[Recenzja] Groundhogs - "Split" (1971)
Ciekawa sprawa z tym albumem. Grupę Groundhogs trudno uznać za prominentnego przedstawiciela rockowej sceny przełomu lat 60. i 70. Zaczynał jako kompletnie odtwórczy zespół blues-rockowy, by na kolejnych płytach wypracować nieco bardziej rozpoznawalny styl, który trudno jednak określić mianem nowatorskiego. Nikt raczej nie mógł spodziewać się po tym zespole niczego wyjątkowego. Tymczasem czwarty w dyskografii "Split" okazał się płytą wcale nie gorszą od propozycji ówczesnej rockowej czołówki. Nie odstawał też od niej pod względem sprzedaży, dochodząc do 5. miejsca brytyjskiej listy. Tony McPhee i spółka po prostu świetnie się wpasowali w ówczesne trendy, z jednej strony stawiając na hardrockowy czad i ciężar, zaś z drugiej - unikając najbardziej sztampowych rozwiązań oraz schematów. Trudno zarzucać grupie, że wspomniany sukces był wynikiem jakiś kompromisów. Zaryzykuję stwierdzenie, że to najmniej komercyjny materiał z klasycznego okresu.
Całą pierwszą stronę winylowego wydania wypełnia tytułowa kompozycja "Split", a w zasadzie cykl czterech zamkniętych utworów o spójnej warstwie tekstowej. McPhee nawiązał tutaj do swoich własnych przeżyć, kiedy miał wrażenie, że popada w schizofrenię. Śpiew jest jednak tylko dodatkiem; dominuje granie instrumentalne z porywającymi gitarowymi popisami i kilkoma świetnymi riffami, ale też wieloma bardziej swobodnymi, zgrzytliwymi partiami, które w charakterystyczny dla lidera sposób balansują na granicy tonalności. Nie sposób nie docenić także basisty Petera Cruikshanka i perkusisty Kena Pustelnika, którzy nadają odpowiedniej dynamiki, a przy tym nie dają się zepchnąć jedynie do roli tła. Grają z takim zaangażowaniem oraz intensywnością, że o ich obecności trudno zapomnieć nawet podczas najbardziej ekscytujących solówek Tony'ego. Nie gorzej prezentuje się druga połowa longplaya. Nagrany w jednym podejściu "Cherry Red" to najbardziej energetyczny i przebojowy tutaj kawałek, niepozbawiony humoru we fragmentach śpiewanych falsetem. Subtelniejsze, nieco psychodeliczne oblicze grupa pokazuje w "A Year in the Life", natomiast "Junkman" to w połowie znów dość humorystyczny hard rock, a w dalszej części kolekcja gitarowych sprzężeń. Kończący całość "Groundhog" pokazuje z kolei, że trio nie zapomina o swoim bluesowym dziedzictwie - to jedyne tak zdecydowanie bluesowe nagranie na płycie, inspirowane utworem "Groundhog's Blues" Johna Lee Hookera, któremu zresztą grupa zawdzięcza swoją nazwę.
"Split" powinien przypaść do gustu wszystkim miłośnikom klasycznego rocka - i tym uwielbiającym jego bluesową odmianę, i tym preferującym cięższe granie, jak i miłośnikom nieco mniej oczywistego podejścia. Muzykom Groundhogs udała się tu wyjątkowa rzecz, bo prawdziwą rzadkością w klasycznym rocku są tak dobre płyty nagrane przez twórcę spoza ścisłej czołówki.
Ocena: 8/10
Zaktualizowano: 11.2022
Groundhogs - "Split" (1971)
1. Split (Part One); 2. Split (Part Two); 3. Split (Part Three); 4. Split (Part Four); 5. Cherry Red; 6. A Year in the Life; 7. Junkman; 8. Groundhog
Skład: Tony McPhee - wokal i gitara; Peter Cruikshank - gitara basowa; Ken Pustelnik - perkusja i instr. perkusyjne
Producent: Tony McPhee
Świetny album! Jak pierwszy raz go usłyszałem byłem w szoku, że pomniejszy zespół rockowy (bo nie oszukujmy się, Groundhogs nie był ani szczególnie odkrywczy, ani niczemu w żaden sposób nie liderował) mógł nagrać coś aż tak dobrego. Inne ich płyty też bywają fajne, ale "Split" to był przebłysk geniuszu.
OdpowiedzUsuń