[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Aerosol Grey Machine" (1969)

Van der Graaf Generator - The Aerosol Grey Machine


Debiuty najważniejszych przedstawicieli rocka progresywnego mają to do siebie, że często mocno odstają od muzyki, z którą poszczególne zespoły są kojarzone. Bardziej dojrzałe albumy, utrzymane już w stylu rozwijanym przez kolejne lata - takie, jak pierwszy King Crimson - należą do zdecydowanej mniejszości. Innym słynnym grupom, by wymienić Pink Floyd, Yes, Genesis czy Jethro Tull, nieco dłużej zajęło wypracowanie rozpoznawalnego stylu. Do tej drugiej grupy należy także Van der Graaf Generator - jeden z najbardziej oryginalnych przedstawicieli proga, który na debiutanckim albumie "The Aerosol Grey Machine" niczym w zasadzie nie różni się od dziesiątek innych trzecioligowych kapel rockowych z tamtych czasów. A tak naprawdę nawet nie jest to album Van der Graaf Generator, choć nazwa ta pojawia się na okładce.

Niecodzienna nazwa zespołu - zainspirowana generatorem elektrostatycznym wysokiego napięcia, wynalezionym w 1929 roku przez Roberta J. Van de Graaffa, którego nazwisko niezamierzenie zapisano z błędem - była jednym z wielu pomysłów, jakie zanotował sobie Chris Judge Smith, gdy podczas pobytu w Stanach wpadł na pomysł założenia grupy rockowej. Po powrocie do Manchesteru zaproponował dołączenie swojemu koledze ze studiów, Peterowi Hammillowi, na stanowisko śpiewającego gitarzysty. Sam Smith postanowił grać na dęciakach i instrumentach perkusyjnych lub przynajmniej czymś je przypominającym (zastosowanie znalazła ponoć maszyna do pisania) oraz udzielać się wokalnie. Hammill od dzieciństwa tworzył wiersze i piosenki, więc duet mógł od razu wykonywać własne utwory. Wkrótce, pod wpływem The Crazy World of Arthur Brown, do składu przyjęto organistę Nicka Pearne'a.

Muzycy szybko podpisali kontrakt z Mercury Records, a prowadzeniem grupy zajął się menadżer Tony Stratton Smith. To dzięki niemu grupa zyskała sekcję rytmiczną z prawdziwego zdarzenia: basistę Keitha Ellisa i perkusistę Guya Evansa. Miejsce Pearne'a zajął natomiast klasycznie szkolony Hugh Banton. Niefortunną decyzją okazało się natomiast nagranie singla dla Polydor Records, co wywołało konflikt z Mercury, który praktycznie zablokował dalszą działalność Van der Graaf Generator. Napiętą sytuację rozwiązał Stratton Smith zawierając z wytwórnią układ - zwolnienie zespołu z kontraktu w zamian za możliwość wydania nagranego już "The Aerosol Grey Machine”. Tyle tylko, że był to solowy materiał Hammilla, zarejestrowany z pomocą Bantona, Ellisa i Evansa (ale bez Chrisa Judge Smitha), niemający wiele wspólnego z późniejszą twórczością zespołu. Longplay ukazał się wyłącznie w Stanach i kompletnie przepadł w notowaniach.

Muzyka na "The Aerosol Grey Machine" wpisuje się raczej w estetykę psychodelicznego niż progresywnego rocka. Zdecydowanie dominują tu zaskakująco - w kontekście późniejszych dokonań zespołu - zwyczajne, melodyjne, całkiem przyjemne piosenki, jak "Afterwards", "Necromancer", "Orthenthian St", "Running Back", "Into the Game" i "Aquarian", z czego cztery ostatnie wydają się zdecydowanie za długie w stosunku do tego, ile mają do zaoferowania. Miniatury też nie wyszły tu najlepiej - instrumentalny "Black Smoke Yen" to w sumie nieistotny przerywnik, który mógł być zalążkiem czegoś ciekawszego, a tytułowa przyśpiewka okazuje się jedynie wygłupem najniższych lotów. Jedynym utworem, któremu faktycznie warto poświęcić więcej uwagi, jest finałowy "Octopus", w którym w końcu daje o sobie znać większy indywidualizm. Peter Hammill nareszcie śpiewa w mniej konwencjonalny, bardziej ekspresyjny sposób, zbliżając się trochę do późniejszego szaleństwa. Także Hugh Banton gra tutaj wreszcie w mniej sztampowy sposób, a jego organy brzmią o wiele potężniej. Świetnie wypada też gęsto, intensywnie grająca sekcja rytmiczna. 

"Aerosol Grey Machine" już w latach 70., na fali zainteresowania następnymi płytami Van der Graaf Generator, doczekał się wydań w kilku europejskich krajach, ale nie w Wielkiej Brytanii. Tam po raz pierwszy wydano go dopiero w 1997 roku, na kompakcie z dwoma bonusami - odrzutami z tej samej sesji. "Giant Squid" oraz wczesna wersja "Ferret & Featherbird" (Hammill nagrał go ponownie na album "In Camera" z 1974 roku) to kolejne melodyjne piosenki, choć ta pierwsza fajnie się rozwija w części instrumentalnej, a drugą przyjemnie wzbogaca flet. W tym samym roku album doczekał się też kompaktowych wznowień w Niemczech i Japonii, ale z innymi bonusami - nagraniami z debiutanckiego singla dla Polydoru, jeszcze z Chrisem Judge Smithem w składzie. "People You Were Going To" i "Firebrand" to bardzo typowe dla tamtych czasów piosenki, które zestarzały się jeszcze bardziej od albumu.

Po "The Aerosol Grey Machine" można siegnąć w ramach ciekawostki, aby przekonać się, jak zaczynał jeden z najciekawszych i najbardziej oryginalnych zespołów prog-rockowych. Początki Van der Graaf Generator zdecydowanie nie zapowiadały niczego wybitnego, choć już wtedy zdarzały się pewne przebłyski, w tym jeden naprawdę potężny - zapowiadający przyszły styl "Octopus", z którym warto się zapoznać choćby i w oderwaniu od reszty albumu.

Ocena: 6/10

Recenzja dodana 02.2024



Van der Graaf Generator - "The Aerosol Grey Machine" (1969)

1. Afterwards; 2. Orthenthian St (Parts I & II); 3. Running Back; 4. Into a Game; 5. Aerosol Grey Machine; 6. Black Smoke Yen; 7. Aquarian: 8. Necromancer; 9. Octopus

Skład: Peter Hammill - wokal, gitara; Hugh Banton - organy, pianino, instr. perkusyjne, dodatkowy wokal; Keith Ellis - gitara basowa; Guy Evans - perkusja i instr. perkusyjne
Gościnnie: Jeff Peach - flet (3)
Producent: John Anthony


Komentarze

  1. Warto wspomnieć, że Ian Anderson "pożyczył" sobie główny motyw z Firebrand do riffu z Cross eyed Mary.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Gentle Giant - "Octopus" (1972)