[Recenzja] Motörhead - "Bomber" (1979)



Album "Overkill" okazał się sporym sukcesem komercyjnym, więc zespół jeszcze w tym samym roku przygotował i wydał kolejny album, zatytułowany "Bomber". Producentem ponownie został Jimmy Miller (mający na koncie współpracę m.in. z The Rolling Stones, Traffic i Blind Faith), który jednak był praktycznie nieobecny ze względu na silne uzależnienie od heroiny. Dostarczył za to muzykom inspiracji do napisania ich pierwszego utworu o tematyce anty-narkotykowej - "Dead Men Tell No Tales". Brzmienie albumu jest równie solidne, co na poprzedniku, natomiast stylistyka jest typowo motörheadowa (z jednym wyjątkiem, o czym więcej za chwilę).

Nie ma tu tylu klasycznych kawałków, co na "Overkill". W koncertowym repertuarze na dłużej zagościły jedynie kawałek tytułowy i... pominięty na winylowym wydaniu "Over the Top" (oryginalnie strona B singla "Bomber"). Jest to w sumie dziwne, bo nie brakuje tu naprawdę fajnych kawałków, przy których noga sama tupie, żeby wspomnieć tylko o "Dead Man Tell No Tales", "Lawman", "Poison" czy "Stone Dead Forever". Każdy z nich zapewne świetnie wypadał na koncertach. Na albumie znalazł się też wolniejszy "Sweet Revenge", jednak największym zaskoczeniem jest bluesrockowy "Step Down", w którym ponadto rolę wokalisty pełni wyjątkowo gitarzysta Eddie Clarke. Fajnie, że zespół postanowił urozmaicić ten album. I to w tak udany sposób. Wpływy bluesowe słychać też zresztą w kawałku tytułowym, choć tutaj tempo i wokal są już typowe dla grupy. Dobrze natomiast, że oryginalne wydanie nie zawiera wspomnianego "Over the Top", który na tle innych kawałków z tej sesji, wypada bardzo przeciętnie.

"Bomber" nie ustępuje w niczym swojemu słynniejszemu poprzednikowi, przynosząc tak samo potężną dawkę rockowego czadu, a nawet go przewyższa pod względem wyrazistości materiału. W chwili wydania spotkał się zresztą z lepszym przyjęciem, dochodząc do 12. miejsca UK Albums Chart ("Overkill" doszedł do 24.), a ostatecznie oba albumy sprzedały się w podobnej ilości egzemplarzy, zyskując status srebrnych płyt. "Bomber" pokazuje, że pod koniec lat 70. wciąż można było grać porządny, bezpretensjonalny hard rock nie mający w sobie ani odrobiny kiczu.

Ocena: 8/10



Motörhead - "Bomber" (1979)

1. Dead Men Tell No Tales; 2. Lawman; 3. Sweet Revenge; 4. Sharpshooter; 5. Poison; 6. Stone Dead Forever; 7. All the Aces; 8. Step Down; 9. Talking Head; 10. Bomber

Skład: Ian "Lemmy" Kilmister - wokal i bass; "Fast" Eddie Clarke - gitara, wokal (8), dodatkowy wokal; Phil Taylor - perkusja
Producent: Jimmy Miller


Komentarze

  1. Z tego co widzę na RYM'ie jako dobry oceniłeś jeszcze jeden album Motorhead, którego tutaj nie ma- mianowicie "Inferno" z 2004 roku. Warto sprawdzać ten album? Bo nie wiem, czy to jest aktualna ocena, ponieważ nie ma go tutaj w recenzji, a jest parę albumów, które również mają 7/10.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, raz go tylko słyszałem. Na pewno nie ma tam niczego, czego by nie było na innych albumach zespołu, więc właściwie nie ma po co go słuchać. Ale jeśli jednak posłuchasz, to krzywdy sobie żadnej nie wyrządzisz - nie licząc tego, że mógłbyś w tym czasie poznać coś ciekawszego ;)

      Usuń
    2. wiadomo, lepiej posłuchać coś 8-10 zawsze

      Usuń
    3. Ale jak twierdzisz, że sobie nie zrobię krzywdy, to ok, przynajmniej się nie boję XD

      Usuń
  2. Jestem pod wrażeniem. Bardzo fajny artykuł.

    OdpowiedzUsuń
  3. Słuchałem przed chwilą vinyla, zajebisty, naładowany pozytywną energią album

    Poczyniłem swojego czasu jego recenzję na RYM:
    https://rateyourmusic.com/collection/JakubKn/reviews

    Jeśli chodzi o ciężkie poniedziałki, to liczę na recenzję "Bastards" i "Inferno"- tego ostatniego ze względu na "Whorehouse Blues"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Motörhead wszystko, co chciałem zrecenzować, zrecenzowałem.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024