[Recenzja] Caravan - "In the Land of Grey and Pink" (1971)



Najsłynniejszy album Caravan jest taki, jak jego okładka - bajkowy w klimacie, pastelowy w brzmieniu. Longplay składa się z czterech krótszych utworów, wypełniających stronę A winylowego wydania, oraz ponad 20-minutowej suity, zajmującej stronę B. Głównymi twórcami materiału są Richard i David Sinclairowie. Kompozytorski wkład Pye'a Hastingsa jest znacznie mniejszy, niż na poprzednich albumach. Podpisał się tylko pod jednym utworem, "Love to Love You (And Tonight Pigs Will Fly)", zresztą najsłabszym, irytująco banalnym i zaniżającym poziom całości. Niestety, kompozycje kuzynów Sinclairów też nie zawsze są najwyższych lotów, czego przykładem otwierający całość "Golf Girl", o popowo miałkiej melodii zbudowanej wokół prostego tematu na puzonie. Nieco lepiej wypada tytułowy "In the Land of Grey and Pink",pozornie nieciekawy, ale zwracający uwagę ładnymi klawiszowymi pasażami w instrumentalnej części.

Prawdziwą perłą jest natomiast siedmiominutowy "Winter Wine", rozpoczynający się folkowo, ale po chwili nabierający rockowej dynamiki i stopniowo rozwijający się w coraz bardziej zachwycający sposób. Wspaniała melodia i niebanalna warstwa instrumentalna czynią z niego jeden z najwspanialszych utworów w dorobku Caravan. Już dla samej tej kompozycji obowiązkowo trzeba zapoznać się tym longplayem. A jest tu przecież jeszcze wspomniana suita "Nine Feet Underground", podzielona na osiem "segmentów", jednak całkiem spójna. Dominują w niej udane klawiszowe popisy Davida Sinclaira, świetnie dopełniane pulsującym basem Richarda. Nie zaszkodziłoby jednak, gdyby utwór był nieco krótszy. Pominięta powinna zastać przede wszystkim ostatnia, niemal hardrockowa część, która nie dość,że trochę nie pasuje klimatem do reszty utworu (i reszty albumu), to jeszcze opiera się na riffie ocierającym się o plagiat riffu "Sunshine of Your Love" Cream, a trochę też tego z "You Really Got Me" The Kinks.

"In the Land of Grey and Pink" to żadne arcydzieło - ot, przyjemny album, z kilkoma naprawdę dobrymi momentami, ale i kilkoma mniej udanymi, a także jedną ewidentną pomyłką. Sądzę, że "siódemka" jest tu w pełni uzasadnioną oceną.

Ocena:  7/10



Caravan - "In the Land  of Grey and Pink" (1971)


1. Golf Girl; 2. Winter Wine; 3. Love to Love You (And Tonight Pigs Will Fly); 4. In the Land of Grey and Pink; 5. Nine Feet Underground

Skład: Richard Sinclair - gitara basowa, wokal (1,2,4,5); David Sinclair - instr. klawiszowe, dodatkowy wokal; Pye Hastings - gitara, wokal (3,5); Richard Coughlan - perkusja i instr. perkusyjne
Gościnnie: Jimmy Hastings - flet i saksofon; John Beecham - puzon (1); Dave Grinstead - efekty
Producent: David Hitchcock


Komentarze

  1. Jak dla mnie płyta co najmniej bardzo dobra, na ósemkę, a gdyby nie niepotrzebne "Love to Love You" to i na dziewiątkę. Ta muzyka z każdym kolejnym odsłuchem staje się ładniejsza. No, a do tego ten niesamowity klimat! W sumie tutaj bardziej chodzi właśnie o nastrój i brzmienie niż o melodie (chociaż jest kilka świetnych zresztą tych, które wymieniłeś). Chyba jednak mój ulubiony Caravan to jest.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale to przypomina The Moody Blues. Nie mówię że to źle bo nie mam zdania o Moody Blues ale że przypomina to już źle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. The Moody Blues łączyli rock z barokiem, a Caravan łączyli psychodelię, folk i jazz, więc z zupełnie różnych elementów stworzyli muzykę o podobnym, nieco naiwnym klimacie, ale poza tym zupełnie niepodobną.

      Usuń
  3. ależ ta płyta przypomina mi Camel - Mirage. Atmosfera, melodyka, naiwność, nawet wokal jest trochę podobny a w utworze Nine Feet Underground w środku słyszę takie solówki że wydaje mi się że słucham Lady Fantasy. Jak widać jak promowany tu termin wielka dziewiątka ma kulę u nogi w postaci Camela to scena Cantebury ma Caravan.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie trudno się z tym nie zgodzić. Porównanie z Camel jak najbardziej trafione - bardzo podobny klimat i ogólnie oba zespoły miały pewne ambicje artystyczne (Caravan chyba jednak większe), ale i dużą skłonność do grania w bardzo przystępny, wręcz pop rockowy sposób. A w dodatku Richard Sinclair grał w obu zespołach. Jest też sporo prawdy w tym, że Caravan jest najsłabszym albumem z tych głównych przedstawicieli sceny Canterbury (słabszym od Soft Machine, Gong, Matching Mole, Hatfield and the North, National Health). Nie mniej jednak ma jeden naprawdę dobry album - "If I Could Do It All Over Again, I'd Do It All Over You". Nie żeby tam nie było tej naiwności, bajkowego klimatu i poprockowych skłonności, ale jest też sporo bardzo fajnego grania instrumentalnego, momentami podchodzącego pod jazz rock. Jest to zdecydowanie lepszy album od wyżej zrecenzowanego, a moim zdaniem lepszy także od wszystkiego z dyskografii Camel.

      Usuń
    2. Słuchałem wczoraj ale nadal to tak jak Camel popierdółka. Gdzie mu tam do Soft Machine czy Henry Cow.

      Usuń
    3. No chociażby w instrumentalnych fragmentach drugiego, czwartego i przede wszystkim siódmego utworu nie jest to dużo słabsze od Soft Machine, a Camela zostawia daleko w tyle poziomem wykonania.

      Usuń
  4. Instrument dęty w pierwszym utworze to nie trąbka, a puzon.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Kin Ping Meh - "Kin Ping Meh" (1972)