[Recenzja] Black Sabbath - "Live at Last" (1980)



"Live at Last" to pierwszy koncertowy album w dyskografii Black Sabbath. Wydawnictwo budzi jednak pewne kontrowersje, bo chociaż wydane zostało całkowicie legalne (przez byłego menadżera grupy, Patricka Meehana, posiadającego prawa do tych nagrań), stało się to bez wiedzy i zgody członków zespołu. Nie spodobało się to ani instrumentalistom Black Sabbath, ani będącemu już poza zespołem Ozzy'emu, którzy woleli, aby uwaga fanów skupiła się na ich aktualnych wydawnictwach - albumach "Heaven and Hell" i "Blizzard of Ozz". Powodów do narzekań z pewnością nie mieli ci ostatni, którzy w końcu mogli dołączyć do swojej kolekcji koncertowe nagrania Black Sabbath - i to z czasów, gdy oryginalny skład grupy wciąż był w swojej szczytowej formie.

Na album złożyły się fragmenty dwóch występów z marca 1973 roku - z Manchester Free Trade Hall i londyńskiego Rainbow Theatre. Brzmienie pozostawia sporo do życzenia (jest wręcz bootlegowe, ze słabo słyszalnym basem Geezera Butlera), ale wynagradzają to pełne młodzieńczej energii wykonania. W repertuarze dominują utwory z najnowszych wówczas albumów "Master of Reality" ("Sweet Leaf", "Embryo", "Children of the Grave") i "Vol. 4" ("Tomorrow's Dream", "Cornucopia", "Snowblind"), jest zagrany przedpremierowo "Killing Yourself to Live" (jeszcze z trochę innym tekstem), ale starczyło też miejsca dla skromnej reprezentacji "Paranoid"  ("War Pigs" i tytułowy) i niealbumowego "Wicked World". Pomimo tego, iż w ówczesnych studyjnych dokonaniach zespół oddalił się od swoich bluesrockowych korzeni, to "Live at Last" pokazuje, że na koncertach grupa wciąż czuła bluesa. Nowsze utwory nabrały bardziej bluesowego charakteru, a ponadto zespół nie unikał dłuższych improwizacji - czego najlepszym przykładem jest 18-minutowa wersja "Wicked World", poza rozbudowanymi solówkami Iommiego i Warda, zawierająca także cytaty z innych utworów grupy ("Into the Void", "Supernaut" i niewydanego nigdy w wersji studyjnej "Sometimes I'm Happy").

Pozostaje tylko żałować, że "Live at Last" nie jest dwupłytowym wydawnictwem, przez co zabrakło na nim miejsca dla takich kompozycji, jak np. "Black Sabbath", "N.I.B.", "Iron Man", czy "Under the Sun". Jednak to, co na album trafiło, jest wystarczająco wartościowe, aby koniecznie zapoznał się z nim każdy wielbiciel zespołu i w ogóle ciężkiego rocka. To naprawdę świetne uzupełnienie dyskografii Black Sabbath z lat 70.

Ocena: 7/10



Black Sabbath - "Live at Last" (1980)

1. Tomorrow's Dream; 2. Sweet Leaf; 3. Killing Yourself to Live; 4. Cornucopia; 5. Snowblind; 6. Embryo / Children of the Grave; 7. War Pigs; 8. Wicked World; 9. Paranoid

Skład: Ozzy Osbourne - wokal; Tony Iommi - gitara; Geezer Butler - gitara basowa; Bill Ward - perkusja
Producent: Patrick Meehan


Komentarze

  1. Tutejsze koncertowe wykonanie "Sweat Leaf" przemawia do mnie bardziej od studyjnego.
    Do tego każdy utwór zaczyna się zgrzytem gitary Iommiego, wspaniała rzecz (dzięki temu każdy utwór wydaje się jeszcze bardziej zadziorny). A Snowblind zarówno na żywo jak i w studiu jest powalający.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta bluesowo-jazzująca część w Wicked World jest świetna! Ciekawi mnie, czy tak właśnie brzmiał BS (Earth), jak jeszcze nie porzucili inspiracji jazzowych na rzecz bluesa, który zdominował ich pierwszy album studyjny. Jeśli tak to mielibyśmy Ten Years After na sterydach! W sumie nic takiego wybitnego, ale i tak by cieszyło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po Earth zachowały się trzy nagrania. Prawdopodobnie najstarszy "Early One Morning" pokazuje to najbardziej bluesowe wcielenie grupy. Jest jeszcze popowy "Rebel" oraz bliski stylistyki debiutu "When I Came Down". Wszystkie trzy znajdziesz tutaj:

      https://youtu.be/e7gCMv10raE?si=W0hSZK-5ZcplNqk-

      Ale uwaga, bo jakiś żartowniś dorzucił tam jeszcze jam SBB z Tomaszem Stańko ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)