[Recenzja] The Beatles - "The Beatles" (aka "The White Album") (1968)



Słynny dwupłytowy album bez tytułu i praktycznie bez okładki - przez co zwykle nazywany "Białym albumem" - uznawany jest powszechnie za jedno z największych osiągnięć The Beatles. Nagrywany był jednak w trudnym okresie, gdy muzycy byli coraz bardziej zmęczeni sławą i sobą nawzajem. Jeszcze na początku 1968 roku cała czwórka wyruszyła razem do Indii, by uczyć się medytacji (w tym czasie powstało wiele nowych kompozycji). Wracali już jednak osobno, w dłuższych odstępach czasu. Podczas sesji nagraniowej nowego albumu - trwającej od końca maja do połowy października - unikali pracy zespołowej. W rezultacie wiele nagrań powstało w niekompletnym składzie lub wręcz uczestniczył w nich tylko jeden członek zespołu z towarzyszeniem licznych muzyków sesyjnych. Zespół był na skraju rozpadu, w pewnym momencie doszło nawet do odejścia Ringo Starra (który po dwóch tygodniach zdecydował się na powrót).

Nic dziwnego, że ostateczny rezultat - w sumie 30 nagrań - jest nie tylko bardzo eklektyczny, ale i nierówny pod względem poziomu. Całości zdecydowanie brakuje jakiejś myśli przewodniej (jak miało to miejsce na "Sgt. Pepper's Lonly Hearts Club Band" i "Magical Mystery Tour" czy - w mniejszym stopniu - na "Revolver" i "Rubber Soul"). Całość sprawia wrażenie kompletnego chaosu. Rozpiętość stylistyczna jest naprawdę spora. Od brzmiących bardzo staroświecko ballad (np. "Honey Pie", "Good Night") po nowoczesne, rockowe granie (np. "Helter Skelter", "Yer Blue"). Od zgrabnych ballad (np. "Dear Prudence", "I'm So Tired", "Julia") po awangardowy kolaż przypadkowych dźwięków ("Revolution 9"). Są tu utwory brzmiące poważnie i dojrzale (np. "While My Guitar Gently Weeps"), ale też zwyczajne wygłupy (np. "Wild Honey Pie", "Why Don't We Do It in the Road?", "Birthday", a zwłaszcza idiotyczny "Ob-La-Di, Ob-La-Da") i pastisze (np. rockandrollowy "Back in the U.S.S.R.", folkowy "The Continuing Story of Bungalow Bill", czy musicalowy "Martha My Dear"). 

Nie brakuje tutaj naprawdę dobrych utworów. Jak energetyczne, zdecydowanie rockowe "Glass Onion" i "Savoy Trufle" (w obu pojawiają się jednak aranżacyjne smaczki - w pierwszym są to instrumenty smyczkowe, a w drugim dęte). Albo naprawdę świetny, ciężki blues "Yer Blues". Choć jeśli mowa o ciężarze, to bezkonkurencyjny jest "Helter Skelter" z mocno przesterowanymi gitarami i krzykliwym śpiewem McCartneya. Bardzo interesującym utworem jest także "Happiness Is a Warm Gun", w którym zespół zrezygnował z typowo piosenkowej struktury. Jednak najwspanialszym utworem jest bez wątpienia kompozycja Harrisona, "While My Guitar Gently Weeps" - wspaniała ballada z ładną partią pianina i świetnymi solówkami gitarowymi (nic dziwnego, skoro odpowiada za nie sam Eric Clapton, będący wciąż u szczytu swojej formy). Do udanych, choć już nie tak porywających, utworów należą natomiast rockowe "Sexy Sadie" i "Revolution 1" oraz ballady "I'm So Tired", "Julia", "Mother Nature's Son" i "Long Long Long".

Gdyby ograniczyć album do jednej płyty i dwunastu utworów wspomnianych w poprzednim akapicie, całość byłaby nie tylko bardziej zwarta i spójna, ale też utrzymana na równym, wysokim poziomie. Niestety, pozostałe osiemnaście kawałków wprowadza zbyt wiele stylistycznego chaosu, a choć zdarzają się wśród nich nawet przyjemne momenty, to nie brakuje też ewidentnych pomyłek, na czele z "Ob-La-Di, Ob-La-Da" i "Revolution 9". Wciąż jednak jest to jedno z ciekawszych wydawnictw w dyskografii zespołu.

Ocena: 7/10



The Beatles - "The Beatles" (1968)

LP1: 1. Back in the U.S.S.R.; 2. Dear Prudence; 3. Glass Onion; 4. Ob-La-Di, Ob-La-Da; 5. Wild Honey Pie; 6. The Continuing Story of Bungalow Bill; 7. While My Guitar Gently Weeps; 8. Happiness Is a Warm Gun; 9. Martha My Dear; 10. I'm So Tired; 11. Blackbird; 12. Piggies; 13. Rocky Raccoon; 14. Don't Pass Me By; 15. Why Don't We Do It in the Road?; 16. I Will; 17. Julia
LP2: 1. Birthday; 2. Yer Blues; 3. Mother Nature's Son; 4. Everybody's Got Something to Hide Except Me and My Monkey; 5. Sexy Sadie; 6. Helter Skelter; 7. Long, Long, Long; 8. Revolution 1; 9. Honey Pie; 10. Savoy Truffle; 11. Cry Baby Cry; 12. Revolution 9; 13. Good Night

Skład: John Lennon - wokal, gitara, gitara basowa, instr. klawiszowe, perkusja i instr. perkusyjne, saksofon; Paul McCartney - wokal, gitara basowa, gitara, instr. klawiszowe, perkusja i instr. perkusyjne, flet, skrzydłówka; George Harrison - wokal, gitara, gitara basowa, instr. klawiszowe, instr. perkusyjne, efekty; Ringo Starr - perkusja i instr. perkusyjne, wokal, pianino
Gościnnie: George Martin - pianino (LP1:13), orkiestracje; Mal Evans - trąbka (LP2:6), dodatkowy wokal (LP1:2); Henry Datyner, Eric Bowie, Norman Lederman, Ronald Thomas - skrzypce (LP1:3); John Underwood, Keith Cummings - altówka (LP1:3); Reginald Kilby - wiolonczela (LP1:3,9); Eldon Fox - wiolonczela (LP1:3); Chris Thomas - instr. klawiszowe (LP1:6,12, LP2:7); Chris Shepard - instr. perkusyjne (LP1:6); Eric Clapton - gitara (LP1:7); Leon Calvert - trąbka i skrzydłówka (LP1:9); Stanley Reynolds, Ronnie Hughes - trąbka (LP1;9); Ted Barker - puzon (LP1:9); Alf Reece - tuba (LP1:9); Tony Tunstall - waltornia (LP1:9); Bernard Miller, Dennis McConnell, Lou Soufier, Les Maddox - skrzypce (LP1:9); Leo Birnbaum, Henry Myerscough - altówka (LP1:9); Frederick Alexander - wiolonczela (LP1:9); Jack Fallon - skrzypce (LP1:14); Harry Klein - saksofon (LP2:9,10); Dennis Walton, Ronald Chamberlain, Jim Chest, Rex Morris - saksofon (LP2:9); Raymond Newman, David Smith - klarnet (LP2:9); Art Ellefson, Danny Moss, Derek Collins, Ronnie Ross, Bernard George - saksofon (LP2:10); Pattie Harrison, Jackie Lomax, Maureen Starkey, Yoko Ono - dodatkowy wokal; The Mike Sammes Singers - dodatkowy wokal (LP2:13)
Producent: George Martin



Komentarze

  1. jednym z najlepszych utworów które były nagrywane w trakcie sesji ale nie trafiły na ostateczną płytę jest utwór Sour Milk Sea napisany przez Harrisona ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. A miałem nadzieję, że jednak po latach docenisz "Revolution 9". ;) W końcu to jeden z najodważniejszych i najbardziej awangardowych momentów płyty. Dziwi mnie skwitowanie tego jako "pomyłki".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odważny i awangardowy oczywiście jest, ale niezbyt ciekawy i kompletnie nie pasujący do reszty albumu.

      Usuń
  3. Gdyby wyrzucić gnioty jak Bungalow Bill czy Dont Pass Me By dałoby się z tego zrobić jedna przyzwoita płytę. Revolution 9 to nie bajka Beatlesow. Tragicznie nie pasuje do całości.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Death - "The Sound of Perseverance" (1998)