[Recenzja] Miles Davis - "Sorcerer" (1967)



Album "Sorcerer" zawiera głównie materiał zarejestrowany przez Drugi Wielki Kwintet Milesa Davisa w maju 1967 roku. W porównaniu z poprzednim w dyskografii "Miles Smiles", longplay sprawia wrażenie mniej ekspresyjnego, nastawionego raczej na budowanie subtelnego klimatu. Tego wrażenia nie zmieniają nawet dwa utwory utrzymane w szybszym tempie - "Prince of Darkness" i tytułowy "The Sorcerer". Jednak w takim graniu kwintet wypada równie wspaniale. Umiejętności muzyków i ich wzajemna interakcja wciąż budzą zachwyt. Na wyżyny wspinają się w rozbudowanym "Masqualero" (jedynym utworze z tego albumu, który wszedł do koncertowego repertuaru), w którym pokazują zarówno talent do zespołowej improwizacji, jak i budowania interesującego klimatu. Innym wspaniałym momentem jest przepiękna ballada "Pee Wee", nagrana, co ciekawe, bez udziału Davisa. Warto też odnotować, że to pierwsza kompozycja napisana dla kwintetu przez Tony'ego Williamsa. Za pozostałe kompozycje z majowej sesji odpowiada Wayne Shorter, z wyjątkiem tytułowej, autorstwa Herbiego Hancocka. Miles tym razem nie jest podpisany pod żadnym utworem.

Całości dopełnia jedno starsze nagranie, "Nothing Like You" (dedykowane ówczesnej partnerce Davisa, Cicely Tyson, której zdjęcie znalazło się na okładce albumu). Kompozycja została zarejestrowana w sierpniu 1962 roku, a więc w znacznie różniącym się składzie. Z muzyków Drugiego Wielkiego Kwintetu, poza Milesem, gra tu tylko Shorter - było to ich pierwsze wspólne nagranie, na długo zanim saksofonista na stałe dołączył do zespołu Davisa. Utwór został napisany przez Boba Dorougha i Frana Landesmana - pierwszy z nich wystąpił w nagraniu jako pianista i... wokalista. Jest to jedno z niewielu wokalnych nagrań w karierze Milesa. Ale wcale nie z tego powodu nie pasuje do całości. Po prostu jest to zwyczajna, prosta piosenka, nie mająca nic wspólnego z bardziej ambitną resztą albumu. Najlepiej więc potraktować "Nothing Like You" jako żart (bo i w sumie przypomina te wszystkie żartobliwe utwory, które rockowe zespoły wrzucają czasem na koniec albumu). Jego obecność w żadnym wypadku nie umniejsza jednak wielkości "Sorcerer", będącemu kolejnym potwierdzeniem wielkości Drugiego Wielkiego Kwintetu.

Ocena: 8/10



Miles Davis - "Sorcerer" (1967)

1. Prince of Darkness; 2. Pee Wee; 3. Masqualero; 4. The Sorcerer; 5. Limbo; 6. Vonetta; 7. Nothing Like You

Skład: Miles Davis - trąbka; Wayne Shorter - saksofon; Herbie Hancock - pianino (1-6); Ron Carter - kontrabas (1-6); Tony Williams - perkusja (1-6); Bob Dorough - wokal i pianino (7); Frank Rehak - puzon (7); Paul Chambers - kontrabas (7); Jimmy Cobb - perkusja (7); Willie Bobo - bongosy (7)
Producent: Teo Macero


Komentarze

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Annette Peacock - "I'm the One" (1972)

[Recenzja] Julia Holter - "Aviary" (2018)

[Recenzja] Amirtha Kidambi's Elder Ones - "New Monuments" (2024)

[Recenzja] Moor Mother - "The Great Bailout" (2024)

[Recenzja] Joni Mitchell - "Song to a Seagull" (1968)