[Recenzja] The Yardbirds - "Five Live Yardbirds" (1964)



Grupa The Yardbirds niewątpliwie zapisała się w historii muzyki rockowej. Jednak wcale nie ze względu na swoją twórczość, lecz z powodu muzyków, którzy właśnie w niej zaczynali swoją karierę, a swoje największe osiągnięcia zaliczyli później. Brytyjski zespół był prawdziwą kuźnią talentów. To właśnie podczas jej koncertów publiczność po raz pierwszy mogła przekonać się o talencie takich gitarzystów, jak Eric Clapton, Jeff Beck i Jimmy Page. Z kolei wokalista Keith Relf oraz perkusista Jim McCarty przyczynili się do powstania prog-rockowej grupy Renaissance, która jednak najbardziej cenione albumy nagrała dopiero po ich odejściu. Dokonania The Yardbirds pozostają w cieniu późniejszych dokonań członków zespołu. Wpływ na to miały różne czynniki. Z jednej strony sami muzycy nie do końca mieli na siebie pomysł, ale zawinili też producenci i menadżerowie, których nietrafione decyzje nie pomagały w wykorzystaniu drzemiącego w zespole potencjału.

Niezbyt imponująco prezentuje się długogrający debiut grupy, który jest po prostu zapisem występu w londyńskim Marquee Club z 13 marca 1964 roku. Na repertuar składają się natomiast wyłącznie przeróbki rock'n'rollowych, bluesowych oraz rhythm'n'bluesowych standardów, jak np. "Too Much Monkey Business" Chucka Berry'ego, "Smokestack Lightning" Howlin' Wolfa, "Good Morning Little Schoolgirl" Sonny'ego Boya Williamsona, "Five Long Years" Eddiego Boyda, "Louise" Johna Lee Hookera czy "I'm a Man" Bo Diddleya. Brzmienie nie zachwyca, a wręcz pozostawia naprawdę wiele do życzenia, natomiast wykonanie - pomimo sporej, niemal już rockowej energii - okazuje się zbyt zachowawcze. To jeszcze nie te czasy, gdy skomponowany materiał był na żywo tylko punktem wyjścia do ekscytujących improwizacji. Muzycy aż do przesady trzymają się oryginalnych wersji, przez co całość jest bardzo schematyczna i przewidywalna. "Five Live Yardbirds" ma jednak pewną wartość historyczną jako długogrający debiut Erica Claptona. To zresztą właśnie jego solówki okazują się często jedyną atrakcją tych wykonań. Oczywiście, jeszcze nie błyszczy tu tak, jak w późniejszych nagraniach z John Mayall and the Bluesbreakers, Cream, Blind Faith czy Derek and the Dominos. Jednak wykonał, zwłaszcza, jak na tamte przedrockowe czasy, dobrą robotę, a i słychać, że po prostu doskonale się czuł w takim graniu.

Jeśli ktoś bardzo lubi wczesne dokonania The Rolling Stones, The Animals czy podobne rzeczy, to z pewnością doceni także debiut The Yardbirds (choć raczej nie za brzmienie). W przeciwnym razie nie bardzo będzie miało sens sięganie po ten materiał. Mimo, że na repertuar składają się nierzadko świetne kompozycje, ze "Smokestack Lightning" na czele, to chyba jednak lepiej zapoznać się z oryginałami albo jakimiś bardziej odbiegającymi od pierwowzoru wersjami. Nawet jeśli w chwili wydania brzmiało to świeżo, to już niedługo później grupy w rodzaju Bluesbreakers czy Butterfield Blues Band pokazały, że z bluesa można wycisnąć znacznie więcej.

Ocena: 6/10



The Yardbirds - "Five Live Yardbirds" (1964)

1. Too Much Monkey Business; 2. Got Love If You Want It; 3. Smokestack Lightning; 4. Good Morning Little Schoolgirl; 5. Respectable; 6. Five Long Years; 7. Pretty Girl; 8. Louise; 9. I'm a Man; 10. Here 'Tis

Skład: Keith Relf - wokal, harmonijka, instr. perkusyjne; Eric Clapton - gitara, wokal (4); Chris Dreja - gitara; Paul Samwell-Smith - gitara basowa, wokal (4); Jim McCarty - perkusja
Producent: Giorgio Gomelsky


Komentarze

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)