[Recenzja] Colosseum - "Daughter of Time" (1970)



"Daughter of Time" powszechnie uznawany jest za najsłabszy album Colosseum z pierwszego okresu działalności. Całkowicie podzielam takie opinie. Całość sprawia wrażenie przygotowanego na szybko zbioru kawałków z różnych sesji nagraniowych, uzupełnionym zarejestrowaną na żywo solówką perkusyjną. Trochę przypomina to zeppelinową "Codę", pomimo że materiał pochodzi ze znacznie krótszego okresu. Był to jednak dość burzliwy czas dla zespołu. Najstarszy w tym zestawie, właśnie ów koncertowy utwór, został zarejestrowany prawdopodobnie jeszcze z udziałem oryginalnego basisty Tony'ego Reevesa (choć jego nazwisko nie pojawiło się na okładce albumu). Do studia zespół wszedł już jednak z dwoma nowymi muzykami: wokalistą Chrisem Farlowe'em oraz basistą Louisem Cennamo. Zanim jednak nagrania dobiegły końca, ten ostatni zdecydował się przejść do bluesrockowego Steamhammer, a jego miejsce zajął późniejszy członek Uriah Heep, Mark Clarke. W nagraniach uczestniczyło też wielu gości, przede wszystkim żona Jona Hisemana, saksofonista Barbara Thompson.

Utwory są przeważnie niezbyt dobre i nie tworzą spójnej całości. Czasem same w sobie nie są zbyt zwarte. Przykładem tego "Three Score and Ten, Amen", przeplatający podniosłe momenty z prostym rockowym graniem. Do tego niektóre przejścia są zbyt nagłe - moment, gdy po raz pierwszy wchodzi partia Farlowe'a podchodzi wręcz pod błąd w sztuce realizacji nagrań. A sam wokalista jest zdecydowanie najsłabszym punktem tego i większości pozostałych utworów. Farlowe śpiewa w strasznie nadekspresyjny sposób, z teatralną manierą, mocno szarżując, ale jego warunki głosowe są znacznie bardziej ograniczone niż Petera Hammilla, Czesława Niemena czy nawet Ronniego Jamesa Dio, przez co momentami brzmi bełkotliwie. W "Take Me Back to Doomsday" dla odmiany mikrofon przejmuje gitarzysta Clem Clempson, którego śpiew jest mniej drażniący, ale przy tym kompletnie nijaki, co znów zaniża poziom. Instrumentalnie tym razem jest zdecydowanie lepiej. To całkiem fajna, dynamiczna piosenka, napędzana świetną grą sekcji rytmicznej i niemal hardrockową gitarą, a do tego udanie wzbogacona partiami saksofonu, fletu oraz klawiszy. Utwór znalazł się niestety w wyjątkowo niefortunnym położeniu, pomiędzy "Time Lament" i "The Daughter of Time". Oba charakteryzują się aranżacyjnym rozmachem. W ich nagraniu uczestniczyła pięcioosobowa sekcja smyczkowa oraz dodatkowi muzycy grający na dęciakach. Okropnym patosem ociekają także partie Farlowe'a, co razem daje tak fatalny efekt, że nie ratują tego nawet bardzo dobra gra instrumentalistów zespołu.

O tym, że album nagrywany był w pośpiechu, świadczy chociażby sięgnięcie po kompozycję Jacka Bruce'a i Pete'a Browna, "Theme for an Imaginary Western" z albumu "Songs for a Tailor" byłego basisty Cream. Nagranego zresztą z pomocą Hisemana i Heckstall-Smitha. To już drugi utwór z tego longplaya, który przeszedł do repertuaru Colosseum. Parę miesięcy wcześniej muzycy zarejestrowali "Rope Ladder to the Moon", zresztą na tworzony w równie błyskawicznym tempie "The Grass Is Greener". Tamtemu utworowi chociaż nadali trochę własnego charakteru, abstrahując już od efektu. Do "Theme for an Imaginary Western" nie wnieśli absolutnie nic, poza bardziej teatralną partią wokalną. To zupełnie niepotrzebne nagranie. Choć jeszcze bardziej zbyteczny jest koncertowy "The Time Machine". Jasne, Hiseman to fantastyczny perkusista, zwłaszcza na rockowe standardy. Z przyjemnością słucham jego gry w pozostałych nagraniach. Jednak słuchanie przez osiem minut samych bębnów, nawet tak intensywnych jak tutaj, jest cholernie nużące. Może gdyby perkusista zaprezentował tu więcej technik, ale on praktycznie cały czas robi to samo! Znacznie lepiej prezentuje się "Downhill and Shadows" - klasyczny blues w wolnym tempie, świetnie zagrany. Nawet Farlowe aż tak bardzo nie szarżuje, stara się śpiewać w bardziej subtelny sposób i zostawia dużo miejsca na solowe partie instrumentalistów. Jednak zdecydowanie najlepszym fragmentem całości jest instrumentalny "Bring Out Your Dead", godny następca "Valentine Suite", a choć skondensowany do czterech minut, to znacznie bardziej treściwy od innych utworów z tej płyty, pełen świetnych pomysłów.

"Daughter of Time" to album nierówny, nieklejący się w całość, kompletnie niepotrzebnie wydłużony o perkusyjne solo z koncertu, a wcześniej zbyt często spychający na dalszy plan to, co tu najlepsze, czyli grę instrumentalistów zespołu. Kilka fragmentów na poziomie wcześniejszych dokonań Colosseum tylko pogłębia żal, że zespół nie gra tu tak przez cały czas. 

Ocena: 6/10



Colosseum - "Daughter of Time" (1970)

1. Three Score and Ten, Amen; 2. Time Lament; 3. Take Me Back to Doomsday; 4. The Daughter of Time; 5. Theme for an Imaginary Western; 6. Bring Out Your Dead; 7. Downhill and Shadows; 8. The Time Machine (live)

Skład: Chris Farlowe - wokal (1,2,4,5,7); Dave "Clem" Clempson - gitara, wokal (3); Dick Heckstall-Smith - saksofon sopranowy, saksofon tenorowy, głos (1); Dave Greenslade - instr. klawiszowe, wibrafon, dodatkowy wokal; Mark Clarke - gitara basowa (1,5,7); Louis Cennamo - gitara basowa (2-4,6); Tony Reeves - gitara basowa (8); Jon Hiseman - perkusja i instr. perkusyjne
Gościnnie: Barbara Thompson - flet, saksofon altowy, saksofon barytonowy, saksofon sopranowy, saksofon tenorowy, dodatkowy wokal (1-4); Jack Rothstein - skrzypce (2,4); Trevor Williams - skrzypce (2,4); Nicholas Kraemer - altówka (2,4); Charles Tunnell - wiolonczela (2,4); Fred Alexander - wiolonczela (2.4); Harry Beckett - trąbka i skrzydłówka (2,4); Derek Wadsworth - puzon (2,4); Neil Ardley - aranżacja instr. smyczkowych i dętych (2,4)
Producent: Gerry Bron


Komentarze

  1. Album zdecydowanie inny i słabszy od "Valentyny"... i dlatego zapewne - w odróżnieniu od niej - nieczęsto do niego wracam, choć kilka kawałków jest naprawdę niezłych, choćby tytułowy, "Theme for..." czy "Bring Out...". Ogólnie rzecz biorąc, troszkę bije z płyty pretensjonalność - choć sam nie wiem, czy to właściwe określenie. Starając się być obiektywnym "szóstka" jest chyba odpowiednia, choć z moje strony duży sentyment do Colosseum wpłynąłby na podniesienie oceny o punkcik. A Farlow ? Coż, Litherland (którego lubię) chyba "nie dałby rady" na "Live" tak jak uczynił to jego następca, dzięki m.in., też któremu, koncert przeszedł do historii jako rewelacyjny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo lubię Colosseum,lecz muszę sie całkowicie zgodzić z recenzją....na szczęście dwie pierwsze płyty oraz Live są wspaniałe...ta to trochę wypadek przy pracy ale z dwiema perełkami.....

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)