[Recenzja] Deep Purple - "The Book of Taliesyn" (1968)
Amerykanie naciskali. Moim zdaniem uważali, że zespół nie przetrwa, trzeba go więc doić, póki się da. Nie dali nam czasu na tworzenie. Te słowa Nicka Simpera tłumaczą dlaczego drugi album Deep Purple - wydany zaledwie cztery miesiące po debiucie - jest jeszcze bardziej nieprzemyślany i niedopracowany od debiutu. Przede wszystkim zabrakło jednak pomysłów na nowe utwory. Muzycy ponownie sięgnęli więc po cudze kompozycje, czego wynikiem jest obecność "Kentucky Woman" w nie mniej banalnej wersji od oryginału Neila Diamonda, słabiutkie wykonanie beatlesowskiego "We Can Work It Out", oraz rozciągnięte zupełnie bez inwencji "River Deep, Mountain High" z repertuaru Ike'a i Tiny Turnerów. Autorski materiał to w znaczniej większości przyzwoite, ale kompletnie niezapamiętywalne, kawałki w około-psychodelicznej stylistyce ("Listen, Learn, Read On", "Shield", "Anthem"). Na plus wyróżnia się instrumentalny "Wring That Neck" (tudzież "Hard Road", jak podpisano go na wydaniu amerykańskim), zapowiadający hardrockowe wcielenie Deep Purple. Nie przypadkiem jest to jedyny utwór z tego albumu, jaki zespół wykonywał na żywo. Zresztą koncertowe wersje, często rozbudowane do kilkunastu minut, znacznie przewyższają studyjny pierwowzór.
"The Book of Taliesyn" to zupełnie niepotrzebne wydawnictwo. Nagrane zbyt szybko, w pośpiechu, bez pomysłu. Album nie powtórzył oczywiście komercyjnego sukcesu poprzednika, co akurat odniosło pozytywny efekt - wydawca nie naciskał na zespół, by śpieszyli się z nagraniem kolejnego longplaya, dzięki czemu muzycy mogli popracować nad swoim kompozytorskim warsztatem.
"The Book of Taliesyn" to zupełnie niepotrzebne wydawnictwo. Nagrane zbyt szybko, w pośpiechu, bez pomysłu. Album nie powtórzył oczywiście komercyjnego sukcesu poprzednika, co akurat odniosło pozytywny efekt - wydawca nie naciskał na zespół, by śpieszyli się z nagraniem kolejnego longplaya, dzięki czemu muzycy mogli popracować nad swoim kompozytorskim warsztatem.
Ocena: 5/10
Deep Purple - "The Book of Taliesyn" (1968)
1. Listen, Learn, Read On; 2. Wring That Neck; 3. Kentucky Woman; 4. Exposition / We Can Work It Out; 5. Shield; 6. Anthem; 7. River Deep, Mountain High
Skład: Rod Evans - wokal; Ritchie Blackmore - gitara; Jon Lord - instr. klawiszowe Nick Simper - bass; Ian Paice - perkusja i instr. perkusyjne
Producent: Derek Lawrence
Płyta jest faktycznie nijaka. Najbardziej lubię "Wring That Neck" i "Shield". Cover Beatlesów słabiutki. A "River Deep, Mountain High" brzmi trochę jak Krzysztof Krawczyk śpiewający "parostatkiem w piękny rejs..." ;)
OdpowiedzUsuńNa dwóch pierwszych utworach słychać namiastkę "In Rock". Bezbarwne "Kentucky Woman" i brzmiące jak odpad z poprzedniej płyty bezsensowne "Exposition / We Can Work It Out" niepotrzebne. A "Shield" i "Anthem" mają fajne motywy i momenty ale cierpią na dłużyzm. No i brzmiący jak parodia "River Deep, Mountain High" tylko po to aby płyta trwała ponad 40 min.
OdpowiedzUsuń