[Recenzja] Pink Floyd - "Atom Heart Mother" (1970)



Piąty album Pink Floyd to kolejne kontrowersyjne wydawnictwo w dyskografii grupy. Przez wielu uważane za prawdziwe arcydzieło, przez innych za kolejny - po studyjnej części "Ummagumma" - nie do końca udany eksperyment. Sami muzycy po latach nie byli zadowoleni z tego dzieła. David Gilmour tłumaczył: Nikt z nas wówczas nie miał pojęcia, co tak naprawdę chcemy zrobić, ani tym bardziej jak to zrobić. Jeśli mam być szczery, powstał gniot. Aż tak źle tu jednak nie jest, choć arcydziełem ten album też z pewnością nie jest.

Całą pierwszą stronę winylowego wydania wypełnia instrumentalna kompozycja tytułowa. Jej zalążkiem był westernowy motyw wymyślony przez Gilmoura, który stał się przewodnim tematem utworu. Stąd też oryginalny tytuł brzmiał "Theme from an Imaginary Western". Muzycy coraz bardziej rozbudowywali utwór, a na koncertach zapowiadali go jako beztytułowy, "The Amazing Pudding", aż w końcu "Atom Heart Mother" (od tytułu artykułu, znalezionego przez Rogera Watersa w gazecie). Zarówno główny tytuł, jak i podtytuły kolejnych jego części, nie mają żadnego związku z samą kompozycją, która ma bardzo abstrakcyjny charakter. W końcu muzycy wpadli na pomysł dodania orkiestry i chóru. Ponieważ sami nie potrafili nawet czytać nut, aranżację partii orkiestry i chóru powierzyli swojemu swojemu przyjacielowi, awangardowemu kompozytorowi i pianiście Ronowi Geesinowi (z którym w tym samym czasie Waters nagrywał album "Music from the Body"). Było to niezwykle żmudne zadanie, stwarzające wiele problemów, zarówno w kwestiach czysto technicznych, jak i współpracy z muzykami sesyjnej orkiestry studia Abbey Road, niezadowolonymi z faktu grania rockowego utworu. Pod koniec sesji na miejscu aranżera zastąpił go John Alldis, dyrygent chóru, który wziął udział w nagraniu.

Powstało dzieło monumentalne i ambitne, ale niestety także dość kuriozalne - zbyt pretensjonalne i bombastyczne na muzykę rockową, a zarazem zbyt naiwne i proste, jak na muzykę poważną lub awangardową. Paradoksalnie (lub wręcz przeciwnie), najlepiej wypadają te fragmenty suity, w których zespół gra bez wsparcia muzyków z zewnątrz lub udział tych ostatnich ogranicza się do tła. W piątej i dwudziestej drugiej minucie rozbrzmiewają przepiękne solówki Gilmoura, rewelacyjny jest też grany przez sam zespół fragment zaczynający się w jedenastej minucie, w którym słychać już w pełni dojrzały styl grupy. Niestety, całość wywołuje bardzo mieszane odczucia. Muzycy po raz kolejny nieco przecenili swoje możliwości, a może po prostu byli niewystarczająco zaangażowani w powstawanie utworu, zdając się na przypadek i ludzi z zewnątrz. Tak czy inaczej, powstało coś zupełnie unikalnego w muzyce rockowej, nawet jeśli nie była to pierwsza tak zaawansowana współpraca rockowego zespołu z orkiestrą (parę miesięcy wcześniej ukazały się"Concerto for Group and Orchestra" Deep Purple i "Five Bridges" The Nice).

Innym eksperymentem jest trzynastominutowy finał albumu - "Alan's Psychedelic Breakfast". W przeciwieństwie do kompletnie abstrakcyjnej suity tytułowej, tym razem mamy do czynienia z muzyką programową. Muzycy po raz kolejny włączyli do swojej twórczości elementy muzyki konkretnej, jednak w tym przypadku służą one osiągnięciu określonego celu. Utwór jest bowiem ilustracją... robienia i spożywania śniadania. Wszystkie ilustracyjne dźwięki zostały zarejestrowane w kuchni Alana Stylesa (technicznego zespołu), podczas gdy właściciel przygotowywał posiłek. Następnie muzycy dograli partie instrumentalne, ewidentnie podkreślające żartobliwy charakter tego nagrania. Abstrahując od czysto artystycznych walorów tego dzieła (szczerze mówiąc, niewielkich), trzeba przyznać, że sam pomysł był genialny w swoim szaleństwie. Trzeba było mieć jaja, żeby umieścić takie nagranie na albumie.

Pomiędzy tymi dwiema kompozycjami umieszczone zostały trzy konwencjonalne, melodyjne utwory o łagodnym charakterze: "If" Rogera Watersa, "Summer '68" Rogera Wrighta i "Fat Old Sun" Davida Gilmoura. W każdym z nich kompozytor pełni rolę wokalisty. Najciekawiej wypada utwór gitarzysty, który zresztą zagrał w nim także na basie i perkusji. To właśnie w tej uroczej, folkowej piosence o pastoralnym nastroju, Gilmour po raz pierwszy w pełni pokazał swój kompozytorski i wokalny talent, a także po raz kolejny udowodnił jak dobrym jest gitarzystą. Co ciekawe, w końcówce słychać dźwięk dzwonów, który po wielu latach powtórzono w kompozycji "High Hopes". "Fat Old Sun" był w tamtym czasie (tzn. w okolicach premiery albumu) stałym punktem występów zespołu, a na żywo rozrastał się nawet do kilkunastu minut, robiąc jeszcze większe wrażenie. Szkoda tylko, że żadne koncertowe wykonanie wciąż nie doczekało się oficjalnej publikacji.

"Atom Heart Mother" to dziwny album, miejscami po prostu przekombinowany, jednak zawierający też sporo naprawdę ciekawych, nowatorskich pomysłów i kilka pięknych momentów. Longplay okazał się kolejnym wielkim sukcesem komercyjnym, dochodząc na szczyt brytyjskiego notowania i do 55. miejsca na liście Billboardu. Był to największy sukces Pink Floyd do czasu wydania "The Dark Side of the Moon". Czy także pod względem artystycznym? Raczej nie.

Ocena: 7/10



Pink Floyd - "Atom Heart Mother" (1970)

1. Atom Heart Mother; 2. If; 3. Summer '68; 4. Fat Old Sun; 5. Alan's Psychedelic Breakfast

Skład: David Gilmour - gitara, gitara basowa (4), perkusja (4), wokal (4); Roger Waters - gitara basowa (1-3,5), gitara (2), wokal (2); Rick Wright - instr. klawiszowe, wokal (3); Nick Mason - perkusja i instr. perkusyjne (1-3,5)
Gościnnie: Ron Geesin - aranżacja chóru i orkiestry (1,3); Abbey Road Session Pops Orchestra - instr. dęte (1,3); John Alldis Choir - chór (1); Haflidi Hallgrimsson - wiolonczela (1); Alan Styles - głos i efekty (5)
Producent: Pink Floyd i Norman Smith


Komentarze

  1. Niesamowicie dziwaczna to płyta, ale jakże w tym fajna! Otwierająca suita jest naprawdę ciekawa, lecz moim zdaniem za długa. Nie ma w niej wystarczająco dużo interesujących pomysłów, żeby rozwlekać ją aż do 23 minut, myślę że jakieś 15 spokojnie by wystarczyło, bo potrafi trochę zmęczyć. ''Piosenkowa'' część płyty wypada naprawdę wspaniale. Każdy z tych trzech utworów czymś urzeka. Najbardziej podoba mi się prześliczne Fat Old Sun z bardzo beatlesowską melodią. Gilmour gra tutaj chyba swoją pierwszą klasyczną solówkę. Zamykająca suita jest dla mnie niesamowicie zabawna, słucha się jej z dużą przyjemnością. Dla mnie Atom Heart Mother to solidne 8/10. Mniej znane dzieło w katalogu Floydów, z którym naprawdę warto się zapoznać :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Jedna z moich ulubionych płyt Pink Floyd i w sumie lubię każdy utwór. Tytułowa suita to ciekawy eksperyment, polubiłem ją za tą "dziwność" są tu piękne momenty jak i momenty kakofoniczne które też lubię, dobra też jest wersja demo trochę krótsza z fajnym wstępem bez chóru i innych dźwięków zespół gra jakby dynamiczniej. reszta utworów to jakby odskocznia od tego całego miszmaszu spokojne "If" bardzo elegancka ballada, później bardziej dynamiczne "Summer '68" z fajną sekcją dentą jak i "Fat Old Sun" następna ładna ballada genialna w swej prostocie. I sam koniec psychodeliczne śniadanie Alana utwór zagrany tylko raz na scenie razem ze smażeniem jajek, traktuje jako ciekawy eksperyment i pomimo kilku fajnych przygrywek wyłączam w połowie. Lubie te płytę dobrze mi się kojarzy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla mnie to płyta, która w pewnym sensie stworzyła Pink Floyd na nowo i ukierunkowała ich nieco na kolejne lata. Też mamy eksperymenty, jednak zdecydowanie bardziej udane niż na poprzednim krążku. Tytułowa suita, choć osobiście skróciłbym ją nieco jest jak na ten etap kariery, sporym osiągnięciem. Ma jeszcze ten nieokreślony charakter, ale jak dla mnie nie ma w nim nadmiaru kiczowatego patosu. Jest on w ilości strawnej i do dziś dobrze mi się tego utworu słucha. Pozostałe kawałki to już z jednym wyjątkiem standard, jednak wszystko jest na niezłym poziomie. Wymykający się kategoryzacją jest numer ostatni, ale tutaj mimo pewnej durnowatości samego pomysłu, wyszło nadzwyczaj dobrze. Na szczęście sam posiłek jest tylko delikatnym tłem dla muzyki, która w każdej sekwencji jest ciekawie urozmaicona. Do tego momentu była to najlepsza płyta PF, 8/10.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co ciekawe, sami muzycy zespołu twierdzili, że "Atom Heart Mother" - podobnie jak wcześniej "Ummagumma" - była dla nich krokiem w bok, a kolejnymi albumami wrócili na drogę wyznaczoną przez "A Saucerful of Secrets". Mam podobne do nich wrażenie.

      Usuń
  4. Nie wiem czemu, ale część z chorami tytułowego utworu bardzo kojarzy mi się z Camel i ich albumem 'Snow Goose'.
    AHM lubię i nie razi mnie słuchanie tego albumu, bo może poza 'Śniadaniem', które czasem sobie odpuszczam. 8/10.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024