[Recenzja] Silver Apples - "Silver Apples" (1968)



Silver Apples to jeden z najbardziej oryginalnych i prekursorskich zespołów, jakie powstały w latach 60. ubiegłego wieku. Druga połowa tej dekady była niezwykle twórczym i kreatywnym czasem dla muzyki rockowej. Jednak eksperymentalna muzyka Silver Apples nawet wówczas była czymś bardzo innowacyjnym, wyprzedzającym swój czas, przez co nie spotkała się ze zrozumieniem ówczesnych słuchaczy. Co ciekawe, muzycy grupy zaczynali od grania najzwyklejszego rocka w kapeli o nazwie The Overland Stage Electric Band. Zespół występował w małych klubach, supportując innych wykonawców, a na repertuar składały się wyłącznie covery aktualnych przebojów. Wokalista Simeon Oliver Coxe miał jednak znacznie większe ambicje. Po tym, gdy jeden z jego znajomych zaprezentował mu zbudowany w latach 40. generator drgań, Coxe postanowił wzbogacić nim brzmienie swojego zespołu. Pozostali członkowie, z wyjątkiem perkusisty Dana Taylora, nie byli tym jednak zainteresowani. W rezultacie grupa się rozpadła, a Coxe i Taylor stworzyli nowy duet. Nazwę Silver Apples zaczerpnęli z poematu "The Song of the Wandering Aeungus" irlandzkiego poety Williama Butlera Yeatsa.

Aby zapełnić pustkę, wynikającą z braku gitarzysty i basisty, Simeon skonstruował ogromne urządzenie przypominające stół, w którego skład wchodziło dziewięć generatorów drgań i ponad osiemdziesiąt elementów służących do sterowania oraz kontrolowania zmian brzmienia, tonacji i akordów. Używając do grania jednocześnie dłoni, stóp, a nawet łokci, Coxe mógł grać w tym samym czasie partie solowe i rytmiczne. Co ciekawe, muzyk nigdy nie nauczył się grać na tradycyjnej klawiaturze.

Z powodu swojego niekonwencjonalnego brzmienia, zespół miał pewne problemy ze znalezieniem wydawcy, jednak w końcu udało się podpisać kontrakt z małą, niezależną wytwórnią Kapp Records. W czerwcu 1968 roku ukazał się jej nakładem debiutancki album duetu, zatytułowany w najprostszy możliwy sposób, czyli po prostu "Silver Apples". Znalazło się na nim dziewięć utworów, w tym osiem autorstwa duetu (z tekstami napisanymi przez zaprzyjaźnionego Stanleya Warrena lub - w przypadku "Misty Mountain" - Eileen Lewellen); repertuaru dopełniła kompozycja "Dancing Gods", oparta na autentycznej pieśni Indian Nawah. Poszczególne utwory składają się z tych samych elementów: bardzo rytmicznej, transowej perkusji i elektronicznego pulsu pełniącego rolę linii basu, stanowiących podkład dla beznamiętnego śpiewu i elektronicznych ozdobników - przeważnie są to atonalne, świdrujące dźwięki (np. w "Oscillations", "Lovefingers"), choć czasem układają się w bardziej wyraziste melodie ("Seagreen Serenades"). Chociaż pozornie niewiele się tutaj dzieje, trudno oderwać się tego albumu, wciągającego hipnotyzującym brzmieniem. To brzmienie ewidentnie zdradza, że album został nagrany pięćdziesiąt lat temu, jednak wiele zastosowanych tutaj rozwiązań było nowatorskich. Przykładem zastosowanie sampli w "Program" i "Whirly-Bird" - owszem, technika ta była już wcześniej znana, jednak żaden rockowy wykonawca nie korzystał z niej w tak zaawansowany sposób. Żaden też nie grał tak zimniej i transowej muzyki (a czasem wręcz złowieszczej, jak "Dust" czy kojarzący się z jakimś pogańskim rytuałem "Dancing Gods").

Silver Apples nie był jedynym rockowym zespołem, który już w tamtych czas eksperymentował z elektroniką (równolegle działały takie grupy, jak Fifty Foot Hose czy The United States of America), ale był tym, który wykorzystywał ją na największą skalę, prawie całkowicie rezygnując z "prawdziwych" instrumentów. Z zastosowanych tutaj rozwiązań całymi garściami czerpali później krautrockowcy i twórcy muzyki elektronicznej. Zaś pewna archaiczność tego albumu i prymitywne brzmienie samodzielnie skonstruowanego syntezatora, działają tylko na korzyść, nadając całości jeszcze bardziej unikalnego charakteru. Ewidentnym minusem jest natomiast brak dobrych kompozycji - wysoka ocena jest wyłącznie zasługą brzmienia, klimatu i oryginalności.

Ocena: 8/10



Silver Apples - "Silver Apples" (1968)

1. Oscillations; 2. Seagreen Serenades; 3. Lovefingers; 4. Program; 5. Velvet Cave; 6. Whirly-Bird; 7. Dust; 8. Dancing Gods; 9. Misty Mountain

Skład: Simeon Oliver Coxe - wokal i generator drgań; Dan Taylor - wokal, perkusja i instr. perkusyjne
Producent: Barry Bryant


Komentarze

  1. Jedna z najbardziej odkrywczych i wizjonerskich, a prócz tego po prostu najlepszych płyt końca lat 60!

    Swoją drogą widzę, że coraz dalej odchodzisz od konwencji, w której zaczynałeś pisać tego bloga. Cóż, tym lepiej dla Ciebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dorobek Silver Aples miałem przyjemność poznać z ok 20 lat temu - hipnotyzuje tribalem jak wcześni Ramonesi. Jednak jest zbyt mz monotonne nie ma tej iskry, jaką mieli U.S.A. - zwłaszcza na pierwszym kawałku i w Piosence Puchatka. Generalnie z biegiem lat sajkoekperymentatorzy typu Apples, Deviants, Fifty Foot Hoose i z tuzin innych przegrali umnie z sajkomelodykami: tu sie kłaniają dwie płyty H.P. LOVECRAFT - przegenialne. Przegrali tez z wulkanami prostackich garażowych emocji: Elevatorsami, Seedsami, Sonicsami... i tu wracam do Ramonesów :)
    peiter

    OdpowiedzUsuń
  3. Wzór zmarnowanego potencjału. Album co najwyżej dobry, a z takim bajerem jak ten generator można by było tworzyć muzykę wybitną i niezwykle unikalną. Wyobraźcie sobie, co by z takim urządzeniem robił Klaus Schulze albo Sun Ra!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tak prymitywnego urządzenia raczej nie dałoby się więcej wycisnąć. Sun Ra czy Schulze mieli jednak do dyspozycji bardziej zaawansowany sprzęt. Pamiętaj też, że to 1968 rok i Silver Apples nie mieli żadnej instrukcji, jak grać taką muzykę. Byli pionierami. I chyba najbardziej wpływowym twórcą z wspomnianej trójki.

      A tak czysto subiektywnie stawiam ich wyżej niż Shulze'a.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024