[Recenzja] MC5 - "Kick Out the Jams" (1969)

MC5 - Kick Out the Jams


Powód, dlaczego ta recenzja pojawia się właśnie teraz, jest oczywisty - przed kilkoma dniami zmarł Wayne Kramer, wieloletni lider MC5. Natomiast dlaczego zabrałem się za nią dopiero teraz, trudno mi sensownie uzasadnić. Proto-punkowy zespół, którego gitarzyści chętnie przyznawali się do inspiracji free jazzem - szczególnie twórczością Alberta Aylera, Archiego Sheppa, Sun Ra, późnego Johna Coltrane'a oraz nagraniami z udziałem Sonny'ego Sharrocka - to przecież idealny kandydat do opisania na tej stronie.

Dyskografia MC5 - to skrót od Motor City Five, bo kwintet pochodzi z okolic Detroit - składa się z zaledwie trzech albumów, z których najbardziej liczy się pierwszy. To właśnie "Kick Out the Jams" zaistniał w różnego rodzaju zestawieniach płyt wszech czasów, wymieniany jako wydawnictwo archetypowe dla sposobu grania, który już w tamtym czasie był dość rozpowszechniony, ale mainstreamowe media dostrzegły niemal dekadę później i nazwały punk rockiem.


Jest to o tyle nietypowy debiut, że zawiera materiał zarejestrowany na żywo. Utwory skompilowano z dwóch występów w Grande Ballroom w Detroit, 30 i 31 października 1968 roku. Na repertuar złożyły się zarówno przeróbki, jak i własne kompozycje. Nie tylko "Ramblin' Rose" Jerry'ego Lee Lewisa i "Motor City Is Burning" Johna Lee Hookera, ale nawet "I Want You Right Now" garage-rockowego The Troggs zyskały w tych wykonaniach ogromną dawkę energii, brudne, zgrzytliwe brzmienie oraz agresywny, punkowo niechlujny wokal.

Równie czadowo wypadają własne kawałki, na czele z niezwykle konkretnym tytułowym hitem - przerabiany później niezliczoną ilość razy - czy nieco bardziej luźnym "Come Together". Najbardziej jednak wyróżnia się ponad ośmiominutowy finał albumu, "Starship", który po riffowym początku zmienia się w zgiełkliwą improwizację. Wśród kompozytorów tego nagrania widnieje Sun Ra - muzycy nie grają tu jednak skomponowanej przez niego muzyki, a recytują jego wiersz o tym samym tytule.


Jeżeli ktoś wciąż myśli, że punk rock powstał w drugiej połowie lat 70. w Wielkiej Brytanii, powinien jak najprędzej nadrobić ten album (a przy okazji także dokonania The Velvet Underground, The Stooges, Monks, Sonics czy The Deviants). Już na "Kick Out the Jams" słychać tę prymitywną prostotę, zgiełkliwe brzmienie oraz potężną dawkę energii i agresji. Jest nawet trochę nietypowej dla tamtych czasów wulgarności, co przysporzyło MC5 pewnych problemów.

Przedstawiciele wytwórni Elektra od początku chcieli ten album ocenzurować, sugerując zmianę okrzyku kick out the jams, motherfuckers! na kick out the jams, brothers and sisters! Muzykom i managerowi Johnowi Sinclairowi udało się nie tylko doprowadzić do pozostawienia tego fragmentu w oryginalnej formie, ale nawet wydrukowania go we wnętrzu rozkładanej koperty. Album w takiej formie szybko jednak zaczęto wycofywać ze sprzedaży, a na kolejnych wydaniach dokonano cenzury. Pomimo tego część sklepów zaczęła bojkotować wszystkie płyty Elektry, która w odwecie zerwała kontrakt z MC5.

Ocena: 7/10



MC5 - "Kick Out the Jams" (1969)

1. Ramblin' Rose; 2. Kick Out the Jams; 3. Come Together; 4. Rocket Reducer No. 62 (Rama Lama Fa Fa Fa); 5. Borderline; 6. Motor City Is Burning; 7. I Want You Right Now; 8. Starship

Skład: Rob Tyner - wokal; Wayne Kramer - gitara, wokal (1), dodatkowy wokal; Fred "Sonic" Smith - gitara, dodatkowy wokal; Michael Davis - gitara basowa; Dennis Thomps - perkusja
Producent: Jac Holzman


Komentarze

  1. To chyba nie muzyka a przekaz definiuje co to punk. Chyba...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wręcz przeciwnie. W treści recenzji wymieniam kilka muzycznych cech punk rocka.

      Usuń
    2. 'London Calling" The Clash no jednak płyta punkowa mimo że muzycznie nie jest punkowa.

      Usuń
    3. To jest jedna z najbardziej sztandarowych - muzycznie - płyt punkrockowych, z tą wywiedzioną z rock'n’rolla prostotą oraz tym swoim niechlujnym i nonszalanckim wykonaniem. To, że są tam jakieś wpływy reggae czy ska niczego nie zmienia, w swojej istocie jest to płyta stuprocentowo punkowa.

      Usuń
    4. No nie albo albo stricte punkowy jest tylko utwór tytułowy reszta nic z punkiem muzycznie nie ma wspólnego.posłuchaj raz jeszcze jak trzeba.

      Usuń
    5. Dopiero co pokazałeś i przyznałeś, że nie wiesz, czym jest punk rock, a teraz chcesz mnie w tej kwestii pouczać? Słabo.

      Usuń
    6. Nie wiem czym jest punk? No nie chodziło mi tylko i wyłącznie o to że punk to stan ducha przekaz i podejście do życia. Nie możesz być Green Day i powiedzieć że to punk. Chodzi o o pewnego rodzaju metafizykę a nie strojenie gitary i brzmienie tyle. Piszę to człowiek który był częścia mimo wszystko egalitarnego ruchu.

      Usuń
    7. Nie mieszajmy dwóch całkiem odrębnych kwestii, czyli szerokiego zjawiska muzycznego i subkultury, która narosła wokół pewnej części tego zjawiska, tej muzycznie mniej ciekawej części.

      Pisząc o punk rocku mam cały czas na myśli pewien pomysł na granie, który był reprezentowany w rocku właściwie od samych początków gatunku (wtedy nazywano to garage rockiem, choć ponoć określenie punk też przewijało się w ówczesnych recenzjach), który później Sex Pistols i The Clash wprowadzili do mainstreamu, a grupy w rodzaju Green Day do reszty skomercjalizowały. Z tych samych korzeni wyrastają też ciekawsze muzycznie rzeczy, jak The Velvet Underground czy post-punk.

      Usuń
  2. Ta płyta jest raczej przeceniana (miejsca w rockowych rankingach), Bangs miał sporo racji. Nie ma na niej nic równie radykalnego jak "European Son" czy "Sister Ray", a sama formuła free rocka była lepiej na eksplorowana "Fun House".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Częściowo się zgadzam. Dokonania Velvet Underground czy nawet Stooges uważam za dużo ciekawsze, co zresztą widać po ocenach. "Kick Out the Jams" to jednak historycznie, trochę pozamuzycznie ważna płyta, może nie na zestawienia 500 czy 1001 płyt wszech czasów, ale na potencjalną listę typu „10 płyt, które ukształtowały punk rocka przed punk rockiem” - zdecydowanie tak.

      Usuń
    2. Nie wiem czy jednak to jest jedyny(?) rodzaj muzyki gdzie d dźwięki nie są katergorią która przypisuje co to za styl.

      Usuń
    3. Każdy rodzaj muzyki ma określone cechy muzyczne, a, jak to ująłeś, "przekaz" - czy ogólnie teksty - elementem muzycznym nie jest. Punk rock także ma konkretne cechy muzyczne, które wymieniłem w recenzji i jednym z komentarzy.

      Usuń
    4. Jeszcze ja bo się zagotowałem trochę nie wystarczy ubrać glany zrobić irokeza ćwieki itd by być punkiem .

      Usuń
    5. @Paweł
      Wygląda na to, że nie różnimy się wiele w naszych opiniach.
      Zaskoczony jestem niektórymi komentarzami pod tym wpisem, zawsze brałem punk za nurt populistyczny, a tu widzę oburzonych zwolenników jakiegoś ezoterycznego, niedefiniowalnego za pomocą muzycznych kategorii.

      Usuń
    6. hmm, w sensie na moje można punk podzielić na dwie kategorie: muzyczną (to o czym mówicie) i nie wiem, ideową? w sensie należy pamiętać że to jednak cała subkultura z pewnymi charakterystycznymi dla siebie cechami, które wychodzą poza muzykę. i mam wrażenie, że MC5 (ale też TVU i The Stooges) można wrzucić jako spory wpływ na obie sfery punka, jednak, szczególnie mam wrażenie w przypadku recenzowanego tu zespołu, bardzo podkreślony jest ten antyestablishmentowy charakter całego projektu artystycznego

      Usuń
  3. Sleaford mods kolejny przykład punka kompletnego z wyjątkiem schematu muzycznego. Znajdzie gdzieś wywiady lub wywiad- książkę z Brylewskim będzie trochę jaśniej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Na tej koncertówce MC5 pokazuje moc, jakiej nie mieli odwagi pokazać na studyjnych albumach. Zaryzkowalbym stwierdzenie, że są tutaj tym dla punka, czym był Blach Sabbath dla metalu na wczesnych albumach z Ozzym.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Polish Jazz Quartet - "Polish Jazz Quartet" (1965)

[Zapowiedź] Premiery płytowe maj 2024

[Recenzja] Light Coorporation - "Rare Dialect" (2011)

[Recenzja] SBB - "SBB" (1974)

[Recenzja] Gentle Giant - "In a Glass House" (1973)