[Recenzja] Mahavishnu Orchestra - "The Lost Trident Sessions" (1999)



Komuś chyba bardzo zależało, by już na starcie zniechęcić do tego wydawnictwa. Bezpłciowy, czysto informacyjny tytuł "The Lost Trident Sessions" oraz tania, tandetna okładka mogą sugerować, że nie jest to materiał wart usłyszenia. Szczególnie, że to archiwalne nagrania, zarejestrowane ćwierć wieku wcześniej. Nic bardziej mylnego. To zapis ostatniej studyjnej sesji oryginalnego, niewątpliwie najlepszego składu Mahavishnu Orchestra. Pomiędzy 25 a 27 lipca 1973 roku kwintet pracował w londyńskim Trident Studios nad swoim trzecim albumem, następcą doskonałego muzycznie "The Inner Mounting Flame" oraz cieszącego się ogromnym powodzeniem komercyjnym "Birds of Fire". Instrumentaliści wciąż byli w doskonałej formie i u szczytu swojej kreatywności. Prace zostały przerwane wyłącznie przez dyktatorskie zapędy Johna McLaughlina, który nie mógł pogodzić się z tym, że pozostali muzycy chcieli grać także własne kompozycje. Aby zachować swój monopol, lider rozwiązał ten skład i wstrzymywał wydanie tego materiału przez dwadzieścia sześć lat. Być może za jego sugestią forma wydania jest tak strasznie nieatrakcyjna. W przeciwieństwie do muzyki.

Same kompozycje były w większości znane już na długo przed premierą "The Lost Trident Sessions".Wiele z nich wykonywano w tamtym czasie na koncertach. "Dream", "Trilogy" oraz skomponowany przez Jana Hammera "Sister Andrea" są doskonale znane z koncertówki "Between Nothingness & Eternity", zarejestrowanej podczas jednych z ostatnich występów tego składu, z sierpnia 1973 roku. Z kolei kompozycje "I Wonder" Jerry'ego Goodmana oraz "Steppings Tones" Ricka Lairda zostały ponownie nagrane przez Hammera i Goodmana na ich wspólny album "Like Children", zarejestrowany niedługo po rozpadzie oryginalnego wcielenia Mahavishnu Orchestra. Jednym w pełni premierowym utworem jest tu zatem "John's Song #2". Trzeba jednak pamiętać, że wszystkie nagrania w zawartych tu wersjach są unikalne dla tego wydawnictwa. Warto podkreślić, że nie są to żadne demówki ani szkice, ale ukończone, dopracowane nagrania, charakteryzujące się naprawdę dobrym brzmieniem. Prawdę mówiąc jest ono nieco lepsze niż na "The Inner Mounting Flame", na którym za słabo słychać Lairda. 

Kwintet wspaniale połączył tutaj energię debiutu z bardziej komunikatywnym graniem w stylu "Birds of Fire". Fantastycznie słychać to już w otwierającym całość "Dream". Utwór jest tu znacznie krótszy od wersji koncertowej, ale zawiera chyba wszystko, z czego słynęła grupa - rockowy czad, jazzową finezję, mistyczny klimat, świetną współpracę całego składu, ekscytujące popisy solowe, dość dużą melodyjność. W "Trilogy" jeszcze większy nacisk położono na kompozycję, momentami jest tu niemalże przebojowo, ale i ten utwór daje muzykom pełne pole do zaprezentowana możliwości. Prawdopodobnie muzycy zdawali sobie sprawę ze zbliżającego się końca i dlatego tym razem dali z siebie wszystko, unikając błędów popełnionych na drugim albumie, gdzie wiele utworów miało pretekstowy charakter i dopiero na koncertach objawiał się ich pełen potencjał. Choć raczej nie byli zgodni co do kierunku. Równie dobrze zagrane zostały pozostałe, krótsze utwory: zaczynający się jak rockowa piosenka, ale ciekawie się rozwijający "Sister Andrea", ballada "I Wonder" z pięknym solem McLauglina oraz potężną grą Billy'ego Cobhama, trzymający w napięciu "Stepping Tones", czy w końcu najbardziej abstrakcyjny "John's Song #2". To może nie są utwory na miarę tych z debiutu, najlepszych fragmentów jego następcy czy dwóch pierwszych utworów z tego albumu, ale wciąż trzymają naprawdę wysoki poziom.

Podczas gdy wielu wykonawców wydaje kolejne bezwartościowe albumy, inni przez kilka dekad przetrzymują w archiwach naprawdę interesujący materiał. Londyńska sesja Mahavishnu Orchestra została opublikowana dopiero ćwierć wieku po nagraniu, choć poziom tych nagrań przebija chyba wszystko, co przez ten czas proponował John McLaughlin. "The Lost Trident Sessions" to zdecydowanie jedno z najciekawszych dokonań, jakie pozostawiła po sobie Mahavishnu Orchestra, z niepojętych względów przechowywane w archiwach przez tak długi czas. Bez wątpienia należy je traktować jako pełnoprawny trzeci studyjny album grupy. I to taki, który moim zdaniem ustępuje jedynie "The Inner Mounting Flame" i "Between Nothingness & Eternity", pozostawiając w tyle "Birds of Fire", nie wspominając o innych wydawnictwach.

Ocena: 9/10



Mahavishnu Orchestra - "The Lost Trident Sessions" (1999)

1. Dream; 2. Trilogy; 3. Sister Andrea; 4. I Wonder; 5. Steppings Tones; 6. John's Song #2

Skład: John McLaughlin - gitara; Jan Hammer - instr. klawiszowe; Jerry Goodman - skrzypce; Rick Laird - gitara basowa; Billy Cobham - perkusja i instr. perkusyjne
Producent: Bob Belden i Mahavishnu Orchestra


Komentarze

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)