[Recenzja] ZZ Top - "Fandango!" (1975)



Jak na tak słynny zespół, ZZ Top bardzo późno - bo dopiero w ciągu ostatniej dekady - dorobił się albumu koncertowego z prawdziwego zdarzenia. Do tamtej pory jedynym oficjalnie wydanym materiałem koncertowym była połowa albumu "Fandango!" - w sumie niewiele ponad kwadrans muzyki. Trzy nagrania, wypełniające stronę A winylowego wydania, zostały zarejestrowane 12 kwietnia 1974 roku w nowoorleańskim klubie The Warehouse.

Wybór utworów pozostawia sporo do życzenia - zamiast najlepszych kawałków z poprzednich albumów, zamieszczono tu "Backdoor Medley" (czyli "Backdoor Love Affair" wzbogacony cytatami z "Mellow Down Easy" Little Waltera i "Long Distance Boogie" Johna Lee Hookera), presleyowski "Jailhouse Rock", oraz "Thunderbird", podpisany jako autorska kompozycja, lecz w rzeczywistości pochodzący z repertuaru teksańskiej grupy The Nightcaps. Był to właściwie amatorski zespół, a jego członkowie nie byli na tyle przewidywalni, by zarejestrować prawa autorskie do swoich kompozycji, co wykorzystali muzycy ZZ Top, rejestrując utwór na własne nazwiska. Wykonanie całości jest dalekie od porywającego - sporo tu energii, ale muzykom zdecydowanie brakuje umiejętności improwizowania. Szczególnie doskwiera to w "Backdoor Medley", na siłę wydłużanym zabawami z publicznością - na żywo było to może fajne, ale słychane z płyty okropnie nudzi.

Stronę B longplaya wypełnia sześć premierowych nagrań studyjnych, zarejestrowanych specjalnie na to wydawnictwo. Początek jest całkiem obiecujący: najpierw rozbrzmiewa czadowy "Nasty Dogs and Funky Kings" z funkowo bujającą grą sekcji rytmicznej i ostrymi partiami gitary, a zaraz po nim zgrabna bluesowa ballada "Blue Jean Blues", ewidentnie inspirowana wczesnym Fleetwood Mac. To prawdziwy ewenement w dyskografii zespołu, którego ballady w zdecydowanej większości nie są, eufemistycznie mówiąc, zbyt dobre. Niestety, reszta albumu to już typowe dla tej grupy granie na pograniczu boogie, rocka i bluesa, dla mnie zupełnie nieinteresujące. Zbyt prosta to muzyka, ani porywająco wykonana, ani dobra melodycznie. Zaś singlowy "Tush" wręcz odpycha mnie swoją prostotą i bezbarwnością. Łatwy do zapamiętania (i zagrania) riff uczynił go jednak jednym z najbardziej rozpoznawalnych utworów grupy.

Gdyby "Fandango!" ukazał się współcześnie, określono by go mianem "podwójnej EPki". I tak też najlepiej go potraktować - jako niezobowiązujący dodatek do podstawowej dyskografii.

Ocena: 6/10



ZZ Top - "Fandango!" (1975)

1. Thunderbird (live); 2. Jailhouse Rock (live); 3. Backdoor Medley (live); 4. Nasty Dogs and Funky Kings; 5. Blue Jean Blues; 6. Balinese; 7. Mexican Blackbird; 8. Heard It on the X; 9. Tush

Skład: Billy Gibbons - wokal i gitara; Dusty Hill - gitara basowa, wokal, instr. klawiszowe; Frank Beard - perkusja i instr. perkusyjne
Producent: Bill Ham


Komentarze

  1. Chyba dawno już nie było recenzji, z którymi bym się tak nie zgadzał, jak te dotyczące ZZ Top, bo ja akurat ich uwielbiam :D Przede wszystkim chyba za tę ich teksańską luzackość i stylówę. Fajnie, że pojawiło się choć kilka recenzji tej grupy, byłem ciekaw, co o nich myślisz, choć zaskoczony raczej nie jestem :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024