylko w wersji live. Studyjne płyty są za bardzo wygładzone. Mylisz się Marto..The doors to jedna z najlepszych grup koncertowych właśnie. Ten koncert to zresztą dobitnie pokazuje...hipnotyzujący występ. Jesli umierasz z nudów na takim koncercie to cóż wyrazy współczucia a the doors to widać nie twoja bajka.

      Usuń
    3. Trochę głupio piszesz. Dziewczyna lubi sobie posłuchać studyjnych płyt, to czemu by to nie miał być zespół dla niej? Nie uważam też, by z brzmieniem tych albumów było coś nie tak, poza oczywiście "Soft Parade".

      Usuń
    4. Człowieku, jak to może być zespół dla niej skoro na ich świetnym koncercie umierałaby z nudów. Wiekszośc fanów dałaby się pokroić żeby być na takim koncercie.

      Usuń
    5. To co, ma teraz przestać słuchać tych płyt, które jej się podobają, bo jakiś anonimowy tomi z internetu twierdzi, że to nie zespół dla niej? A czy przypadkiem idąc taką logiką nie należałoby stwierdzić, że to nie zespół dla kogoś, kto przyznaje, że może słuchać doorsów tylko w wersji live?

      Usuń
  5. Niech sobie słucha studyjnych płyt,jej sprawa. Niech się nawet wyśpi na koncercie doorsów.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024