[Recenzja] Mahavishnu Orchestra - "Apocalypse" (1974)



Dziwny to album. John McLaughlin, po rozpadzie oryginalnego składu Mahavishnu Orchestra, zebrał zupełnie nowy zespół. Znalazł się w nim skrzypek Jean-Luc Ponty, znany już m.in. ze współpracy z Frankiem Zappą, ale też początkujący muzycy, jak grająca na klawiszach Gayle Moran, basista Ralphe Armstrong czy perkusista Narada Michael Walden. Jednak McLaughlinowi nie wystarczył ten kwintet. W nagraniu "Apocalypse" uczestniczyli również muzycy London Symphony Orchestra pod batutą Michaela Tilsona Thomasa, występującego także w roli pianisty, a ponadto jeszcze kilku dodatkowych muzyków grających na instrumentach smyczkowych. Jako producent nad całym tym przedsięwzięciem czuwał George Martin, najbardziej znany ze swojej współpracy z The Beatles. Rezultat był, według mojej wiedzy, pierwszą próbą połączenia sił zespołu jazz-rockowego i orkiestry symfonicznej. Pomysł niewątpliwie oryginalny i odważny, ale efekt przypomina łączenie wody z olejem. Nie wiem tylko, czy taka mieszanka była z góry skazana na niepowodzenie, czy po prostu występującym tu muzykom zabrakło pomysłu na przekonującą fuzję tych dwóch elementów.

Album przynosi rozczarowanie przede wszystkim tym słuchaczom, którzy spodziewają się kolejnej porcji żywiołowych improwizacji, do jakich przyzwyczaiły poprzednie wydawnictwa sygnowane nazwą Mahavishnu Orchestra. Są tu co prawda takie nagrania, jak "Vision is a Naked Sword" czy "Wings of Karma", w których pojawiają się bardziej zakręcone, ostrzejsze partie gitarowe lidera, intensywna perkusja w stylu Billy'ego Cobhama czy charakterystyczne brzmienie zelektryfikowanych skrzypiec i pianina, jednak z tym wszystkim niespecjalnie przegryzają się partie orkiestry. Najbardziej kuriozalny jest fragment "Vision is a Naked Sword", w którym najpierw sam zespół przez dłuższy czas gra w pogodnym, jazz-funkowym stylu, a potem nagle ustępuje miejsca pełnemu patosu wejściu symfoników.  Najlepiej udało się zgrać w najdłuższym "Hymn to Him", w którym zespół gra łagodniej, a orkiestra mniej nachalnie (poza paroma niepotrzebnymi wstawkami w szybszej części). Całkiem spójnie wypada też najkrótszy "Power of Love", w którym słychać wyłącznie delikatną, bardzo ładną partię gitary (przywodzącą na myśl "A Lotus on Irish Streams") oraz równie subtelną, aczkolwiek dość naiwną orkiestrację. Sporym zaskoczeniem jest natomiast "Smile on the Beyond", pierwszy utwór Mahavishnu Orchestra z partiami wokalnymi. Główna część utworu, śpiewana przez Gayle Moran wyłącznie z akompaniamentem symfoników, przypomina staroświeckie, pretensjonalne ballady. W środku wstawiono coś, co brzmi jak zupełnie inne nagranie - bardziej energetyczny, ale też zaskakujący banalny fragment grany przez zespół i śpiewany przez niemal wszystkich muzyków.

Podoba mi się to, co grają (ale już nie to, jak śpiewają) członkowie zespołu. Natomiast kompletnie nie pasują mi do tego partie orkiestry, a nawet tam, gdzie najlepiej się wpasowała, można się było bez niej obyć. Na szczęście, kolejny album tego wcielenia Mahavishnu Orchestra okazał się znacznie lepszy, bo nie zepsuto go nieprzemyślanym udziałem symfoników.

Ocena: 6/10



Mahavishnu Orchestra - "Apocalypse" (1974)

1. Power of Love; 2. Vision is a Naked Sword; 3. Smile of the Beyond; 4. Wings of Karma; 5. Hymn to Him

Skład: John McLaughlin - gitara, wokal; Gayle Moran - instr. klawiszowe, wokal; Jean-Luc Ponty - skrzypce; Ralphe Armstrong - gitara basowa, wokal; Narada Michael Walden - perkusja i instr. perkusyjne, wokal
Gościnnie: Michael Tilson Thomas - pianino, dyrygent orkiestry; Marsha Westbrook - skrzypce; Carol Shive - skrzypce, wokal; Philip Hirschi - wiolonczela, wokal; London Symphony Orchestra; Michael Gibbs - aranżacja orkiestry
Producent: George Martin


Komentarze

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024