Posty

[Recenzja] Kenny Burrell - "Midnight Blue" (1963)

Obraz
W serii recenzji poświęconych jazzowym gitarzystom nie powinno zabraknąć jednego z największych mistrzów tego instrumentu ery hard bopu. Kenny Burrell wystąpił na ponad trzystu albumach, z których ponad sześćdziesiąt sygnował własnym nazwiskiem. Największe sukcesy, artystyczne i komercyjne, odnosił w latach 50.  i 60.  Zaistniał już jako dwudziestolatek, grając u boku samego Dizzy'ego Gillespie. Wkrótce pojawił się też w składach grup Oscara Petersona czy Tommy'ego Flanagana, a nawet zarejestrował album z Johnem Coltrane'em w roli współlidera (wydany z pięcioletnim opóźnieniem). Często grywał też z organistą Jimmym Smithem i wieloma innymi muzykami, których wymienienie zajęłoby zbyt wiele miejsca. Jego styl gry wiele zawdzięcza takim jazzowym gitarzystom, jak Charlie Christian, Django Reinhardt czy Oscar Moore, ale też bluesmanom w rodzaju Muddy'ego Watersa i T-Bone Walkera. On sam stał się z kolei inspiracją dla kolejnych pokoleń gitarzystów, nie tylko jazzowych. Powoł

[Recenzja] Frank Zappa - "Shut Up 'n Play Yer Guitar" (1981)

Obraz
"Shut Up 'n Play Yer Guitar" to kolejny, po opublikowanym ledwie półtora roku wcześniej "Joe's Garage", duży projekt Zappy. Oryginalnie wydany w postaci trzech osobnych albumów, z identycznymi okładkami i różnymi wariacjami tytułu. Jednak już rok później przepakowano ten materiał do jednego pudełka, z nową okładką, ale bez żadnych innych ingerencji. Od tamtej pory wszystkie wydania zawierają komplet nagrań. Na niektórych edycjach kompaktowych zdecydowano się rozmieścić je na dwóch płytach, na innych zachowano pierwotny podział na trzy dyski. Każda część przynosi nieco ponad pół godziny materiału. Zgodnie ze swoim tytułem, cykl jest całkowicie instrumentalny (nie licząc kilku wygłupów pomiędzy utworami), a dominującą rolę pełni na nim gitara. Zdecydowana większość utworów to de facto fragmenty koncertowych wykonań znanych kompozycji. Frank zostawił wyłącznie momenty, w których sam grał solówki. Materiał pochodzi przede wszystkim z występów w londyńskim Hamme

[Recenzja] 15-60-75 The Numbers Band ‎- "Jimmy Bell's Still in Town" (1976)

Obraz
Historia grupy 15-60-75, dla uproszczenia nazywanej The Numbers Band, sięga końca lat 60. Jej członkami od samego początku byli śpiewający gitarzysta Robert Kidney oraz saksofonista Terry Hynde (brat Chrissie Hynde z Pretenders). Pozostali muzycy zmieniali się regularnie. Przez skład przewinął się m.in. przyszły współzałożyciel nowofalowego Devo, basista Gerald Casale. Porywające występy przyniosły zespołowi sporą rzeszę fanów w rodzinnym Ohio. Muzykom nie zależało jednak na sukcesie. Nie chcieli występować poza swoim stanem, ani nie szukali wydawcy. Nikt też nie proponował im takiej współpracy. Pomimo tego, grupa pozostaje wciąż aktywna i posiada kilka płyt na koncie. Po latach pewne uznanie zdobył debiutancki "Jimmy Bell's Still in Town", zarejestrowany 16 czerwca 1975 roku podczas występu w Cleveland, Ohio. Grupa supportowała wówczas Boba Marleya. Oryginalnie album został wydany w 1976 roku własnym sumptem na winylu i kasecie, a egzemplarze osiągają dziś wysokie sumy n

[Recenzja] Kenny Wheeler - "Gnu High" (1976)

Obraz
Zgodnie z sugestią jednego z Czytelników, postanowiłem rozpocząć nowy cykl recenzji, poświęcony płytom z katalogu ECM. Niewiele wytwórni stało się równie rozpoznawalną marką. Rzadko kiedy są utożsamiane z odrębnym muzycznym stylem. Tymczasem Manfred Eicher - założyciel labelu i producent większości wydanych przez niego albumów - wypracował własne brzmienie, które stało się najbardziej charakterystyczną cechą nowej stylistyki, powszechnie znanej jako ECM Style Jazz. Zanim do tego doszło, wytwórnia specjalizowała się w jazzowej awangardzie, zaś po latach poszerzyła ofertę m.in. o muzykę klasyczną. Jednak kojarzona jest przede wszystkim z tą specyficzną, subtelną i przystępną, ale mimo wszystko niezbyt komercyjną odmianą jazzu. Eicher wspierał wykonawców, którymi nie były zainteresowane większe wytwórnie, nastawione wyłącznie na sukcesy finansowe. Nierzadko byli to twórcy o dużym doświadczeniu i już ugruntowanej pozycji oraz zdobytej rozpoznawalności wśród miłośników jazzu, by wymienić ty

[Recenzja] Kraftwerk - "Ralf & Florian" (1973)

Obraz
"Ralf & Florian" to ostatnia z trzech wyklętych płyt Kraftwerk. Już na kolejnym wydawnictwie zespół obrał inny, bardziej komunikatywny kierunek. A jeszcze przed końcem dekady całkowicie zrezygnował z grania swojego wczesnego materiału na koncertach i wznawiania tych albumów. Dziś wczesny dorobek Kraftwerk funkcjonuje wyłącznie poza oficjalnym obiegiem, choć bynajmniej nie przynosi wstydu swoim twórcom. "Ralf & Florian", podobnie jak poprzednia płyta i zgodnie ze swoim tytułem, został zarejestrowany w duecie przez Ralfa Hüttera i Floriana Schneidera. Każdy z nich gra na różnych instrumentach, wykorzystując je przeważnie w tradycyjny sposób, co stanowi odejście od bardziej eksperymentalnych początków. Jednocześnie muzycy jeszcze nie zbliżają się tutaj do stylistyki, która przyniosła im popularność. To czyni ten album niepowtarzalną w dyskografii Kraftwerk. Jeśli pominąć dwa żywsze utwory, jest to muzyka o bardziej wyciszonym, subtelnym nastroju. Nierzadko zdaj

[Recenzja] Sonic Youth - "Dirty" (1992)

Obraz
Ogromny sukces Nirvany i albumu "Nevermind" przetarł szlak do mainstreamu nie tylko innym grupom z Seattle, ale praktycznie całej rockowej alternatywie. Skorzystało na tym wiele starszych zespołów, którym z kolei wspomniane trio wiele zawdzięczało pod względem muzycznym. Latem 1991 roku Nirvana zabrała na europejskie występy dwie zasłużone dla undergroundu kapele, Dinosaur Jr. oraz Sonic Youth. Ci ostatni postanowili maksymalnie wykorzystać koniunkturę. Już sam tytuł kolejnego albumu, "Dirty", wywołuje konotacje z grunge'em. Jednak o intencjach zespołu świadczy przede wszystkim zaangażowanie do współpracy producenta Butcha Viga i inżyniera dźwięku Andy'ego Wallace'a, odpowiedzialnych wcześniej za zrealizowanie "Nevermind". Jednak Sonic Youth wcale nie próbuje naśladować tu młodszych kapel, a wszystkie podobieństwa wynikają stąd, że sam był dla nich inspiracją. Można wręcz odnieść wrażenie, że styl zespołu wyraźnie okrzepł. Kwartet nie odchodzi

[Zapowiedź] Magazyn Lizard nr 40 już w marcu

Obraz
Już w tym miesiącu ukaże się nowy numer magazynu "Lizard", a w nim między innymi artykuły na temat SBB, Archiego Sheppa, Björk czy Gingera Bakera, jak również przeglądy: najciekawsza psychodelia lat 70. i 80. oraz progresywny antykanon, czyli niezbyt udane płyty prog-rockowych klasyków. Mój wkład to tym razem tekst na temat Comus, jednego z najbardziej unikalnych i dziwacznych zespołów około-rockowych, z omówieniem historii tej grupy oraz szczegółowym opisem doskonałego debiutu "First Utterance". Tradycyjnie nie zabraknie działu recenzji, w którym przypominam o kilku wartych uwagi wydawnictwach z ostatnich miesięcy. Szczegółowy opis zawartości 40. numeru "Lizarda" znajduje się na stronie internetowej magazynu: http://lizardmagazyn.pl/bez-kategorii/lizard-nr-40-2 Zamówienia można już składać na stronie wydawcy. Czytelnicy nabywający magazyn w ten sposób otrzymują możliwość skorzystania z opcji darmowej wysyłki, dostępnej dla nowych numerów. https://sklep.au

[Recenzja] Adam Makowicz - "Unit" (1973)

Obraz
Adam Makowicz, a właściwie Matyszkowicz, to jeden z niewielu polskich jazzmanów, którym faktycznie udało się zaistnieć na całym świecie. Muzykiem został właściwie przypadkiem. Fortepianem zainteresował się w dzieciństwie, gdy instrument ten trafił do rodzinnego domu zamiast jednej z wypłat dla jego ojca. Makowicz zaczynał od grania Chopina i innych klasycznych kompozytorów, jednak z czasem zafascynował go jazz. W okresie studenckim grał w jednym zespole z Tomaszem Stańko, do czasu gdy trębacz pod wpływem Ornette'a Colemana zrezygnował z pianisty w składzie. Następnie współpracował z Andrzejem Kurylewiczem, a także ze Zbigniewem Namysłowskim, z którym odbył swoją pierwszą albumową sesję. Zarejestrowany wówczas "Zbigniew Namysłowski Quartet" opublikowano w 1966 roku jako 6. pozycję serii Polish Jazz. W tym samym okresie Makowicz rozpoczął współpracę z Novi Singers, a następnie z Urszulą Dudziak i Michałem Urbaniakiem. W połowie lat 70. coraz częściej występował za granicą,