Posty

Wyświetlam posty z etykietą coil

[Recenzja] Coil - "Love's Secret Domain" (1991)

Obraz
Trudno o lepszy album na dzień św. Walentego, patrona cierpiących na choroby psychiczne i zakochanych. Szaleństwo na "Love's Secret Domain" silnie obawia się w samej muzyce, dalekiej od powszechnie rozumianej  normalności . Miłość pojawia się natomiast w tytule - choć jego akronim odsyła do psychodelików, które w studiu pojawiały się w ogromnych ilościach - a także między tworzącymi duet Johnem Balance'em i Peterem Christophersonem, którzy byli parą także prywatnie. O sesji nagraniowej albumu krążą legendy, związane głównie z narkotykowymi wizjami muzyków i innych osób, jakie przewinęły się przez studio. A wśród licznych gości znaleźli się tym razem m.in. Steven Stapleton z Nurse with Wound, odpowiadający za pełną okultystycznych i seksualnych odniesień okładkę, wokaliści Marc Almond z Soft Cell - stały bywalec na płytach Coil - oraz Annie Anxiety Bandez, perkusista Charles Hayward z Quiet Sun, Gong, This Heat i Camberwell Now, grający na gitarze flamenco Juan Ramirez

[Recenzja] Coil - "Horse Rotorvator" (1986)

Obraz
Chodzi mi po głowie od pewnego czasu zrobienie przeglądu najlepszych płyt lat 80., bo to muzycznie była świetna dekada, a niezasłużenie ma dość kiepską opinię. Wynika to w znacznej mierze stąd, że tych naprawdę ciekawych rzeczy trzeba szukać przede wszystkim poza ówczesnym mainstreamem, choć i w jego obrębie zdarzały się naprawdę udane dzieła. Gdybym miał przygotować listę najlepszych, powiedzmy, stu płyt tamtego dziesięciolecia, to z całą pewnością nie zabrakłoby na niej miejsca dla "Horse Rotorvator", drugiego długogrającego wydawnictwa duetu Coil. To album doskonale reprezentujący tę dekadę, zawierający w sobie co najlepsze z tamtego okresu, a jednocześnie całkiem pozbawiony tego, za co najłatwiej go krytykować, czyli brzmieniowo-aranżacyjnego kiczu. Jest to w dodatku album, który z pewnością nie mógłby powstać we wcześniejszych dziesięcioleciach, ale później, nawet w bieżącym roku, to już jak najbardziej. Pierwsze, co zwraca uwagę, to pastoralna okładka, przedstawiająca a

[Recenzja] Coil - "Scatology" (1984)

Obraz
Gdybym miał zgadywać, jaki zespół spotkałby się z największą niechęcią naszych polskich obrońców tzw. tradycyjnych wartości, wskazałbym na Coil. Grupę tworzoną przez parę homoseksualistów, narkomanów i pogan zafascynowanych magią oraz okultyzmem, a nawet sięgających po antychrześcijańskie symbole. Mało? Sprawdźcie sobie, co znaczy tytuł debiutanckiego longplaya "Scatology" i poszukajcie okładki pierwszego wydania na kompakcie. Jedynym powodem, dlaczego prawdopodobnie nie ma Coil na żadnej krążącej po necie liście zakazanych zespołów jest fakt, że w sumie mało kto o nim słyszał, a jeszcze mniej miało okazję zapoznać się z twórczością duetu. To akurat nie powinno dziwić. Zdecydowanie nie jest to muzyka łatwa w odbiorze i przyjemna w powszechnym rozumieniu. Wśród osób zainteresowanych bardziej eksperymentalnym graniem kapela ma status legendy, a zupełnie obiektywnie - to po prostu jeden z najważniejszych przedstawicieli industrialu oraz szeroko pojętej elektroniki. Inicjatorem p