Posty

[Recenzja] Can - "Ege Bamyasi" (1972)

Obraz
W latach 70. zespół wciąż musiał dorabiać tworzeniem muzyki do filmów i seriali. Był to jednak dobry sposób, aby zwrócić na siebie uwagę. Wydany pod koniec 1971 roku singiel "Spoon", wykorzystany jako czołówka kryminalnego serialu "Das Messer", trafił do pierwszej dziesiątki zachodnioniemieckiego notowania, rozchodząc się w ilości trzystu tysięcy egzemplarzy. Dzięki temu sukcesowi, zespół mógł wynająć lepsze studio, gdzie przygotował materiał na swój trzeci studyjny album - "Ege Bamyasi". Tytuł można dosłownie przetłumaczyć jako egejski piżmian - jadalna roślina znad Morza Egejskiego, którą sprzedawano w Niemczech w puszkach, co z kolei świetnie koresponduje z nazwą zespołu. "Ege Bamyasi" jest albumem bardzo zwartym i spójnym stylistycznie. Tym razem zespół idzie w kierunku, który można określić jako funkowy. Ale jest to funk mocno awangardowy, dziwaczny, w charakterystyczny dla Can sposób. Najlepiej słychać to na przykładzie dwóch najdłuż

[Recenzja] The Peter Brötzmann Octet - "Machine Gun" (1968)

Obraz
Europejski free jazz to jeden z pierwszych i najważniejszych wkładów naszego kontynentu w muzykę jazzową. Choć free jazz jest wynalazkiem amerykańskich jazzmanów, to dopiero europejscy muzycy doprowadzili go do prawdziwej ekstremy, jeszcze dalej odchodząc od swingujących rytmów i charakterystycznego dla wcześniejszych odmian gatunku języka melodycznego. Te radykalne koncepcje wkrótce zresztą przerodziły się w osobny gatunek, zwany free improvisation, całkowicie odchodzący od jazzowych korzeni. Czołowym reprezentantem europejskiego free jazzu jest saksofonista Peter Brötzmann, którego grę można usłyszeć na ponad setce albumów. Prawdopodobnie najważniejszym z nich i najlepiej definiującym wspomniany styl, jest jego drugie solowe wydawnictwo, zatytułowane "Machine Gun". Zawarty został na nim materiał zarejestrowany w maju 1968 roku przez międzynarodowy oktet składający się z trzyosobowej sekcji dętej (Brötzmann, Evan Parker, Willem Breuker), dwóch kontrabasistów (Peter Ko

[Recenzja] Henry Cow - "Unrest" (1974)

Obraz
Okładka "Unrest", drugiego albumu Henry Cow, zapowiada bezpośrednią kontynuację debiutanckiego "Legend", co najwyżej utrzymaną w mroczniejszym klimacie. I faktycznie, pomimo lekko zmienionego składu (Geoff Leigh został zastąpiony przez Lindsay Cooper, wcześniej występującą w Comus), zespół wciąż gra muzykę bardzo skomplikowaną i nieprzewidywalną, ale na swój sposób piękną. Choć tym razem faktycznie utrzymaną jakby w nieco ciemniejszym nastroju. Album składa się z dwóch części. Pierwsza z nich (trzy nagrania ze strony A winylowego wydania oraz rozpoczynająca stronę B miniaturka "Solemn Music") to utwory przygotowane przez muzyków jeszcze przed rozpoczęciem sesji. Druga część to nagrania zaimprowizowane w studiu, a następnie zmodyfikowana różnymi efektami i dogrywkami. Rozpoczynająca album kompozycja Freda Fritha "Bittern Storm Over Ulm" powstała na bazie jednego z jego ulubionych utworów - "Got to Hurry" Yardbirds. Ten prosty blue

[Recenzja] Tomasz Stańko - "Fish Face" (1973)

Obraz
"Fish Face" to jeden z najbardziej oryginalnych polskich albumów jazzowych. A zarazem jedno z najmniej znanych dokonań Tomasza Stańki. I w sumie nic dziwnego - album ukazał się w limitowanym nakładzie, rozprowadzanym wyłącznie wśród członków Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego (z informacją na labelu: "płyta do użytku wewnętrznego"). Od tamtego czasu materiał nie został ani razu wznowiony. Nagrania zostały zarejestrowane w sierpniu 1973 roku, a więc niedługo po rozwiązaniu kwintetu Tomasza Stańki. Liderowi wciąż towarzyszy tu perkusista Janusz Stefański, a składu dopełnił amerykański perkusista Stu Martin, tutaj jednak grający głównie na syntezatorze. Całość została podzielona na trzy utwory, ale tak naprawdę sprawia wrażenie jednego czterdziestominutowego jamu. Agresywne partie trąbki Stańki - raz bardziej freejazzowe, kiedy indziej niemal cytujące Milesa Davisa z "Bitches Brew" - uzupełniana jest potężną grą perkusistów, czasem prawie krautrock

[Recenzja] Popol Vuh - "Hosianna Mantra" (1972)

Obraz
Na początku lat 70. Florian Fricke przeszedł duchową przemianę, co bardzo wpłynęło na charakter granej przez niego muzyki. Efekty było słychać już na drugim albumie jego grupy Popol Vuh, "In den Gärten Pharaos" - prawdopodobnie najbardziej uduchowionym ze wszystkich krautrockowych wydawnictw. Wkrótce po jego wydaniu, Fricke doszedł do wniosku, że syntezatory nie pasują do muzyki tak mocno nawiązującej do religii. Postanowił więc sprzedać swojego Mooga (nabył go inny muzyk ściśle związany ze sceną krautrockową, Klaus Schulze) i zastąpić go akustycznymi instrumentami - pianinem oraz klawesynem. Całkowicie zmienił też skład zespołu - nowymi współpracownikami zostali gitarzysta Conny Veit (znany także z krautrockowych grup Gila, Guru Guru i Amon Duul II), oboista Robert Eliscu (z folkowo-krautrockowego Between), grający na tamburze Klaus Wiese (bardzo zasłużony dla muzyki elektronicznej instrumentalista), a także koreańska wokalistka Djong Yun (córka kompozytora Isanga Yuna)

[Recenzja] Joe Henderson - "Power to the People" (1969)

Obraz
Joe Henderson zwykle nie jest wymieniany wśród innych wielkich saksofonistów jazzowych, choć niewątpliwie na to zasługuje. Jego gra ubarwiła wiele wspaniałych albumów. Henderson brał udział w sesjach tak zasłużonych muzyków, jak m.in. Grant Green, Andrew Hill, Freddie Hubbard, Herbie Hancock, McCoy Tyner, Alice Coltrane, czy Miroslav Vitouš. Przez krótki czas grał nawet z Milesem Davisem - niestety, nie zachowały się żadne nagrania z tej współpracy. Jako solista zadebiutował w 1963 roku albumem "Page One", nagranym dla Blue Note. W jej barwach ukazały się jeszcze cztery wydawnictwa (m.in. bardzo udany "Inner Udge"), wszystkie utrzymane w raczej konwencjonalnej, bopowej stylistyce. Na nieco więcej pozwolił sobie dopiero po podpisaniu kontraktu z Milestone, począwszy od trzeciego albumu nagranego dla tej wytwórni - "Power to the People". Materiał - głównie kompozycje samego lidera - został zarejestrowany podczas dwóch dni. Utwory "Afro-Centric&

[Recenzja] Can - "Tago Mago" (1971)

Obraz
Muzycy Can na swoim drugim pełnoprawnym albumie poszli na całość "Tago Mago" to jeden z najbardziej porąbanych, dziwacznych, nieprzewidywalnych i oryginalnych albumów, jakie kiedykolwiek się ukazały. Czerpiący inspiracje z poważnej awangardy, jazzu i środków odurzających. Ćpuńska atmosfera unosi się nad całością tego dwupłytowego - w wersji winylowej - wydawnictwa. Zarówno nad jego pierwszą połową (płytą), wypełnioną szalonymi jamami opartymi na hipnotycznych rytmach, jak i drugą, jeszcze bardziej odjechaną, na którą składają się głównie studyjne eksperymenty, maksymalnie wykorzystujące ówczesne możliwości i dostępne techniki obróbki dźwięku. Zespół dość delikatnie i powoli wprowadza w ten zwariowany materiał. Otwierający całość "Paperhouse" poza dość nerwowym nastrojem i wokalno-instrumentalnymi udziwnieniami zawiera też wcale nie śladowe ilości wyrazistej, przyjemnej melodii. Ale już w "Mushroom" atmosfera wyraźnie gęstnieje. Na pierwszy plan wysu