[Recenzja] Black Sabbath - "Tyr" (1990)



Następca "Headless Cross" to ewidentna kontynuacja tamtego albumu, choć pojawia się też kilka nowych elementów. Najistotniejsza zmiana nastąpiła w warstwie tekstowej. Iommi przekonał Martina, żeby porzucił tematykę okultystyczną, wokalista dostarczył zatem bardziej różnorodne teksty, m.in. inspirowane mitologią nordycką (z której zaczerpnięty został także tytuł albumu). Pod względem muzycznym również jest nieco bardziej urozmaicony. Ale i mniej udany, jeśli chodzi o poziom poszczególnych utworów.

"Tyr" przynosi naprawdę sporą dawkę kiczu i pretensjonalności, za co znów odpowiadają głównie tandetne klawiszowe tła i coraz bardziej teatralny śpiew Martina. Dużo tutaj heavymetalowej sztampy i toporności, obecnej zwłaszcza w tych szybkich utworach, jak "The Law Maker", "Valhalla" i "Heaven in Black". Czasem zespół zbliża się też do miałkości softmetalowych grup, czego przykładem "Jerusalem" i zwłaszcza singlowy "Feels Good to Me" - nigdy wcześniej, ani później zespół nie nagrał czegoś aż tak komercyjnego (choć wystarczyło tylko na 79. miejsce UK Singles Chart). Do lepszych fragmentów longplaya można zaliczyć natomiast balladę "Oddin's Court", oraz ciężkie, powolne "Anno Mundi (the Vision)" i "The Sabbath Stones", które przywołują skojarzenia z dawnym Black Sabbath. Gdyby tylko nie te okropne brzmienia syntezatora i zmanierowany wokal, można by mówić o całkiem udanym powrocie do korzeni.

"Tyr" to niestety jeden z najsłabszych albumów Black Sabbath. Zespół ewidentnie próbował utrzymać swoją popularność, poprzez zbliżenie się do popularnych w tamtym czasie, lecz tandetnych odmian metalu. Nawet w momentach nawiązujących do własnej przeszłości, nie potrafił się wyzbyć tych okropnych wpływów. Jedyne, co ratuje ten materiał, to partie Iommiego, Murraya i Powella, którzy grają naprawdę dobrze, jak na taką stylistykę, choć i tak poniżej swoich możliwości.

Ocena: 5/10



Black Sabbath - "Tyr" (1990)

1. Anno Mundi (the Vision); 2. The Law Maker; 3. Jerusalem; 4. The Sabbath Stones; 5. The Battle of Tyr; 6. Oddin's Court; 7. Valhalla; 8. Feels Good to Me; 9. Heaven in Black

Skład: Tony Martin - wokal; Tony Iommi - gitara; Neil Murray - bass; Cozy Powell - perkusja i instr. perkusyjne; Geoff Nicholls - instr. klawiszowe
Producent: Tony Iommi i Cozy Powell


Komentarze

  1. Uważam, że Tyr należy do najlepszych albumów Black Sabbath. Zespołowi udało się tu połączyć dobre melodie i zróżnicowane utwory z niesamowitym klimatem, którego brakowało na poprzednich płytach. Moim zdaniem kuleje nieco produkcja. Brzmienie mogłoby być nieco potężniejsze, trochę brakuje mi tu ciężaru. Doskonale spisuje się Cozy Powell, który czaruje swoimi charakterystycznymi kanonadami. Nie przeszkadza mi nawet ballada Feels Good to Me, którą fajnie zaśpiewał Martin. Ogólnie jak dla mnie nie ma tu słabego utworu. Fantastyczna płyta, na pewno najlepsza z Martinem na wokalu.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024