[Recenzja] John Coltrane - "Live at the Village Vanguard" (1962)



Po czterech latach solowej kariery i dziewięciu płytach ze studyjnym materiałem, John Coltrane postanowił nagrać album koncertowy. Jak sam przyznawał, tylko na żywo mógł grać z pełną swobodą, ponieważ praca w studiu była zbyt sformalizowana, podlegała wielu regułom i ograniczeniom. Pod okiem producenta Boba Thiele'a (od tamtej pory stałego współpracownika Coltrane'a aż do jego śmierci) zarejestrowano serię czterech występów w nowojorskim klubie Village Vanguard, które odbyły się w dniach 1-3 i 5 listopada 1961 roku. Kwartetowi towarzyszyli wówczas liczni goście, jak Eric Dolphy (w tamtym okresie będący praktycznie piątym członkiem zespołu), kontrabasista Jimmy Garrison (który dosłownie chwilę później na stałe zajął miejsce Reggiego Workmana), perkusista Roy Haynes, a także grający na rożku angielskim i kontrafagocie Garvin Bushell, oraz grający na tamburze Ahmed Abdul-Malik. Niestety, nie wszystkich z nich można usłyszeć na tym albumie. Z prawie pięciu godzin zarejestrowanego materiału, wybrano tylko trzy utwory (wyłącznie z dwóch środkowych występów), trwające w sumie niespełna czterdzieści minut - jeden zagrany w kwintecie, drugi w kwartecie i ostatni w trio.

Koncerty Johna w tamtym czasie spotykały się z kompletnym niezrozumieniem jazzowych ortodoksów. Ówcześni krytycy, nietolerujący niczego, co wykraczało poza przyjętą konwencję, określali grę Coltrane'a i Dolphy'ego takimi epitetami, jak "bełkot" czy "antyjazz". Z dzisiejszej perspektywy wydaje się to śmieszne. O ile tradycyjny jazz i swing brzmią dziś bardzo archaicznie, tak twórczość odważnych jazzmanów, którzy pod koniec lat 50. zaczęli łamać obowiązujące reguły, do dziś zachowuje świeżość i wciąż zachwyca - nie staromodnym klimatem, ale pomysłowością i wirtuozerią muzyków. Tak jest też z muzyką zawartą na "Live at the Village Vanguard". Zachwyca już od pierwszych sekund pierwszego na trackliście "Spiritual". To kompozycja Coltrane'a, oparta na zasłyszanej przez niego autentycznej pieśni murzyńskich niewolników (tzw. spiritual), prawdopodobnie "Nobody Knows the Trouble I've Seen", choć muzyk nigdy tego nie potwierdził. Utwór jest zbudowany na hipnotycznej linii basu, której towarzyszą przepiękne, uduchowione partie Coltrane'a (grającego zarówno na saksofonie sopranowym, jak i tenorowym), McCoya Tynera i Dolphy'ego (na klarnecie basowym). To właśnie tutaj narodził się styl, rozwijany później przez Johna na kolejnych albumach, z kulminacją w postaci "A Love Supreme".

"Softly, as in a Morning Sunrise", aria z operetki "The New Moon" Sigmunda Romberga (w oryginalnej wersji ze słowami Oscara Hammersteina II - współautora "My Favorite Things") z 1928 roku, w oryginale była tangiem, lecz tutaj została zaprezentowana w mocno swingującej wersji z rozimprowizowanymi, bardzo elastycznymi i energetycznymi solówkami Coltrane'a na sopranie. Ostatni utwór, trwający ponad kwadrans "Chasin' the Trane", zarejestrowany został w ledwie trzyosobowym składzie - Johnowi (tym razem grającemu na tenorze) towarzyszy jedynie sekcja rytmiczna w osobach Elvina Jonesa i Jimmy'ego Garrisona. Ten ekspresyjny blues, zagrany został bardzo spontanicznie - muzycy ustalili wcześniej jedynie tempo, całą resztę wymyślając na bieżąco. Stąd też bardzo swobodna forma, przypominająca jam session, a momentami zahaczająca nawet o free jazz.

Trzy utwory zamieszczone na "Live at the Village Vanguard" zostały doskonale dobrane w taki sposób, aby jak najlepiej pokazać wszechstronność Johna Coltrane'a i jego zespołu. Jednocześnie, wszystkie utwory są potwierdzeniem niezwykłego talentu i kunsztu wykonawczego grających tutaj muzyków. Jedyną wadą tego albumu jest to, że trwa tak krótko... Na szczęście, pozostałe nagrania z Village Vanguard nie poszyły do kosza. Dwa inne utwory zostały włączone do repertuaru albumu "Impressions" (1963), sześć kolejnych wydano jako "The Other Village Vanguard Tapes" (1977), zaś w 1997 roku opublikowany został boks "The Complete 1961 Village Vanguard Recordings" zawierający (na czterech płytach kompaktowych) wszystkie zarejestrowane wówczas utwory.

Ocena: 9/10



John Coltrane - "Live at the Village Vanguard" (1962)

1. Spiritual; 2. Softly, as in a Morning Sunrise; 3. Chasin' the Trane

Skład: John Coltrane - saksofon; Eric Dolphy - klarnet (1); McCoy Tyner - pianino (1,2); Reggie Workman - kontrabas (1,2); Jimmy Garrison - kontrabas (3); Elvin Jones - perkusja
Producent: Bob Thiele


Komentarze

  1. Tak to już jest z prasą muzyczną, że często krytykuje bezlitośnie to, co nowe, prekursorskie. Czasem po to, żeby wywołać szum medialny wokół siebie jako bezlitosnych znawców sztuki, a czasem bo "jeszcze nie przyszedł na to czas". O ile dobrze mi się wydaje, Led Zeppelin, Black Sabbath i wielu podobnych też byli na początku krytykowani, a często była to krytyka w postaci jakichś dyrdymałów, które wtedy nawet brzmiały niepoważnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z recenzja w 100%. Rewelacja, tylko szkoda, że w oryginale taka krótka. Mus zakupić zestaw 'Complete'.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten boks "The Complete 1961 Village Vanguard Recordings" nie należy do najłatwiejszych do zdobycia (trzeba sprowadzać z zagranicy), a dobrą alternatywą, na którą sam się zdecydowałem, jest "Live at the Village Vanguard - The Master Takes". Na pojedynczym CD jest zebrany cały materiał z albumu z 1962 roku plus dwa nagrania z tych samych koncertów, które zostały wydane rok później na "Impressions" - to w sumie pół godziny muzyki więcej. Zaletą takiego rozwiązania jest to, że nie jest to wielopłytowy boks, któremu trzeba poświęcić wiele godzin i to raczej na raty, przez co nie wraca się do niego często, tylko coś na kształt normalnej koncertówki, którą można przesłuchać za jednym posiedzeniem i ma się ochotę do niej wrócić ;)

      Usuń
    2. Dobrej muzyki nigdy dość ;) muszę posluchac teraz 'Impressions'.A tak w ogóle to ma pan w planach zrecenzować "The Complete 1961 Village Vanguard Recordings"??

      Usuń
    3. "Impressions" to jeden z najlepszych albumów przed-freejazzowego Trane'a, więc na pewno warto posłuchać. A boksu nie mam w planach recenzować.

      Usuń
  3. Właśnie w Empiku pojawiło się coś takiego:
    https://www.empik.com/live-at-village-vanguard-coltrane-john-tyner-mccoy-dolphy-eric-garrison-jimmy-jones-elvin,p1240113127,muzyka-p.

    Rozumiem, że jest to wersja 'The Master Takes' plus 'Greensleeves'.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdopodobnie tak. Choć możliwe, że są tu inne wykonania "India" i "Impressions" (każda z nich była grana kilkakrotnie podczas tych występów - pierwsza pięć, druga trzy razy). Na okładce napisano tylko, że zawiera dodatkowe nagrania z tych samych sesji. Co zresztą nie jest prawdą, bo to nagrania z tych samych koncertów, a nie sesji. Widać ludzie z wytwórni nawet nie wiedzą co wydają.

      Usuń
  4. Piękny album z genialnym zakończeniem w postaci Chasin' the Trane. To jak stopniowane jest tam napięcie to prawdziwy majstersztyk, wspaniale okraszony kakofonicznymi fragmentami. Kolejny z dowodów, że nie warto przejmować się ludźmi, którzy nawet przy jazzie potrafią mieć zamknięty łeb.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny album, chyba po Love Supreme moja ulubiona z nie-freejazzowych płyt Coltrane'a. A co sądzisz o Live at Village Vanguard again? Warto się za to brać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto, ale opcjonalnie. Coltrane u schyłku życia nie schodził poniżej wysokiego poziomu, ale akurat ten album.nie wnosi nic nowego. To bardziej taki suplement, po który można sięgnąć, gdy już się dobrze pozna te bardziej istotne dzieła. O wiele pełniejszy obraz ówczesnych koncertów dają nagrania z Tokio i Seattle.

      Usuń
    2. Dziękuję za pomoc, w takim razie lepiej najpierw się zapoznam z tymi ważniejszymi nagraniami.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Extra Life - "The Sacred Vowel" (2024)