[Recenzja] Jefferson Airplane - "After Bathing at Baxter's" (1967)



"Surrealistic Pillow" przy tym albumie to grzeczny pop. O ile tam dominowały miłe piosenki folkrockowe  o lekko psychodelicznym nastroju, tak "After Bathing at Baxter's" przynosi muzykę ostrzejszą, bardziej eksperymentalną i mocniej zanurzoną w narkotykowym klimacie. Ta muzyka ewidentnie powstawała pod wpływem środków psychoaktywnych. Muzycy informują o tym już w samym tytule - słowo "baxter" było ich kodem na LSD. Cały tytuł, w wolnym tłumaczeniu, oznacza zatem "Po kąpieli w kwasie".

Największy odlot zespół serwuje w dwóch kawałkach: "A Small Package of Value Will Come to You, Shortly" i "Spare Chaynge". Pierwszy z nich to po prostu chaotyczny kolaż dźwiękowy. Drugi to natomiast dziewięciominutowy instrumentalny jam, przypominający koncertowe improwizacje Grateful Dead i Quicksilver Messenger Service (nie tak porywający, oczywiście, lecz robiący naprawdę dobre wrażenie). Pozostałe nagrania mieszczą się już w bardziej konwencjonalnych, piosenkowych strukturach. Lecz i w nich słychać ten charakterystyczny, narkotykowy klimat, dzięki "kwaśnym" partiom gitar i nieco odrealnionym partiom wokalnym. Dotyczy to zarówno tych bardziej czadowych kawałków (np. "The Ballad of You & Me & Pooneil", "Young Girl Sunday Blues", "The Last Wall of the Castle"), jak i bardziej klimatycznych momentów ("Martha"). Podobnie, jak na poprzednim albumie, nie brakuje tu jednak zgrabnych melodii, zaś o kompozytorskim rozwoju muzyków świadczy przede wszystkim "Rejoyce" - niesamowita ballada z ciekawym akompaniamentem pianina, klekoczącym basem, brzmiącą orientalnie solówką na organach, oraz nienachalnymi dęciakami.

Album nie tak prekursorki i kultowy, jak "Surrealistic Pillow", za to jeszcze lepiej oddający istotę hipisowskiego rocka i całej jego pozamuzycznej otoczki.

Ocena: 8/10



Jefferson Airplane - "After Bathing at Baxter's" (1967)

1. The Ballad of You & Me & Pooneil; 2. A Small Package of Value Will Come to You, Shortly; 3. Young Girl Sunday Blues; 4. Martha; 5. Wild Tyme (H); 6. The Last Wall of the Castle; 7. Rejoyce; 8. Watch Her Ride; 9. Spare Chaynge; 10. Two Heads; 11. Won't You Try / Saturday Afternoon

Skład: Grace Slick - wokal, instr. klawiszowe, flet; Paul Kantner - gitara, wokal; Jorma Kaukonen - gitara, sitar, wokal; Marty Balin - gitara, wokal; Jack Casady - gitara basowa; Spencer Dryden - perkusja i instr. perkusyjne
Gościnnie: Gary Blackman, Bill Thompson - dodatkowy wokal
Producent: Al Schmitt


Komentarze

  1. Słucham teraz "Crown Of Creation" - bardzo równy album, fajny, psychodeliczny klimat, ale nie ma tam żadnych wyróżników - 5/10.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak równy i fajny, to ja bym nie schodził poniżej 6/10. Sam oceniłem na 7, ale dwa lata temu i już nie pamiętam tego albumu. Ale to tam jest słynny "Triad" napisany przez Davida Crosby'ego i po raz pierwszy nagrany przez niego z grupą The Byrds (jednak ta oryginalna wersja została opublikowana dopiero po dwóch dekadach).

      Usuń
    2. Tak, on tam jest- właśnie jeden z lepszych kawałków, bardzo ładny motyw na gitarze, jednak, tak jak cały album, jest monotonny, motyw ten ciągnie się tak przez cały kawałek, a nie ma żadnego rozwinięcia. Tak jak cały album- utwory te są fajne osobno, fajnie się ich słucha, jednak cały album jest już monotonny pod tym względem.

      Usuń
    3. Ale nie przeszkadza mi to zbytnio, ponieważ ściągam go sobie obecnie na telefon- tak jak pisałem już kiedyś, na telefonie słucham sobie utworów pojedyńczo- po jednym utworze z danego albumu przeskakuje na inny album na konkretny utwór i tak dalej, także nawet niska ocena mi nie przeszkadza, bo się tak nie wynudzam.

      Usuń
    4. Fajniejszy i tak jest chyba oryginał "Triad".

      Znasz w ogóle Byrds? Jak nie, to polecam album "Fifth Dimension". Bardzo fajna, bezpretensjonalna psychodelia - zresztą to jeden z pierwszych przedstawicieli tego nurtu (1966 rok). Ogólnie bardzo melodyjne granie, ale są tam jakieś eksperymenty z atonalizmem, np. w "Eight Miles High", inspirowanym twórczością Johna Coltrane'a. Jest też jazzujący "I See You", który potem skowerowała grupa Yes. No i dużo folku, jak to u Byrds. Więc bardzo polecam.

      Usuń
    5. Słyszałem już "Fifth Dimension"- bardzo fajna psychodela, jak i ich debiut.

      Usuń
    6. Debiut to z kolei bardzo przyjemny folk rock. Natomiast inne albumy są już słabsze - szczególnie mam problem z tymi idącymi w stronę country.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024