[Recenzja] Rush - "Roll the Bones" (1991)



"Roll the Bones" to bezpośrednia kontynuacja "Presto". Ze wszystkimi wadami tamtego albumu. Rush wciąż gra prostą, banalną muzykę, tworzoną dla nie wiadomo kogo. Zbyt wypolerowaną brzmieniowo i ogólnie ugrzecznioną, by uznać ją za dobry rock. I zbyt nijaką melodycznie, by mogła robić za dobry pop. Oczywiście nie ma tu też nic z dawnego, bardziej złożonego grania. No dobrze, nie jest to album aż tak bezpłciowy, jak jego poprzednik. Takie "Dreamline" i "Ghost of a Chance" mogłyby być naprawdę fajne, gdyby dać im bardziej surowe brzmienie, trochę skomplikować rytmikę i odjąć nieco melodycznego lukru (a w tym drugim najlepiej w ogóle zrezygnować z łagodnych zwolnień). Natomiast w  funkującym instrumentalu "Where's My Thing?" w sumie wystarczyłoby poprawić brzmienie i już by było naprawdę dobrze. Jednak nie brakuje tu naprawdę koszmarnych momentów, jak prostackie, zalatujące glamem lub AORem "Face Up", "The Big Wheel" i "You Bet Your Life", albo popowo smętne "Heresy" i "Neurotica". Jest jeszcze kontrowersyjny utwór tytułowy, z okropnie kiczowatymi syntezatorami, strasznie banalnym refrenem i niby rapowaną wstawką w drugiej połowie. Ogólnie jest więc znów kiepsko. Może i brzmienie jest bardziej gitarowe, niż na albumach z lat 80., ale całość jest właściwie tak samo tandetna, jak trzy poprzednie studyjne wydawnictwa Rush.

Ocena: 3/10



Rush - "Roll the Bones" (1991)

1. Dreamline; 2. Bravado; 3. Roll the Bones; 4. Face Up; 5. Where's My Thing?; 6. The Big Wheel; 7. Heresy; 8. Ghost of a Chance; 9. Neurotica; 10. You Bet Your Life

Skład: Geddy Lee - wokal, bass, syntezator; Alex Lifeson - gitara, dodatkowy wokal; Neil Peart - perkusja i instr. perkusyjne
Gościnnie: Rupert Hine - instr. klawiszowe, dodatkowy wokal; Joe Berndt - efekty dźwiękowe
Producent: Rush i Rupert Hine


Komentarze

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Annette Peacock - "I'm the One" (1972)

[Recenzja] Julia Holter - "Aviary" (2018)

[Recenzja] Amirtha Kidambi's Elder Ones - "New Monuments" (2024)

[Recenzja] Moor Mother - "The Great Bailout" (2024)

[Recenzja] Joni Mitchell - "Song to a Seagull" (1968)