[Recenzja] Free - "Heartbreaker" (1973)



Pomimo wielkiego sukcesu albumu "Fire and Water" i singla "All Right Now", w zespole nie działo się najlepiej. Coraz silniejsze uzależnienie Paula Kossoffa od narkotyków i wynikające z tego trudności z graniem, doprowadzały do coraz silniejszych kłótni między muzykami, a wszystko to przekładało się na trudności z występami i tworzeniem nowego materiału. Po wydaniu bezbarwnego albumu "Highway", który w notowaniach wypadł dużo słabiej od swojego poprzednika, podjęto decyzje o zawieszeniu działalności Free. Zespół powrócił półtora roku później z równie nijakim, choć całkiem dobrze radzącym sobie - przynajmniej w Wielkiej Brytanii - pod względem komercyjnym,  "Free at Last". Było to ostatnie wydawnictwo grupy w jej oryginalnym składzie. Andy Fraser, zniechęcony ciągłymi kłótniami i niepoprawiającym się stanem Kossoffa, zdecydował się opuścić zespół. Na jego miejsce przyjęto japońskiego basistę Tetsu Yamauchi, ponadto skład zasilił klawiszowiec John "Rabbit" Bundrick. Obaj muzycy mieli już wcześniej okazję współpracować z Kossoffem i Simonem Kirke - w czasie, gdy grupa Free była nieaktywna, kwartet nagrał eponimiczny album pod szyldem Kossoff Kirke Tetsu Rabbit.

Odświeżony zespól zabrał się do pracy nad nowym materiałem. Obowiązki kompozytorskie spadły na Paula Rodgersa (do tamtej pory tworzącego głównie z Fraserem). Dwa utwory zostały popisane przez cały zespół, choć też były dziełem głównie wokalisty ("Wishing Well", "Travellin' in Style"), natomiast dwa kolejne dostarczył Bundrick ("Muddy Water", "Common Mortal Man"). Kossoff podczas nagrań był w fatalnym stanie - jego wkład ograniczył się do zagrania solówek w sześciu spośród ośmiu utworów. Za pozostałe partie gitar odpowiadają Rodgers, Kirke i sesyjny muzyk "Snuffy" Walden. Stąd też decyzja o poszerzeniu składu o klawiszowca - dźwięki elektrycznych organów i partie pianina szczelnie wypełniają brzmienie, dzięki czemu nie odczuwalna jest tak bardzo mniejsza ilość partii gitarowych.

Pomimo wszelkich trudności, zespołowi udało się nagrać naprawdę dobry album. "Heartbreaker" nie osiąga co prawda poziomu debiutanckiego "Tons of Sobs", ale od czterech wydanych w międzyczasie płyt jest już zdecydowanie lepszy. Do najmocniejszych punktów zalicza energetyczny, przebojowy "Wishing Well", subtelniejsze "Come Together in the Morning" (z bardzo ładnym refrenem) i "Seven Angels", oba ze świetnymi partiami gitar i klawiszy, a nade wszystko tytułowy "Heartbreaker" - porywający blues z bardzo dobrze budowanym napięciem i ekscytującą grą całego składu. Już dawno nie było tylu wyrazistych utworów na jednym albumie Free. Pozostałe nagrania prezentują się jednak mniej atrakcyjnie. Oparty w znacznym stopniu na brzmieniach akustycznych blues "Travellin' in Style" wypada dość nużąco. Z kolei "Muddy Water", "Common Mortal Man" i "Easy on My Soul", wszystkie o podobnym klimacie i raczej łagodnym charakterze, trochę za bardzo się ze sobą zlewają - zdecydowanie nie pomaga tu fakt, że następują jeden po drugim. To jednak całkiem przyjemne wypełniacze.

"Heartbreaker" to najbardziej dojrzały, ale też trochę za bardzo zachowawczy album. Nie przemawia to do mnie tak silnie, jak młodzieńcza energia i surowość debiutu - tutaj wszystko wydaje się nieco zbyt wykalkulowane, podczas gdy w bluesie lepiej sprawdza się spontaniczność. Ten sam zarzut można jednak postawić wszystkim pozostałym albumom Free po "Tons of Sobs". A na ich tle "Heartbreaker" wypada już zdecydowanie lepiej dzięki całkiem przyzwoitym kompozycjom, solidnemu, a momentami naprawdę świetnemu wykonaniu oraz porządnemu brzmieniu. Longplay okazał się także sporym sukcesem komercyjnym, dochodząc do 7. miejsca w Wielkiej Brytanii i 47. w Stanach (wyższe wyniki osiągnął jedynie "Fire and Water"). Zespół rozpadł się jednak jeszcze w 1973 roku. Koncerty promujące album odbywał się już bez Kossoffa (zastąpił go Wendell Richardson), a po zakończeniu trasy podjęto decyzję o zakończeniu działalności - jak się okazało, definitywną. Paul Rodgers i Simon Kirke kontynuowali współpracę pod szyldem Bad Company. Paul Kossoff założył natomiast grupę Back Street Crawler, która działała do jego śmierci na początku 1976 roku. 

Ocena: 7/10



Free - "Heartbreaker" (1973)

1. Wishing Well; 2. Come Together in the Morning; 3. Travellin' in Style; 4. Heartbreaker; 5. Muddy Water; 6. Common Mortal Man; 7. Easy on My Soul; 8. Seven Angels

Skład: Paul Rodgers - wokal, gitara (1-5,7), pianino (7); Paul Kossoff - gitara (1-4,6,8); Tetsu Yamauchi - gitara basowa, instr. perkusyjne (5); Simon Kirke - perkusja i instr. perkusyjne, gitara (5); John "Rabbit" Bundrick - instr. klawiszowe, dodatkowy wokal
Gościnnie: W. G. Snuffy Walden - gitara (6-8); Rebop Kwaku Baah - kongi (1)
Producent: Free i Andy Johns


Komentarze

  1. Wiem że Free jest ceniony ale akurat Heartbreaker zalatuje mi komercją i radiowością. Może przez banalny Wishing Well. Tytułowy utwór rzeczywiście wymiata. Ale mam ogólne wrażenie że jednak przynajmniej na tej płycie Free to zespół który kalkulował.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muzycy kalkulowali już od czasu swojego drugiego albumu. A najbardziej na tym najsłynniejszym - "Fire and Water", gdzie słychać bardzo radiowe podejście (przy takim "All Right Now" to "Wishing Well" w ogóle nie jest komercyjny). Jedynie debiutancki "Tons of Sobs" sprawia w całości wrażenie szczerego grania, bez myślenia czy to się sprzeda. Osobiście nie jestem fanem tego zespołu - mieli potencjał, utalentowanych muzyków, ale nigdy nie nagrali niczego wybitnego.

      Usuń
  2. Trochę męczące Heartbreaker i Seven Angels. Poza tym wspaniałe "zadumane" spokojnie płynące utwory. Uwielbiam zwłaszcza Common Mortal Man oraz Easy On My Soul że znakomitymi klawiszami wtopionymi w brzmienie całość.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe maj 2024

[Recenzja] Kin Ping Meh - "Kin Ping Meh" (1972)