[Recenzja] Aerosmith - "Rocks" (1976)
"Rocks" to ten album, który ugruntował pozycję Aerosmith po sukcesie poprzedniego "Toys in the Attic", radząc sobie nawet nieco lepiej w notowaniach, choć ostatecznie nie osiągając aż takich wyników sprzedaży. Przez kolejną dekadę zespół miał coraz bardziej pogrążać się w nijakości, jednak te dwa albumy dały pewien kredyt zaufania, dzięki któremu grupa wciąż cieszyła się popularnością i przetrwała największy kryzys w karierze. Na okładce "Rocks" znalazło się pięć oszlifowanych diamentów. W domyśle - członków zespołu. Ktoś tu miał albo przesadne mniemanie o sobie, albo godny podziwu dystans do siebie. Bo zawarta tu muzyka z pewnością nie olśniewa kreatywnością, oryginalnością ani jakimś ponadprzeciętnym poziomem muzycznym.
Jeśli wcześniejszy album przyniósł bardziej imprezowy materiał, tak tutaj, zgodnie z tytułem, dominuje rockowy czad. Szkoda, że często tak mało charakterystyczny. Znaczna część repertuar brzmi jak podkręceni pod względem tempa i natężenia przesterów Stonesi, niby zadziorne, ale jednak w dość merkantylne wygładzony sposób, przy czym jednak melodie nie są na ogół zbyt wyraziste. Na tym tle wyróżniają się trzy utwory: wolniejszy, oparty na lekko funkowej rytmice "Last Child", do tego wzbogacony dla zmyłki balladowym wstępem, a także faktycznie ciężki "Nobody's Fault" z wręcz metalowym riffowaniem - później swoją wersję nagrał thrash-metalowy Testament - oraz tym razem rzeczywiście balladowy "Home Tonight", z istotną rolą pianina, ale bez nadmiaru lukru. Może jeszcze otwieracz "Back in the Saddle", z tymi dzikimi wrzaskami Tylera, wyróżnia się spośród innych kawałków, choć instrumentalnie niekoniecznie. O innych nagraniach w zasadzie nie ma sensu wspominać.
"Rocks" cieszy się dużą popularnością wśród niektórych miłośników hard rocka, a wśród ulubionych lub najbardziej inspirujących dla siebie albumów wymieniali go m.in. James Hetfield, Kurt Cobain czy Slash. Sądzę, że jeśli ktoś poznał ten longplay w wieku nastoletnim, nie znając jeszcze wielu płyt, faktycznie mógł być pod wrażeniem. "Rocks" nie wyróżnia się jednak niczym szczególnym na tle dziesiątek podobnych wydawnictw z tamtego czasu. Za to w dyskografii Aerosmith należy do tych lepszych płyt, a w każdym razie najmniej żenujących.
Ocena: 6/10
Zaktualizowano: 02.2023
Aerosmith - "Rocks" (1976)
1. Back in the Saddle; 2. Last Child; 3. Rats in the Cellar; 4. Combination; 5. Sick as a Dog; 6. Nobody's Fault; 7. Get the Lead Out; 8. Lick and a Promise; 9. Home Tonight
Skład: Steven Tyler - wokal, harmonijka (3,7), gitara basowa (5), instr. klawiszowe (6,9); Joe Perry - gitara, gitara basowa (1,5), dodatkowy wokal; Brad Whitford - gitara; Tom Hamilton - gitara basowa, gitara (5); Joey Kramer - perkusja i instr. perkusyjne
Gościnnie: Paul Prestopino - bandżo (2)
Producent: Aerosmith i Jack Douglas
Zaktualizowano: 02.2023
Aerosmith - "Rocks" (1976)
1. Back in the Saddle; 2. Last Child; 3. Rats in the Cellar; 4. Combination; 5. Sick as a Dog; 6. Nobody's Fault; 7. Get the Lead Out; 8. Lick and a Promise; 9. Home Tonight
Skład: Steven Tyler - wokal, harmonijka (3,7), gitara basowa (5), instr. klawiszowe (6,9); Joe Perry - gitara, gitara basowa (1,5), dodatkowy wokal; Brad Whitford - gitara; Tom Hamilton - gitara basowa, gitara (5); Joey Kramer - perkusja i instr. perkusyjne
Gościnnie: Paul Prestopino - bandżo (2)
Producent: Aerosmith i Jack Douglas
Oj, z chęcią poczytałbym kolejne recenzje Aerosmith, choćby te bardzo negatywne. Świetnie się to czyta, nawet zacząłem zauważać na tych krążkach rzeczy, które wcześniej mi umykały. Tak czy inaczej dzięki.
OdpowiedzUsuńZ otoczenia muzycznego grupy mogę polecić płytę "I've Got the Rock'n'Rolls Again" The Joe Perry Project - świetny rockowy czad.
Wróciłem ostatnio do " Rocks" i "Toys", które uważam za ich najlepsze płyty i nie wiem czy zrobię to ponownie. Nie są to najgorsze albumy jakie słyszałem, ale obecnie oceniam je jeszcze niżej niż Ty, tak 4/10. Są fajne momenty, ale to dla mnie trochę za mało żeby tracić czas na odsłuchy całych płyt. Kiedyś bardzo ich lubiłem, ale teraz uważam ich za marną kapelę. Nie mówiąc już o tym co nagrywali później.
OdpowiedzUsuń