[Recenzja] Freddie Hubbard - "Red Clay" (1970)



Freddie Hubbard to jeden z najsłynniejszych - i najlepszych - jazzowych trębaczy. Jako lider zadebiutował w 1960 roku, mając zaledwie dwadzieścia dwa lata, albumem "Open Sesame". Choć zawarta na nim muzyka właściwie nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle ówczesnego jazzu, zwróciła uwagę na młodego muzyka. Zainteresowanie wykazał nawet sam Ornette Coleman, który zaprosił go do udziału w nagraniu bardzo przełomowego, jak się miało okazać, "Free Jazz: A Collective Improvisation". W ciągu kolejnych lat trębacz występował także na płytach m.in. Erica Dolphy'ego, Johna Coltrane'a, Herbiego Hancocka i Wayne'a Shortera, jednocześnie nagrywając także pod własnym nazwiskiem. Jako solista nigdy jednak nie pozwalał sobie na takie szaleństwa, jak wyżej wymienieni artyści - zawsze trzymał się mainstreamu, co jednak nie przeszkadzało mu wydawać naprawdę solidnych albumów (do najsłynniejszych z nich należą "Ready for Freddie" i "Hub-Tones", nagrane i wydane w pierwszej połowie lat 60.).

Nie inaczej jest w przypadku "Red Clay" - pierwszego albumu Hubbarda, na którym pojawiają się elektryczne instrumenty. Longplay został zarejestrowany w dniach 27-29 stycznia 1970 roku w Van Gelder Studio, a w nagraniach wzięli udział tak wybitni muzycy, jak Joe Henderson, Herbie Hancock, Ron Carter, czy (mniej wybitny, ale mający na koncie udział w sesji "Bitches Brew") perkusista Lenny White. W porównaniu z nieco wcześniejszymi eksperymentami Milesa Davisa, "Red Clay" jest dużo bardziej zachowawczy. To właściwie wciąż granie bopowe, ale wzbogacone o wpływy soulu i funku, co podkreśla wykorzystanie gitary basowej i elektrycznych klawiszy. Jest tu też odrobina bluesa ("Delphia"). Jak jednak przystało na Hubbarda, jest to naprawdę solidne granie. Na oryginalnym winylowym wydaniu znalazły się cztery rozbudowane utwory, w których wszyscy muzycy mogą wykazać się swoją umiejętnością improwizacji, a sam lider - zdolnością pisania naprawdę chwytliwych tematów (pod tym względem genialny jest zwłaszcza utwór tytułowy).

Największe wrażenie robią jednak utwory, których na oryginalnym wydaniu nie ma. Zarejestrowany podczas tej samej sesji, ale dodany dopiero na kompaktowej reedycji "Cold Turkey" to, oczywiście, przeróbka kompozycji Johna Lennona. Muzycy zmienili jednak ten utwór nie do poznania (zupełnie jak w przypadku "Guinnevere" Crosby, Stills & Nash w wykonaniu Milesa Davisa). W tej wersji jest to dziesięciominutowy jam, łączący funkową energię z psychodelicznym klimatem i ocierającymi się o free jazz solówkami. Drugi, równie porywający bonus to rozbudowane do niemal dwudziestu minut, koncertowe wykonanie "Red Clay", zarejestrowane w lipca 1971 roku przez niemal zupełnie inny skład (Hubbardowi towarzyszy Carter, a także saksofonista Stanley Turrentine, klawiszowiec John Smith, oraz kolejni współpracownicy Davisa - gitarzysta George Benson, perkusista Billy Cobham i perkusjonalista Airto Moreira).

"Red Clay" to świetny album, zarówno pod względem wykonawczym, jak i kompozytorskim. Jednak po muzykach tej klasy, można by oczekiwać czegoś nieco mniej zachowawczego i konwencjonalnego. Niestety, nie da się uniknąć porównań do równoległych dokonań Milesa Davisa, które były znacznie bardziej kreatywne i inspirujące. Wciąż jednak jest to album zasługujący na uwagę i bycie polecanym.

Ocena: 8/10



Freddie Hubbard - "Red Clay" (1970)

1. Red Clay; 2. Delphia; 3. Suite Sioux; 4. The Intrepid Fox

Skład: Freddie Hubbard - trąbka; Joe Henderson - saksofon tenorowy, flet; Herbie Hancock - instr. klawiszowe; Ron Carter - gitara basowa, kontrabas; Lenny White - perkusja
Producent: Creed Taylor


Komentarze

  1. W ogóle zabawnym wydaje się być fakt, że Hubbard niesamowicie wstydził się tego, że grał na Free Jazzie i Ascension. Moim zdaniem jego dokonania z połowy lat 60. są najlepsze, ale ta płyta jest również, jak sam podkresliłeś, naprawde dobra.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiedziałem że Hancock i R.Carter tu grali,brakuje jeszcze Tony Williamsa do kompletu.

      Usuń
    2. A jakby doszedł jeszcze Shorter, to byłby cały V.S.O.P. ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Extra Life - "The Sacred Vowel" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Carme López - "Quintela" (2024)