[Recenzja] Jimi Hendrix - "Machine Gun: The Fillmore East First Show" (2016)



Na przełomie 1969 i 1970 roku Jimi Hendrix dał cztery występy w nowojorskim Fillmore East - po dwa 31 grudnia oraz 1 stycznia. Towarzyszył mu wówczas nowy zespół, nazwany Band of Gypsys, w skład którego wchodzili także basista Billy Cox i perkusista Buddy Miles. Grupa okazała się efemerydą. Pod koniec stycznia zagrała jeszcze jeden koncert, który był kompletną porażką z powodu występującego na haju lidera. Niektórzy wierzą, że to ówczesny menadżer, Michael Jeffery, podał muzykowi LSD, ponieważ chciał rozpadu Band of Gypsys oraz powrotu wcześniejszej grupy The Jimi Hendrix Experience, z Mitchem Mitchellem i Noelem Reddingiem. Jeżeli faktycznie tak było, to osiągnął swój cel jedynie połowicznie. Band of Gypsys faktycznie się rozpadło, a do swojego kolejnego składu Jimi ściągnął z powrotem Mitchella, ale jednocześnie zdecydował się kontynuować współpracę z Coxem, swoim kumplem jeszcze z czasów służby wojskowej.

Wszystkie cztery występy tria w Fillmore East zostały profesjonalnie zarejestrowane. Na wydanym już w kwietniu 1970 roku albumie "Band of Gypsys" znalazło się jednak tylko sześć utworów z dwóch ostatnich występów. Dopiero w 1986 roku ukazał się album "Band of Gypsys 2", wbrew tytułowi tylko częściowo składający się z nagrań z tego okresu - dwóch kolejnych z czwartego występu oraz jednego z pierwszego. Bardziej obszerne wydawnictwo pojawiło się natomiast w 1999 roku. "Live at the Fillmore East", zawierając fragmenty wszystkich czterech setów, choć ponownie głównie dwóch ostatnich. Trzy kolejne kawałki, wszystkie z drugiego występu, trafiły w 2010 roku na kompilację "West Coast Seattle Boy: The Jimi Hendrix Anthology". Aż trudno uwierzyć, że przez tyle lat nikt nie wpadł na pomysł publikacji kompletnych zapisów wszystkich setów. Coś jednak w końcu ruszyło, bo właśnie opublikowany - i być może zapowiadający całą serię - "Machine Gun: The Fillmore East First Show" zgodnie z tytułem zawiera pełną rejestracją pierwszego występu. Z jedenastu zawartych na nim nagrań tylko trzy były wcześniej wydane: "Hear My Train a Comin'", "Changes" i "Izabella" to powtórki z "Live at the Fillmore East"; pierwszy z nich pojawił się już także z "Band of Gypsys 2".

Pierwszy set z 31 grudnia był zdecydowanie najciekawszym, jeśli chodzi o repertuar. Muzycy postanowili nie zagrać żadnego utworu z oficjalnie wydanych na albumów i singli Jimiego. Na repertuar złożyły się zatem utwory zupełnie premierowe lub wykonywane wcześniej tylko na koncertach, a także interpretacje "Stop" Howarda Tate'a i "Bleeding Heart" Elmore'a Jamesa. Co ciekawe, zespół miał w zanadrzu więcej zupełmie premierowych kompozycji - dwie kolejne zadebiutowały podczas drugiego setu ("Who Knows", "Stepping Stone"), a ostatnia dopiero dzień później ("We Gotta Live Together"). Na kolejnych występach, szczególnie drugim i czwartym, zespół grał także popularne utwory z czasów Experience, ograniczając tym samym ilość nowych kawałków. Prawdopodobnie zmiana repertuaru wynikała z reakcji publiczności, która przyszła słuchać znanych hitów, a nie zupełnie sobie nieznanego materiału, choćby nawet był lepszy. A moim zdaniem był lepszy.

Jimi był tego wieczoru w świetnej formie, a jego gitarowe popisy olśniewają w każdym w utworze. Czarnoskóra sekcja rytmiczna dodaje do nich fantastycznego funkowego pulsu. Ciężka, bardzo gęsta gra Coxa i Milesa doskonale uzupełnia gitarowe partie Hendrixa, często wchodząc z nim w interakcję. Czasem lider pozwala im nawet zagrać krótkie solówki. Za czasów Experience coś takiego było nie do pomyślenia, Mitchell i Redding całkowicie ograniczali się do zapewnienia rytmicznego podkładu. O żadnej interakcji, ani tym bardziej o ich wychodzeniu na pierwszy plan, nie było mowy. W dodatku perkusista udziela się tu także wokalnie. Jego wysoki, soulowy śpiew ciekawie dopełnia niższe partie Hendrixa. A w dwóch utworach Buddy Miles pełni rolę głównego wokalisty - w mocno soulowym, ale niepozbawionym hardrockowego ciężaru "Changes", którego zresztą jest kompozytorem, oraz w znacznie zaostrzonej przeróbce soulowego przeboju "Stop". Taka wokalna różnorodność wychodzi zdecydowanie na dobre. Oba utwory są także świetne pod względem muzycznym.

Fuzja hard rocka i funku rewelacyjnie wyszła w takich utworach, jak "Power of Soul", "Lover Man", "Izabella" czy "Ezy Ryder", które przynoszą mnóstwo energii, świetne melodie, odpowiednio ciężkie brzmienie i porywającą grę całego tria. Są też utwory o bardziej rozimprowizowanym charakterze. "Machine Gun", będący wizytówką tego składu, ustępuje co prawda wersji z "Band of Gypsys", ale trzeba pamiętać, że tutejsze wykonanie było zupełnie pierwszym, więc miało prawo zabrzmieć nieco mniej porywająco. Zresztą i tak jest świetne. A imitowanie karabinu maszynowego za pomocą gitary i perkusji już tutaj wyszło doskonale. W każdym calu rewelacyjne jest tutejsze wykonanie "Hear My Train a Comin'", wiele zyskujące dzięki cięższej niż w wykonaniach innych składów, a zarazem bardzo pomysłowej grze sekcji rytmicznej. Znalazły się tu też jedne z najwspanialszych solówek, jakie Jimi zagrał w całej karierze. Bardzo przyjemnym urozmaiceniem jest bluesowa ballada "Bleeding Heart" - jednak i tutaj nie ma ani chwili wytchnienia, dzięki emocjonującym partiom gitary. Odrobinę słabiej, na tle całości, wypada końcówka albumu. W utworach "Earth Blues" i "Burning Desire" nie brakuje energii ani świetnych popisów instrumentalistów, ale nieco mniej ciekawa okazuje się warstwa melodyczna, a drugi z nich ponadto jest trochę chaotyczny. Nie obniża to jednak znacząco wartości albumu.

"Machine Gun: The Fillmore East First Show" to jedna z najlepszych koncertówek w dorobku Jimiego Hendrixa. A może po prostu najlepsza. Poza świetnym repertuarem i porywającym wykonaniem, trzeba też wspomnieć o perfekcyjnym brzmieniu - bardzo wyrazistym i naturalnym, idealnie pasującym do takiej muzyki. Warto postawić ten album na swojej półce obok "Band of Gypsys". Mam nadzieję, że wydane zostaną także zapisy trzech pozostałych występów Band of Gypsys w Fillmore East. Jimi Hendrix był wówczas w niewiarygodnej formie, a sekcja rytmiczna Cox/Miles była najlepszą, z jaką występował.

Ocena: 9/10

Zaktualizowano: 08.2023



Jimi Hendrix - "Machine Gun: The Fillmore East First Show" (2016)

1. Power of Soul; 2. Lover Man; 3. Hear My Train a Comin'; 4. Changes; 5. Izabella; 6. Machine Gun; 7. Stop; 8. Ezy Ryder; 9. Bleeding Heart; 10. Earth Blues; 11. Burning Desire

Skład: Jimi Hendrix - wokal i gitara; Billy Cox - gitara basowa, dodatkowy wokal;  Buddy Miles - perkusja, wokal (4,7), dodatkowy wokal
Producent: Janie Hendrix, Eddie Kramer i John McDermott


Komentarze

  1. Obok Atlanty jest to mój ulubiony album koncertowy Hendrixa. Nigdzie nie słyszałem lepszej gry na gitarze. Bardzo mi się podoba zawarta tutaj wersja Machine Gun, wracam do niej częściej niż do tej z Band Of Gypsys. Wszyscy członkowie zespołu grają tu niesamowicie, z fantastyczną energią, humorem i wyczuciem. To zadziwiające jak świeżo brzmi ten materiał nawet dzisiaj. Za każdym razem, gdy słucham tej płyty, mam wrażenie, że Hendrix właśnie wrócił na scenę :). Szkoda, że Jimi nie grał dłużej z tym składem, na pewno mogli razem stworzyć wiele wspaniałej muzyki. Na koniec chciałbym spytać, co powstrzymało cię od dania tutaj maksymalnej oceny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Końcówka występu jest moim zdaniem słabsza od reszty. Przydałby się bardziej wyrazisty finał. Poza tym sam fakt, że jest to archiwalne wydawnictwo, wydane wiele lat po zarejestrowaniu sprawia, że trudno uznać je za kanonicze dzieło.

      Usuń
  2. Wolę Band of Gypsys jest dla mnie jakiś bardziej zwarty, może nie przepadam też za długim graniem lajw. "Machine Gun" Zrobił na mnie wrażenie przy pierwszym odsłuchu wolę wersję z Band of Gypsys. A i okładka tego wydania, straszna tandeta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Machine Gun" jest lepszy na "Band of Gypsys", ale tu masz za to np. doskonałą wersję "Hear My Train a Comin'", którego tam nie ma w ogóle. I ogólnie oba wydawnictwa na tyle się od siebie różnią, że nie ma sensu wybierać z nich jednego. Najlepiej mieć oba. Te cztery występy w Fillmore East to szczytowy moment kreatywności Hendrixa. Wciąż mam nadzieję na publikację kompletnych zapisów trzech pozostałych.

      A okładki "Machine Gun" i "Band of Gypsys" akurat są tak samo kiepskie.

      Usuń
  3. Realizacja i brzmienie rewelacja, jak na tamte czasy. Z przyjemnością słucham 4_plytowe wydanie. Magia tamtych czasów. W mojej ocenie dyszka.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Gentle Giant - "Octopus" (1972)