[Recenzja] Emerson, Lake & Palmer - "Pictures at an Exhibition" (1971)



"Obrazki z wystawy" to dzieło rosyjskiego kompozytora i pianisty Modesta Musorgskiego. Powstało w 1874 roku, jako cykl dziesięciu fortepianowych miniatur - zainspirowanych wystawą rysunków i akwarel Wiktora Hartmanna (zmarłego niedługo wcześniej przyjaciela Musorgskiego) - uzupełnionych sześciokrotnie powtórzonym tematem przewodnim "Promenada". Dzieło doczekało się wielu adaptacji. Nowe życie zyskało w 1922 roku, po zorkiestrowaniu przez francuskiego impresjonistę, Maurice'a Ravela. Właśnie ta wersja pomogła w spopularyzowaniu kompozycji Musorgskiego.

Keith Emerson usłyszał ten utwór pod koniec lat 60. w London’s Royal Festival Hall, zaprezentowany w wersji orkiestrowej. Muzyk był pod tak wielkim wrażeniem, że już następnego dnia kupił zapis nutowy. Jak się okazało - oryginalnej wersji, rozpisanej na pianino, dzięki czemu mógł od razu przystąpić do nauki. Wkrótce po nawiązaniu współpracy z Gregiem Lake'em i Carlem Palmerem, klawiszowiec zaproponował im stworzenie własnej adaptacji dzieła. Utwór został zagrany już podczas pierwszego występu tria, 23 sierpnia 1970 roku w Plymouth. Natomiast niespełna tydzień później muzycy zaprezentowali go przed liczącą ponad sześćset tysięcy widzów publicznością na Isle of Wight Festival. Jednak najsłynniejszym wykonaniem jest to z 26 marca 1971 roku w sali koncertowej ratusza Newcastle. Bo właśnie ono trafiło na album zatytułowany "Pictures at an Exhibition". Płyta początkowo miała wchodzić w skład drugiego studyjnego albumu grupy, "Tarkus", jednak nie zgodzili się na to przedstawiciele wytwórni. Została więc opublikowana parę miesięcy później jako osobne wydawnictwo - sprzedawane za pół ceny, dzięki czemu wzbudziło duże zainteresowanie (3. miejsca na notowaniu w UK, 10. w USA).

Do oceny tego wykonania można podejść na dwa sposoby, z których oba można łatwo uzasadnić, jak i skrytykować. Pierwszy to porównanie z oryginałem Musorgskiego i adaptacją Ravela. Drugi to potraktować "Pictures at an Exhibition" jak zwyczajny album rockowy. W pierwszym przypadku ocena musiałaby być negatywna, bo niewątpliwie mamy tu do czynienia ze strywializowaniem dzieła przez liczne uproszczenia i rockowe instrumentarium (w tym syntezator, który nierzadko brzmi dość tandetnie), a do tego liczne popisy Emersona, w których więcej efekciarstwa, niż wyrafinowania. Ale już w drugim wypadku ocena może być dużo wyższa. Oczywiście, wciąż doskwierają wspomniane wyżej elementy. Warto też zauważyć, że dzieło Musorgskiego, nie będąc szczególnie skomplikowanym, nadawało się całkiem dobrze do przełożenia na muzykę rockową i gdyby muzycy, zwłaszcza Emerson, wykazali się w swoim wykonaniu nieco lepszym smakiem (w doborze brzmień i prezentowaniu swoich technicznych umiejętności), mógłby powstać album wybitny w kategorii rocka progresywnego.

Trzeba natomiast docenić, że zespół nie podszedł do tego zadania w sposób odtwórczy. Nie odegrał wiernie partytury, lecz znacznie zmodyfikował całość, nadając jej własnego charakteru. Muzycy wykorzystali tylko fragmenty oryginalnego dzieła, a ściślej mówiąc jego początek ("Promenade" / "The Gnome" / "Promenade" / "The Old Castle") i koniec ("Promenade" / "The Hut of Baba Yaga" / "The Great Gates of Kiev"), wprowadzając liczne zmiany, dodając teksty (i tym samym partie wokalne), a także zupełnie nowe części. Czasem zespół pozostaje stosunkowo wierny oryginalnego zapisu (np. spore fragmenty "The Great Gates of Kiev"), kiedy indziej proponuje własne wariacje oparte na motywach z pierwowzoru ("The Old Castle" i "The Curse of Baba Yaga" - choć ta druga została obudowana wierniejszym odzwierciedleniem oryginału, czyli "The Hut of Baba Yaga"). Warto też zwrócić uwagę na ewolucję tematu "Promenade". Pierwsza wersja, zagrana przez Emersona na znajdujących się w ratuszu organach piszczałkowych, jest całkiem wierna swojemu pierwowzorowi. W drugiej, zagranej już na elektrycznych organach, pojawia się partia wokalna Lake'a, ale wciąż nie odbiega daleko od oryginału. Za to wersja trzecia została zagrana przez cały zespół, co całkowicie zmienia jej charakter - niestety, na zasadzie dodania zupełnie niepotrzebnych elementów.

Jak już wspomniałem, zespół dodał też dwa zupełnie nowe fragmenty: "The Sage" i "Blues Variation". Same w sobie udane, ale niespecjalnie pasujące do całości. "The Sage", rozpoczęty solowym popisem Emersona na syntezatorze, w zasadniczej części jest solowym popisem Lake'a, który śpiewa i akompaniuje sobie na gitarze akustycznej. To jedna z tych charakterystycznych dla niego ballad, które na albumach zespołu stanowią przyjemną chwilę wytchnienia pomiędzy nierzadko bombastycznymi popisami całego składu. I jest to jedna z najładniejszych z nich. Problem w tym, że nawiązuje raczej do muzyki średniowiecznej, a ściślej mówiąc do pieśni trubadurów, a tym samym średnio pasuje do rockowej aranżacji XIX-wiecznego dzieła. A już kompletnie nie pasuje do niego prosta bluesowa improwizacja, luźno oparta na motywie z "The Old Castle", czyli "Blues Variation". Całości dopełnia bonus, nie będący częścią "Pictures at an Exhibition", w postaci "Nutrocker", czyli przeróbka marsza z "Dziadka do orzechów" Piotra Czajkowskiego, oparta na wersji rock'n'rollowej grupy B. Bumble and the Stingers z 1962 roku. Efektem jest niewiarygodnie banalna trywializacja. Słuchając tego nagrania, oczami wyobraźni widzę zespół na scenie: muzyków przebranych w błyszczące, obcisłe stroje o dziwacznym, niemęskim kroju, prezentujących swoje firmowe sztuczki, jak granie na obracającym się pianinie czy rzucanie w niego nożami. Regularny cyrk, doskonale korespondujący z tą banalną (w tym wykonaniu) melodyjką.

Przyznaję, że mam problem z oceną tego wydawnictwa. Fragmenty, w których zespół pozostaje w miarę wierny dziełu Modesta Musorgskiego, wprowadzając nieznaczne zmiany, dzięki którym całość została dostosowana do stylu Emerson, Lake & Palmer, są naprawdę udane i pokazują spory kunszt instrumentalistów. Nie razi nawet dodanie partii wokalnych, gdyż Greg Lake wciąż prezentował bardzo wysoką formę, dzięki czemu jego śpiew jest dodatkowym atutem tego wydawnictwa. Ale im bardziej zespół odchodzi od pierwowzoru, wdając się w efekciarskie, a mało treściwe popisy (praktycznie cały "The Old Castle", partie syntezatora w "The Gnome" i "The Curse of Baba Yaga") lub niepotrzebnie dodając zupełnie niepasujące - choć same w sobie udane - części. I jeszcze ten cyrkowy bzdet na dokładkę.

"Pictures at an Exhibition" w wersji ELP nie broni się jako adaptacja klasycznego dzieła, bo za dużo tutaj zmian na zdecydowanie gorsze (a tym bardziej "Nutrocker" nie broni się pod tym względem). Traktowany jako zwykły album rockowy, wypada lepiej, choć nie pozbawiony jest licznych wad: nieumiarkowania w prezentowaniu swoich umiejętności, co nierzadko skutkuje tanim efekciarstwem, nie najlepszego smaku w kwestii brzmienia, czy brak spójności w zajmującej większość płyty suicie. A z drugiej strony słychać, że trio naprawdę posiada duże możliwości, gdy zamiast cyrkowych sztuczek gra z większą finezją i poczuciem dobrego smaku (np. "The Hut of Baba Yaga", "The Great Gates of Kiev" czy fragmenty "The Gnome"). Jako kompozytorzy nie pokazali tym razem wiele, ale jedyny utwór nie będący adaptacją czy wariacją na temat cudzego dzieła, "The Sage", potwierdza zdolność Lake'a do pisania prostych, ale bardzo ładnych ballad. Jednak większość tego, co może się tutaj podobać, to zasługa Musorgskiego, a zespół, mając do dyspozycji tak dobry materiał, popełnił mnóstwo błędów.

Ocena: 6/10



Emerson, Lake & Palmer - "Pictures at an Exhibition" (1971)

1. Promenade; 2. The Gnome; 3. Promenade; 4. The Sage; 5. The Old Castle; 6. Blues Variation; 7. Promenade; 8. The Hut of Baba Yaga; 9. The Curse of Baba Yaga; 10. The Hut of Baba Yaga; 11. The Great Gates of Kiev; 12. Nutrocker

Skład: Greg Lake - wokal i gitara basowa, gitara akustyczna (4); Keith Emerson - instr. klawiszowe; Carl Palmer - perkusja i instr. perkusyjne
Producent: Greg Lake


Komentarze

  1. Ja spoglądam na ten album, jak na dzieło rockowe. Nie jest to coś wybitnego, ale jako całość broni się. Ode mnie 7. Być może zmienię zdanie, gdy porównam to z oryginałem i okaże się wtedy ten album trywialnym.
    Generalnie dużo lepsze wrażenie niż 'Tarkus' jako całość. Aczkolwiek przychylam się do pańskiego stwierdzenia z recenzji poprzedniej płyty - utwór 'Tarkus' plus 'Obrazki' i byłby to naprawdę bardzo dobry album.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Efektem jest niewiarygodnie banalna trywializacja. Słuchając tego nagrania, oczami wyobraźni widzę zespół na scenie: muzyków przebranych w błyszczące, obcisłe stroje o dziwacznym, niemęskim kroju, prezentujących swoje firmowe sztuczki, jak granie na obracającym się pianinie czy rzucanie w niego nożami" - Miałem takie same odczucie. Po usłyszeniu pierwszych akordów tego dzieła. Zastanawiałem się jak taki żart mógł tam się znaleźć.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Annette Peacock - "I'm the One" (1972)

[Recenzja] Julia Holter - "Aviary" (2018)

[Recenzja] Amirtha Kidambi's Elder Ones - "New Monuments" (2024)

[Recenzja] Moor Mother - "The Great Bailout" (2024)

[Recenzja] Joni Mitchell - "Song to a Seagull" (1968)