[Artykuł] Najważniejsze utwory Queen

Jeden z najbardziej rozpoznawalnych zespołów na świecie, mający na koncie ponad 60 singli, z których niemal każdy jest wielkim przebojem, znanym także przez ludzi nie interesujących się muzyką rockową. Na poniższą listę wybrałem kilkanaście utworów z tych, które były najwyżej notowane w Wielkiej Brytanii lub Stanach. Uzupełniłem je innymi ważnymi utworami, jak "Stone Cold Crazy" i "The Prophet's Song", które pokazują mniej znane - ale bardziej interesujące - oblicze Queen. Poza tym większych niespodzianek nie będzie - na liście dominują takie pewniaki, jak "Bohemian Rhapsody", "We Will Rock You", "We Are the Champions", "Don't Stop Me Now", "Another One Bites the Dust" czy "Under Pressure". A całość zaczyna się od pierwszego przeboju Królowej, "Killer Queen"...

Queen: Roger Taylor, Freddie Mercury, Brian May i John Deacon.

1. "Killer Queen" (z albumu "Sheer Heart Attack", 1974)

Pierwszy przebój zespołu, i to zarówno w rodzimej Wielkiej Brytanii (2. miejsce w notowaniu), jak i w Stanach (12. miejsce). To był punkt zwrotny - mówił po latach gitarzysta Brian May. To była piosenka, która najlepiej podsumowywała nasz rodzaj muzyki. I był to duży przebój, którego desperacko poszukiwaliśmy, jako znaku, że w końcu osiągnęliśmy jakiś sukces.
Autorem utworu jest Freddie Mercury. To o dziewczynie z wyższych sfer - mówił wokalista. Chciałem pokazać, że osoby z klasą też mogą okazać się dziwkami. Jak przyznaje twórca, tekst powstał pod wpływem twórczości brytyjskiego reżysera, scenarzysty i aktora, Noëla Cowarda. Inspirację muzyczną stanowiły natomiast zespoły The Beatles i The Beach Boys.
"Killer Queen" należał do stałych punktów koncertów Queen. Nie był jednak grany w całości, a jako część tzw. medley, czyli mieszanki fragmentów różnych utworów.


2. "Stone Cold Crazy" (z albumu "Sheer Heart Attack", 1974)

Pierwszy utwór zespołu podpisany przez wszystkich członków. Głównym autorem jest jednak Mercury, który wykonywał kompozycje już pod koniec lat 60., ze swoim poprzednim zespołem, Wreckage. "Stone Cold Crazy" był pierwszym utworem wykonanym przez Queen na żywo (w 1970 roku), ówczesna wersja była jednak o wiele wolniejsza, jeśli wierzyć słowom muzyków - bo żadna rejestracja tamtych występów nie istnieje. Grupa chętnie wykonywała go także w późniejszych latach - od 1974 do 1978 roku - jednak nie można usłyszeć go na żadnej oficjalnej koncertówce.
"Stone Cold Crazy" należy do najszybszych i najostrzejszych utworów w repertuarze grupy, bywa nawet nazywany pierwszym utworem thrash metalowym. Porównanie akurat do tej odmiany metalu nie jest oczywiście przypadkowe - w 1990 roku swoją wersję utworu nagrała Metallica. Metalowcy postanowili ją jednak uagresywnić, poprzez dwukrotne dodanie w tekście słowa "fuck", oraz zmiany humorystycznego fragmentu Walking down the street / Shooting people that I meet / With my rubber tommy water gun na brutalniejsze ...With my fully loaded tommy gun.


3. "Bohemian Rhapsody" (z albumu "A Night at the Opera", 1975)


Jeden z największych przebojów zespołu (1. miejsce w Wielkiej Brytanii, 9. w Stanach), zaczynający się balladowo, a kończący z hardrockową mocą - najbardziej zaskakująca jest jednak część środkowa, zainspirowana muzyką operową. Brian May nie rozumiał jednak zdziwienia, jakie utwór wywołał wśród ówczesnych słuchaczy: Na pierwszych trzech płytach jest wiele kompozycji wiodących w stronę "Bohemian Rhapsody", jeśli się w nie wsłuchać - mówił gitarzysta. Ludzie byli zaskoczeni "Bohemian Rhapsody", ale jeśli wsłuchasz się w "The March of the Black Queen", bardzo dużo podobnych rozwiązań jest już tam.
Skomplikowana forma utworu, zwłaszcza w części środkowej, przełożyła się na czas nagrań: Nagranie trwało trzy tygodnie, ale są to przecież trzy piosenki połączone w całość - mówił producent Roy Thomas Baker. Rejestracja części operowej wymagała siedmiu dni śpiewania po 10-12 godzin dziennie.
"Bohemian Rhapsody" okazał się także przełomowy z innego powodu - był to pierwszy utwór w historii do którego nakręcono teledysk. Do jego powstania doszło jednak przypadkiem... W tym czasie koncertowaliśmy w Anglii i wiedzieliśmy, że nie uda nam się wystąpić w programie Top of the Pops, do którego nas zaproszono - mówił basista John Deacon. Przy użyciu przenośnej kamery, w niecałe cztery godziny nakręciliśmy więc film, który wyemitowany został w telewizji. Wideoklip pokazuje zespół na scenie, sławę zyskał jednak ze względu na "ożywienie" w nim okładki albumu "Queen II".
Utwór od razu stał się obowiązkowym punktem koncertów, chociaż jego wykonywanie początkowo stanowiło dla zespołu problem. Na żywo nigdy nie można było usłyszeć wstępu śpiewanego a capella (czasem zastępowała go wokaliza z utworu "Mustapha" lub fortepianowa improwizacja oparta na utworze "Death on Two Legs"). Jeszcze większy problem stanowił fragment operowy. Podczas trasy promującej album "A Night at the Opera" zespół rozbijał utwór na części: na początku setu grali tylko fragment hardrockowy, natomiast kilka utworów później wykonywali część balladową, połączoną z fragmentami utworów "Killer Queen" i "The March of the Black Queen". Na lepsze rozwiązanie wpadli podczas kolejnej trasy, od której utwór grany był w całości, ale część operowa leciała z taśmy (zespół w tym czasie schodził ze sceny, a światła gasły).
W grudniu 1991 roku - miesiąc po śmierci Mercury'ego - utwór został ponownie wydany na singlu i po raz drugi doszedł do 1. miejsca na brytyjskiej liście, natomiast w Stanach poradził sobie lepiej od oryginalnego wydania - osiągnął 2. pozycję.


4. "The Prophet's Song" (z albumu "A Night at the Opera", 1975)


Najdłuższy utwór w dorobku grupy (osiem minut i siedemnaście sekund), zdradzający silny wpływ rocka progresywnego. Autorem kompozycji - pierwotnie noszącej tytuł "People of the Earth" - jest Brian May. Zainspirował go własny sen o potopie, który nawiedził go podczas choroby trwającej w czasie nagrywania albumu "Sheer Heart Attack".
W nagraniu wykorzystany został japoński instrument o nazwie koto. To tak naprawdę zabawkowe koto, które ktoś dał mi w Japonii - wyjaśniał gitarzysta. Byliśmy wtedy zafascynowani Japonią. Nawet riff utworu ujawnia japońskie wpływy. Fascynację muzyków Japonią słychać jednak przede wszystkim w innym utworze - "Teo Torriatte (Let Us Cling Together)" z następnego albumu ("A Day at the Races"), który zawiera refren śpiewany po japońsku.
Podobnie jak w "Bohemian Rhapsody", także w "The Prophet's Song" pojawia się część a capella, z zwielokrotnionym głosem Mercury'ego. Gdzieś są nagrania demo, które przygotowałem - mówił May. Niektóre te powtórzenia pasowały, inne nie. Pocięliśmy więc taśmę i spreparowaliśmy dla Freddiego. Jemu to się spodobało, wszedł do studia i zarejestrował całość na żywo z delayami.
"The Prophet's Song" był wykonywany na żywo w latach 1975-78.


5. "Love of My Life" (z albumu "A Night at the Opera", 1975)

Fortepianowa ballada, napisana przez Freddiego Mercury'ego dla jego ówczesnej partnerki, Mary Austin. Muzycznie Mercury nawiązuje tu do muzyki klasycznej, przede wszystkim do twórczości Chopina i Beethovena. Chociaż w studyjnej wersji utworu dominuje fortepian, na którym gra wokalista, pozostali muzycy także się tutaj udzielają: Brian May na gitarze i - jedyny raz na płycie zespołu - na harfie, John Deacon tradycyjnie na gitarze basowej, a perkusista Roger Taylor wyłącznie na talerzach.
Do koncertowego repertuaru utwór trafił dopiero w 1977 roku - w wersji przearanżowanej przez Briana Maya na 12-strunową gitarę akustyczną. Właśnie taka wersja - zarejestrowana 2 lutego 1979 roku we Frankfurcie - została wydana na singlu, promującym pierwszą koncertówkę grupy, "Live Killers".
Kocham tę piosenkę i śpiewam ją praktycznie na każdym koncercie - mówił Brian May w dokumencie z serii "Classic Albums". Śpiewam ją teraz dla Freddiego i daje mi to więcej satysfakcji, niż moje własne piosenki. Mam wrażenie, że dzięki niej Freddie pojawia się znów wśród nas.


6. "Somebody to Love" (z albumu "A Day at the Races", 1976)

Ulubiony utwór Mercury'ego z całego repertuaru Queen, doceniony także przez fanów (2. miejsce w UK, 13. w USA). Kawałek łączy muzykę rockową z gospel. "Somebody to Love" został zainspirowany muzyką Arethy Franklin - mówił Taylor. Freddie mocno siedział w takich klimatach. Chcieliśmy utrzymać utwór w luźnym, gospelowym nastroju. Myślę, że to najbardziej luzacki utwór, jaki stworzyliśmy.
Utwór był regularnie wykonywany na żywo w latach 1977-85, początkowo w całości, a od 1984 roku w skróconej wersji, płynnie przechodzącej w fragment "Killer Queen".


7. "We Will Rock You" (z albumu "News of the World", 1977)

Kolejny wielki przebój Queen (wydany na podwójnym singlu razem z "We Are the Champions" - 2. miejsce w Wlk. Brytanii, 4. w Stanach) na tle wcześniejszych dokonań grupy wypada bardzo surowo: partii wokalnej towarzyszy tylko prosty, wyklaskany rytm, dopiero pod koniec pojawia się ostre gitarowe solo (bez którego nie mogło się obyć, skoro autorem kompozycji jest May). Jeszcze zanim pojawili się Sex Pistols, stwierdziliśmy, że nasyciliśmy się wielowarstwową produkcją, więc celowo na "News of the World" powróciliśmy do źródeł, żeby odzyskać witalność - mówił Taylor. Niektórzy traktowali to jako odpowiedź na punk, ale na ten krok zdecydowaliśmy się sami, już wcześniej.
Brian May mówił, że kawałek miał podrywać ludzi z miejsc, zachęcać do wspólnego śpiewania i klaskania, dawać poczucie jedności i siły, sprawiać by zapominało się o wszystkich kłopotach. Nagraliśmy go bez perkusji. Kiedy się go słucha, można odnieście wrażenie, że są w nim bębny - ale nie ma. Jest tylko tupanie i klaskanie. Nagrywaliśmy to wiele razy. A w tych czasach nie było jeszcze urządzeń, dzięki którym można by uzyskać efekt echa. Wpadłem więc na pomysł, żeby każdą ścieżkę z tupaniem i klaskaniem wielokrotnie zdublować, a każdą nakładkę dodawać z coraz większym opóźnieniem. Chodziło o uzyskanie czegoś w rodzaju echa, żeby "We Will Rock You" zabrzmiało naprawdę potężnie. I udało się. 
Zespół przygotował także alternatywną wersję utworu, utrzymaną w szybszym tempie i w całości graną z gitarami i perkusją. Nigdy nie została nagrana w studio - była za to grana na żywo, jako otwieracz koncertów w latach 1977-82. Na każdym koncercie grana była też wersja albumowa (pod koniec występu), która w setliście przetrwała dłużej, aż do ostatniego koncertu grupy.


8. "We Are the Champions" (z albumu "News of the World", 1977)

Kolejny hymn grupy, tym razem autorstwa Mercury'ego, w pewnym sensie będący kontynuacją "We Will Rock You" - na albumie oba utwory są ze sobą połączone, wydane zostały na jednym singlu, a także zostały zainspirowane tym samym wydarzeniem. Pewnego razu w Birmingham, gdy zeszliśmy już ze sceny, publiczność odśpiewała nam coś od siebie, "You'll Never Walk Alone" - mówił May. Niesamowite przeżycie! Spojrzeliśmy wtedy po sobie, bo nie ulegało wątpliwości, że dzieje się coś ważnego. Podczas tej trasy po raz pierwszy zadziałało coś w rodzaju sprzężenia zwrotnego. Odpowiedzią na nasz występ był zbiorowy śpiew. I pod wpływem tego przeżycia obaj, Freddie i ja, napisaliśmy wkrótce potem piosenki. Freddie stworzył "We Are the Champions" - utwór tak wymyślony, że wspólne, chóralne śpiewanie było wielką frajdą. A ja stworzyłem "We Will Rock You"...
Wspomniany przez Maya utwór "You'll Never Walk Alone" to przebój z musicalu "Carousel" z 1945 roku, często wykonywany przez kibiców na meczach piłkarskich.
Nie trzeba chyba dodawać, że "We Are the Champions" stał się kolejnym obowiązkowym punktem każdego koncertu Queen.


9. "Don't Stop Me Now" (z albumu "Jazz", 1978)

Utwór Mercury'ego, w którym wiodącą rolę odgrywa jego śpiew i gra na fortepianie, przez większość utworu towarzyszą mu Taylor i Deacon, natomiast udział Maya ogranicza się do solówki. Dopiero na koncertach (utwór grany był na obu trasach zespołu z 1979 roku: promującej album "Jazz", oraz krótkiej Crazy Tour zapowiadającej album "The Game") gitarzysta mógł się bardziej wykazać, dodając partię gitary rytmicznej, nadającej utworowi hardrockowej mocy (taka wersja trafiła na koncertówkę "Live Killers"). Istnieje również studyjna wersja "Don't Stop Me Now" z większym udziałem Maya, aczkolwiek wydana została dopiero w 2011 roku, na reedycji albumu "Jazz".
"Don't Stop Me Now" został wydany na singlu - w Wielkiej Brytanii udało mu się wejść do pierwszej dziesiątki notowania (9. miejsce), za to w Stanach radził sobie kiepsko (86. miejsce).


10. "Crazy Little Thing Called Love" (z albumu "The Game", 1980)


Numer ten ma w sobie feeling charakterystyczny dla wczesnych utworów Elvisa Presleya - mówił o utworze Taylor, z czym ciężko się nie zgodzić. "Crazy Little Thing Called Love napisałem w wannie - mówił Mercury, dodając, że zajęło mu to około dziesięciu minut. Jest to jedyny utwór Queen, w którym Freddie grał na gitarze - także podczas koncertów.
W Wielkiej Brytanii - utwór został wydany na singlu już w październiku 1979 roku - osiem miesięcy przed premierą albumu "The Game" - i dotarł do 2. miejsca na liście singli. W Stanach mała płyta z "Crazy Little Thing Called Love" ukazała się dopiero dwa miesiące później i doszła na sam szczyt listy Billboardu, stając się pierwszym numerem 1. zespołu na amerykańskim rynku. Nie jesteśmy zespołem singlowym i nie dzięki singlom zdobyliśmy uznanie publiczności - mówił May (z tym akurat ciężko się zgodzić). Myślę jednak, że piosenka ta sprowadziła na nasze koncerty sporo nowych, młodych fanów.
W teledysku "Crazy Little Thing Called Love" May wyjątkowo nie występuje ze zbudowaną przez siebie gitarą Red Special, a z Fenderem Telecasterem.
Utwór był regularnie grany na żywo na wszystkich trasach w latach 1979-86.


11. "Play the Game" (z albumu "The Game", 1980)

W latach 70. muzycy Queen szczycili się tym, że nie używają syntezatorów, a na okładce każdego ze swoich albumów umieszczali hasło "no synths". Wszystko zmieniło się na płycie ósmej, "The Game" - otwierający ją utwór "Play the Game" rozpoczyna się od dźwięków syntezatora, które słychać także w dalszej części kompozycji.
Autorem utworu jest Freddie Mercury. Napisany przez niego tekst dotyczy znużenia pożądaniem. Prawdę powiedziawszy nie utożsamiam się z tym tekstem - mówił niedługo po premierze albumu Taylor. Zasugerowali nam, byśmy nasz album nazwali "Play the Game", ale osobiście nie spodobało mi się to - kontynuował perkusista. Chodzi o to, że tytuł ten znaczyłby tyle, co "dogadajmy się z establishmentem", mi zaś taki pomysł zupełnie się nie podoba.
Utwór był trzecim (po "Crazy Little Thing Called Love" i skomponowanej przez Maya balladzie "Save Me") singlem promującym  longplay "The Game" i całkiem nieźle radził sobie na notowaniach (14. miejsce w Wielkiej Brytanii, 42. w Stanach). Był też grany przez zespół na żywo, ale tylko do 1982 roku.


12. "Another One Bites the Dust" (z albumu "The Game", 1980)


Największy przebój Queen autorstwa Johna Deacona (1. miejsce w Stanach i najlepiej sprzedający się tam singiel grupy; 7. miejsce na brytyjskim notowaniu), oparty na charakterystycznym pulsie gitary basowej, zainspirowanej muzyką soulową i funkową (a konkretnie utworem "Good Times" grupy Chic). Kiedy byłem w szkole, słuchałem mnóstwo muzyki soulowej. zawsze interesowałem się tym gatunkiem - mówił kompozytor. Już od dłuższego czasu nosiłem się z zamiarem napisania takiego utworu jak "Another One Bites the Dust". Od początku myślałem o tej piosence jako o czymś do tańca, ale nie sądziłem, że stanie się tak wielkim przebojem. kiedy ukazała się na małej płycie okazało się, że grają ją nawet "czarne" stacje radiowe. Nigdy przedtem nie przytrafiło nam się coś takiego.
Wydanie utworu na singlu zasugerował grupie Michael Jackson, po jednym z amerykańskich występów Queen. Jak tłumaczył Deacon, Jackson był naszym fanem i często przychodził na nasze koncerty.
Utwór był regularnie grany na żywo w latach 1980-86.


13. "Under Pressure" (z albumu "Hot Space", 1982)

Kolejny wielki przebój Queen (1. miejsce w Wielkiej Brytanii, 29. w Stanach) swoją popularność zawdzięcza przede wszystkim gościnnemu udziałowi Davida Bowiego. Do współpracy doszło za sprawą Dave'a Richardsa, realizatora dźwięku - mówił Bowie. Ja byłem akurat w Montreux, robiłem coś innego. Dave zadzwonił do mnie, powiedział, że muzycy Queen pracują w studiu i czy nie miałbym ochoty przyjechać i spróbować zrobić coś z nimi. To było całkowicie spontaniczne. Nikt nic nie planował.
Bowie początkowo miał zaśpiewać chórki do utworu "Cool Cat" (ostatecznie zostały z niego wycięte, bo nie spodobały się wokaliście). Przypadkiem doszło jednak do powstania nowego utworu, właśnie "Under Pressure": Najpierw była linia basu Johna Deacona - mówił Mack. Dopóki nie zagrał, wszyscy podpierali ściany i nic się nie działo. Czasami ludzie nie wiedzą jak zrobić pierwszy krok... Bali się pewnie, że nie będzie do dobre, że rozśmieszy Bowiego.
Trzeba jednak dodać, że według samego Deacona, charakterystyczna linia basu została wymyślona przez Bowiego. May i Taylor skłaniają się jednak ku wersji Macka. Bowie natomiast uważa, że motyw ten powstał jeszcze zanim spotkał się z zespołem.
"Under Pressure" od razu trafił do koncertowej setlisty i był grany przez zespół na każdym koncercie.


14. "Radio Ga Ga" (z albumu "Works", 1984)

Największy przebój Queen skomponowany przez Rogera Talora (2. miejsce w Wielkiej Brytanii, 16. w Stanach). Perkusista stworzył go podczas zabawy syntezatorem. Kiedy zabrałem się za "Radio Ga Ga", przyniosłem najlepszy syntezator z dostępnych w tamtym czasie - mówił. Jupiter 8 firmy Roland. To był analogowy syntezator i brzmiał fantastycznie. Ciągle brzmi lepiej niż nowe instrumenty. Mniej entuzjastycznie do tworzenia utworu podchodził Mack: Chciałem, żeby jak najszybciej zabrali Rogera ze studia, bo kiedy grał te swoje papapapa, trzęsło się całe pomieszczenie. Miałem nadzieję, że wysiądzie prąd i to się skończy.
"Radio Ga Ga" stało się kolejnym utworem, bez którego nie mógł odbyć się żaden koncert grupy.


15. "One Vision" (z albumu "A Kind of Magic", 1986)


Inspiracją do napisania tego utworu był występ Queen na słynnym charytatywnym koncercie Live Aid w 1985 roku. Chociaż utwór mówi o potrzebie zjednoczenia wszystkich ludzi, Brian May zaprzeczał jakoby zespół naprawdę chciał tym utworem zmieniać świat: Piosenki Queen to eskapizm w czystej postaci. Dobrze się bawisz słuchając ich, a potem wracasz do swoich problemów. Nigdy nie zamierzałem zmieniać świata przy pomocy swojej muzyki.
"One Vision" był pierwszym singlem podpisanym przez wszystkich członków zespołu. Całkiem nieźle radził sobie w notowaniach (7. miejsce na brytyjskim, 61. na amerykańskim), grany był na otwarcie każdego koncertu podczas ostatniej trasy zespołu, Magic Tour, a ponadto został wykorzystany w filmie "Żelazny Orzeł".


16. "A Kind of Magic" (z albumu "A Kind of Magic", 1986)

Jeden z sześciu utworów stworzonych przez zespół specjalnie do filmu "Nieśmiertelny". Autorem "A Kind of Magic" jest Roger Taylor. Oryginalna wersja trafiła do filmu, a na płycie po raz pierwszy została wydana dopiero w 2011 roku, kiedy trafiła na reedycję albumu "A Kind of Magic". Oryginalne wydanie longplaya zawierało utwór w wersji przearanżowanej przez Freddiego Mercury'ego, który dodał zupełnie nową linię basu i instrumentalne przejścia, a także zmodyfikował strukturę kawałka (pomimo tego, autorstwo utworu dalej było przypisane wyłącznie perkusiście). Albumowa wersja została wydana także na singlu i stała się kolejnym przebojem grupy, dochodząc do 3. miejsca na brytyjskim notowaniu, a 42. w Stanach. Kawałek był także grany na żywo, podczas wszystkich koncertów Magic Tour.


17. "Who Wants to Live Forever" (z albumu "A Kind of Magic", 1986)

Poruszający utwór skomponowany przez Briana Maya do filmu "Nieśmiertelny". To jedna z tych moich piosenek, które powstały bardzo szybko, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - mówił gitarzysta. Przeżywałem wtedy bardzo trudne chwile. Tata był ciężko chory - jego dni były już policzone, doskonale zdawałem sobie z tego sprawę... Moje małżeństwo waliło się w gruzy... To był bardzo trudny okres. Poproszono nas wtedy, byśmy stworzyli muzykę do "Nieśmiertelnego". Ściągnięto nas do kina i pokazano fragmenty tego filmu - powyrywane z kontekstu, bez muzyki. Film opowiada historię Nieśmiertelnego, który nie ma prawa do miłości, a jednak zakochuje się. Niestety, jego towarzyszka życia zaczyna się starzeć, a on ciągle jest młody. W końcu ona umiera w jego ramionach. Bardzo mnie poruszyła ta scena - do tego stopnia, że od razu usłyszałem w głowie piosenkę. Później doszedłem do wniosku, że byłem w stanie stworzyć ten utwór tak szybko, bo tkwił we mnie od dawna. Od dawna dręczyła mnie ta myśl: "Po co żyć wieczne, skoro miłość musi umrzeć?". Wyraziłem w tej piosence wszystko, co myślałem o życiu w tamtym okresie. A filmowa sceną, którą obejrzałem, jedynie sprawiła, że wyrzuciłem ją z siebie. To jeden z moich najlepszych utworów.
"Who Wants to Live Forever" został wydany na singlu i doszedł do 24. miejsca na brytyjskiej liście (w Stanach nie trafił do notowania).


18. "I Want It All" (z albumu "Miracle", 1989)


Największy przebój z albumu "Miracle" (3. miejsce w Wielkiej Brytanii, 50. w Stanach), podobnie jak wszystkie pozostałe kawałki z longplaya, podpisany przez wszystkich członków zespołu. Pełna demokracja. Nie ma gadania w stylu "moja piosenka jest lepsza od twojej" - wyjaśniał Taylor.
Tytuł został zainspirowany zdaniem często powtarzanym przez drugą żonę Briana Maya: I want it all and I want it now! Pod względem muzycznym jest to powrót do ostrzejszego, hardrockowego grania.
Istnieją trzy wersje utworu (nie licząc koncertowych): mocniejsza albumowa (bez słynnego wstępu), bardziej wygładzona singlowa (z dodanym wstępem a capella i ze skróconą częścią instrumentalną) oraz remiks z kompilacji "Queen Rocks" z 1997 roku, będący połączeniem dwóch poprzednich (ściślej mówiąc, jest to wersja albumowa z dodanym wstępem z wersji singlowej).
Po raz pierwszy na  żywo utwór został wykonany dopiero w 1992 roku, na koncercie upamiętniającym Mercury'ego. May, Deacon i Taylor wykonali go wspólnie z wokalistą The Who, Rogerem Daltreyem i gitarzystą Black Sabbath, Tonym Iommim.


19. "Innuendo" (z albumu "Innuendo", 1991)

Trzeci i ostatni (nie licząc powtórzonego "Bohemian Rhapsody") singiel Queen, który doszedł do 1. miejsca na brytyjskim notowaniu (za to w Stanach w ogóle nie był notowany).
Utwór powstał na samym początku sesji nagraniowej w 1989 roku. To był jeden z pierwszych utworów, które nagraliśmy - przyznawał May. Bardzo nietypowy, jeśli traktować go w kategorii przeboju. Mogliśmy dzięki niemu wszystko wygrać, albo wszystko przegrać. Kawałek narodził się z jamu muzyków. Według licznych źródeł uczestniczyli w nim tylko May, Taylor i Deacon, a Mercury stał obok, jednak zaprzecza temu perkusista: Freddie od początku był z nami. Z całą pewnością. Ja napisałem tekst, który on trochę zmienił, dopieścił niektóre sformułowania. Nagraliśmy to na żywo, Freddie grał razem z nami na syntezatorze. Wszystkie podkłady zarejestrowaliśmy na żywo, w wielkim pomieszczeniu po kasynie, w naszym Mountain Studios w Montreux. Pamiętam, że miałem wtedy zupełnie nowy zestaw perkusyjny, więc nagranie "Innuendo" także z tego powodu sprawiło mi wielką przyjemność. Od początku czuliśmy, że to rzecz stworzona do grania na żywo. Coś w duchu Led Zeppelin.
Niestety stan zdrowia wokalisty nie pozwalał na zagranie trasy koncertowej, w rezultacie czego "Innuendo" został wykonany na żywo tylko raz, 20 kwietnia 1992 roku, na koncercie upamiętniającym Freddiego Mercury'ego. W roli wokalisty wystąpił wówczas sam Robert Plant. Ze względu na wspomniane przez Taylora podobieństwo kompozycji do twórczości Led Zeppelin (zwłaszcza do utworu "Kashmir"), Plant wydawał się idealnym kandydatem, jednak kompletnie nie poradził sobie z odtworzeniem partii wokalnej Mercury'ego.
W tym miejscu warto dodać, że podobno istnieje także nigdy nie wydana wersja "Innuendo", śpiewana przez Taylora. Być może zachowały się jakieś próbne wykonania, ale ja nigdy tego utworu nie zaśpiewałem w sposób właściwy - tłumaczył perkusista.
Ważnym elementem utworu jest akustyczna wstawka w stylu flamenco, zagrana przez gitarzystę Yes, Steve'a Howe'a. Byłem w Genewie, gdzie pracowałem z Paulem Sutinem i zdaje się, że mieliśmy dzień wolny lub coś w tym rodzaju - wyjaśniał Howe jak doszło do współpracy z Queen. Pojechałem do Montreux i postanowiłem zatrzymać się gdzieś na obiad. Wszedłem do jakiejś restauracji i nagle wyrósł tam Martin Gloves, który kiedyś pracował dla Yes. Powiedział: "Słuchaj, chłopaki z Queen siedzą w studiu. Czemu nie wpadniesz?". Postanowiłem sprawdzić co tam się dzieje, bo zespół Queen kupił studio Mountain, oryginalnie zbudowane z myślą o nagraniach jazzowych. Wspaniałe studio. Wszedłem do środka, a Freddie, Brian i Roger nad czymś akurat pracowali. Byli bardzo serdeczni. Puścili mi utwór "Innuendo" i Brian powiedział: "Chciałbym, abyś tu zagrał". Odpowiedziałem, że chyba żartuje i żeby zostawili to tak jak jest, bo brzmi świetnie. Odpowiedział: "Nie, nie, nie - chcę abyś tu zagrał i chcę abyś zagrał naprawdę szybko. Chcę abyś nagrał dużo gitar". W ciągu kilki godzin przetestowałem więc kilka gitar klasycznych Cheta Atkinsa. W końcu wziąłem jedną i nagrałem kilka podejść. Potem trochę to przemontowaliśmy, niektóre rzeczy poprawiłem i poszedłem na kolację. Kiedy wróciłem, stwierdzili, że są naprawdę zadowoleni z tego, co zrobiłem.
Brian May uzupełniał: Ten hiszpański motyw jest zasugerowany od samego początku, wstęp jest bowiem utrzymany w duchu bolera. Wydawało się więc naturalną rzeczą, bo rozwinąć ten pomysł z pomocą gitary akustycznej i tak to się stopniowo rozwijało. Steve Howe pomógł nam i wykonał wspaniałą robotę. Wszyscy uwielbiamy tę wstawkę - jest jak podróż do krainy wyobraźni.


20. "The Show Must Go On" (z albumu "Innuendo", 1991)

Utwór bywa postrzegany jako pożegnanie Freddiego Mercury'ego, nie on był jednak jego pomysłodawcą. Wszystko zaczęło się od sekwencji akordów wymyślonej przez Taylora i Deacona. Następnie May wymyślił linię melodyczną, a także stworzył wstawkę zainspirowaną "Kanonem D-Dur" Johanna Pachelbela. Gitarzysta napisał także większość tekstu, jedynie w pierwszej zwrotce wspomógł go Mercury.
"The Show Must Go On" był ostatnim singlem wydanym za życia Mercury'ego - trochę ponad miesiąc przed jego śmiercią. Nie bez znaczenia był fakt, że na jego stronie B umieszczono utwór "Keep Yourself Alive" - otwieracz debiutanckiego albumu, a zarazem pierwszy singiel w dyskografii grupy. "The Show Must Go On" doszedł do 16. miejsca na brytyjskim notowaniu.


Komentarze

  1. Brakuje "Too much Love will kill You", poza tym nie mam zastrzeżeń :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wybrałbym podobnie tylko prawdopodobnie dorzuciłbym do tego "Mother Love" i "These Are The Days Of Our Lives":)

    btw. gratuluję przeskoczenia mnie w ilości odwiedzin;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Death - "The Sound of Perseverance" (1998)