[Recenzja] Апорєа - "На рєкахъ Вавл҃нскыхъ" (1988)

Апорєа - На рєкахъ Вавл҃нскыхъ


Poszukując muzyki na własną rękę, sięgając poza mainstream, można dojść w naprawdę dziwne, ale i fascynujące rejony. Jedyne wydawnictwo grupy Апорєа [Aporea] to już naprawdę głębokie podziemie. W drugiej połowie lat 80., w Republice Macedonii - wówczas wciąż jeszcze części Jugosławii - grupa muzyków powiązanych z jednej strony z Macedońskim Kościołem Prawosławnym, a z drugiej tamtejszą sceną post-punkową, nagrała oraz wydała własnym sumptem kasetę magnetofonową z pięcioma utworami o łącznym czasie dwudziestu minut. Tego typu wydawnictwo mogło łatwo przepaść i zostać całkowicie zapomniane, a jednak przetrwało do naszych czasów, otoczone pewnym kultem, zaś kilka lat temu doczekało się nawet wznowienia na kompakcie oraz trafiło do streamingu. Co ciekawe, przy okazji reedycji posłużono się alternatywnym szyldem, Apokrifna Realnost, ale to dokładnie ten sam materiał.

"На рєкахъ Вавл҃нскыхъ", czyli "Na rzekach babilońskich", to intrygująca próba połączenia tradycji z nowoczesnością, a także kultury europejskiego Wschodu i Zachodu, przy czym jednak ostateczny efekt ciąży raczej w stronę przeszłości oraz wschodnim kierunku. Nie bez znaczenia jest tu kontekst historyczny, bowiem w tamtym czasie Jugosławia chyliła się ku rozpadowi, a w poszczególnych republikach wzrastało poczucie narodowej tożsamości. Jednym z jego przejawów okazało się właśnie powstanie tego zespołu, a w zasadzie luźnego kolektywu, w skład którego wchodzili też ludzie zajmujący się malowaniem ikon czy kaligrafią. Zawarta na płycie muzyka jest silnie osadzona w tradycji regionu. Istotny jej element stanowią partie wokalne nawiązujące do liturgicznej muzyki prawosławnej, wywodzącej się z chorałów bizantyjskich. Towarzyszy temu drone'owy akompaniament bliżej nieokreślonych - brzmienie nie jest zbyt klarowne - instrumentów perkusyjnych i strunowych (wyłapać można dzwony, kotły, gitarę akustyczną i chyba wibrafon), stylistycznie mieszczący się gdzieś pomiędzy folkiem macedońskim, ritual ambientem, neoclassical darkwave czy nawet wczesnym industrialem. Nie licząc samej muzyki cerkiewnej, najbliżej tu chyba do ówczesnego Dead Can Dance, przy czym Апорєа jest znacznie bardziej surowa i zapewne bliższa autentycznej muzyki liturgicznej sprzed wieków. To jednak nadaje całości jeszcze większej niesamowitości. Amatorska jakość nagrań nie pozbawia ich klimatu i prawdziwie mistycznego charakteru, a nawet zdaje się jeszcze bardziej to wszystko pogłębiać. Muzycy tworzą tu hipnotyzującą, bardzo sugestywnie pobudzającą wyobraźnię atmosferę. I szkoda tylko, że wszystko kończy się tak szybko, pozostawiając spory niedosyt.

Natomiast sama historia wcale się w tym miejscu nie kończy. Wokalista Goran Trajkoski i perkusista Zoran Spasovski, dwaj spośród twórców biorących udział w projekcie, wkrótce potem stworzyli nowy zespół, tym razem skupiający się stricte na muzyce - Anastasia. Jego debiutanckie EP z 1990 roku nosi znajomy tytuł "На рѣкахъ Вавилонскыхъ". To materiał z kasety kolektywu Апорєа, ale nagrany na nowo, w bardziej profesjonalnych warunkach - tym razem jako dwa utwory o łącznej długości 24 minut. Mam jednak wrażenie, że wraz z poprawą brzmienia uciekła znaczna część tajemniczości, a mimo quasi-cerkiewnego śpiewu oraz różnych egzotycznych dźwięków, zrobiło się po prostu bardziej zwyczajnie. Szczególnie klawiszowe tło wypada bardzo sztampowo. Wspominam o tym wydawnictwie głównie dlatego, by nikt przez pomyłkę nie sięgnął po niewłaściwą wersję "Na rekah Vavilonskikh" (tak brzmi łacińska transliteracja tytułu) i potem dziwił się opisowi z poprzedniego akapitu oraz poniższej ocenie. Grupa Anastasia w późniejszym czasie nagrała jeszcze ścieżkę dźwiękową do filmu "Zanim spadnie deszcz" Milcho Manchevskiego oraz dwa inne albumy.

Ocena: 9/10



Апорєа - "На рєкахъ Вавл҃нскыхъ" (1988)

1. Ѕвѣздо, ѩвлѩющаѩ Солнцє; 2. Бєсѣда при въходє въ Їєрꙋсалимє: Лꙋка 19; 3. Мѵръ прєждє Рождєства; 4. На рєкахъ Вавилонскыхъ: Пс. 137; 5. Кондак св. Прохорꙋ Пчинс҃кмꙋ
Skład: Goran Trajkoski; Zoran Spasovski; Klime Kovačevski; Metodi Zlatanov; Neven Ćulibrk; Predrag Cvetičanin
Producent: Апорєа


Komentarze

  1. Świetnie! Bardzo się cieszę, że opisałeś ten album. Jako osoba, która uczy się języka macedońskiego i spędziła w tym kraju nieco czasu, muszę powiedzieć, że to prawdziwa kopalnia ciekawych, nieoczywistych zespołów. Warto wspomnieć o Mizar z lat 80., który również ciekawie nawiązywał do tradycji bizantyjskiej, choć nie w tak przekonujący sposób
    Innym, co zwróciło moją uwagę jest zespół Луфтханса, czerpiący tak dużo z sceny powiązanej z Windmill, że gdyby był z UK to byśmy go słuchali dużo więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogólnie chyba w całej Jugosławii zdarzała się ciekawa muzyka, ale nie zgłębiałem jakoś szczególnie tematu.

      Oryginalny wybór z tym macedońskim.

      Usuń
    2. Jeszcze taka ciekawostka z pobytu w Macedonii (myślę, że nie jest to zbytni off top). Uderzyło mnie, że Macedończycy bardzo podkreślają swoją słowiańskość. Co i rusz, przy luźnej rozmowie w taksówce, z gospodarzem wynajętej kwatery, z pasażerem pociągu z Bitoli do Skopje - natrafiałem na opinie, że "macedoński" jest najstarszym językiem słowiańskim, że wszystkie języki słowiańskie od niego pochodzą, że właśnie Macedończycy to prawdziwi Słowianie (a np. Bułgarzy to tak naprawdę Turcy), itp.. Abstrahując od wartości merytorycznej tych twierdzeń było to uderzające , bo nie spotkałem się z takim "panslawizmem" w żadnym innym kraju. Miałeś podobne doświadczenia?

      Usuń
  2. Niesamowity klimat. Wcześniej na RYM dałeś bodajże 7, czyli podniosłeś ocenę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od siódemki chyba zaczynałem, potem wzrosło do osiem i aktualnej oceny. Tak już jest z mniej oczywistą muzyką, że często dopiero przy kolejnych odsłuchach coraz więcej się w niej odkrywa.

      Usuń
  3. Fajnie, że zrecenzowałeś tę płytę - jest bardzo ciekawa, choć jednak zbyt krótka, aby traktować ją jako "pełnowymiarowy" album. Co do undergroundu, to nie do końca tak - Trajkoski jest bardzo znaną postacią w Macedonii, a film "Zanim spadnie deszcz" (świetny!) był nominowany do Oscara. Odnośnie muzyki bizantyjskiej to warto sięgnąć po płyty Christodoulosa Halarisa - to najwybitniejszy przedstawiciel tej muzyki (zarówno sakralnej jak i świeckiej) w XX w.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trajkoski - tak, jest dość znany i chyba tylko dzięki jego późniejszym dokonaniom o Aporei wie dziś więcej niż kilkanaście osób. No ale ta kaseta, sposób nagrania i wydania, to jest totalny underground.

      Dzięki za rekomendację Halarisa.

      Usuń
    2. Nauka macedońskiego? Ciekawe! Jak Ci idzie? Ja odwiedziłem Macedonię dopiero w tym roku, ale za to dość gruntownie - 12 dni (Skopje, Ochryda, Struga, Kumanowo, Bitola - ta ostatnia najfajniejsza!). Ponieważ po angielsku mówi tylko młodzież (zresztą naprawdę nieźle - lepiej niż w Hiszpanii czy Włoszech) często porozumiewałem się mieszanką polskiego i rosyjskiego. Można się dogadać, ale jednak leksyka jest bardzo odległa od polskiego, przy czym zauważyłem, że Macedończycy rozumieli mnie lepiej niż vice versa (i lepiej rozumieli rosyjski niż polski).
      Ich topowym zespołem z lat 70 był Leb I Sol z gitarowym wymiataczem Vlatko Stefanovskim. Fusion - słychać wpływy RTF i Holdswortha, ale jest dużo bałkańskich rytmów i rodzimej melodyki. Wykonanie zawodowe (pianista też super).
      A podobną płytę do Aporei wydał w tym samym roku rosyjski Epos (cerkiewne śpiewy, tyle że z bardziej folk-rockowym podkładem).

      Usuń
    3. Macedońskiego się uczę na studiach, teraz jestem na trzecim roku. Spędziłem miesiąc w tym kraju i jest fantastyczny! Trzy tygodnie w Prilepie - małe miasto, ale bardzo żywe kulturalnie, a potem na szkołę językowej w Ochrydzie. Macedoński jest specyficznym językiem, bo obok bułgarskiego jako jedyne nie mają przypadków, sama leksyka jest zbliżona do serbskiego, z doświadczenia już zauważyłem że wiele słów przypomina różne archaizmy w języku polskim. Leb i Sól słuchałem i całkiem niezłe, choć to już nie jest mój typ fusion. Dużo ciekawiej prezentuje się macedoński post punk, było tego nieco w latach 80, ale też i teraz w Skopje jest naprawdę niezwykłe żywa scena, mam zamiar spędzić w tym mieście kilka miesięcy w przyszłym roku. W ramach studiów uczę się jeszcze albańskiego, choć stamtąd nic mnie jakoś nie porwało, jest wokalistka jazzowa Elina Duni, która nagrywa po albańsku dla ECM, ale nic niesamowitego.

      Usuń
    4. Pełna zgoda - kraj, mimo iż niewielki, jest niezwykle zróżnicowany, bardzo bogaty kulturowo. Ochryda przypomina mi miasta włoskie, Struga jest w zasadzie albańska (i muzułmańska), praktycznie nie słychać macedońskiego na ulicach, Bitola jest bardziej europejska, a Skopje to mix Orientu i wschodniej słowiańskości (samo miasto dość kiczowate, ale niepowtarzalne). Właściwie miałem wrażenie, jakbym przenosząc się z miasta do miasta był w innym kraju.
      Co do Halarisa- to Akolouthia i Drosoulites obowiązkowo, obydwie płyty są genialne i zadziwiająco przypominają Dead Can Dance dekadę później (zwłaszcza "Akolouthia"). "Paidikia" może niekoniecznie na początek - to płyta z muzyką dla dzieci. Dyskografia Halarisa jest niezwykle obszerna -w zasadzie jego głównym celem była rekonstrukcja muzyki bizantyjskiej w oparciu o stare manuskrypty. Natomiast na Akolouthii i Drosoulites słychać jakieś dalekie echo psychodelii.

      Usuń
  4. Апорєа średnio mi podeszła, ale ostatni raz słuchałem tego albumu jakieś sześć lat temu. Chyba trzeba będzie jeszcze raz dać jej szansę. Może coś zatrybi. Dołączam się do polecenia okechukwu. Christodoulos Halaris to ciekawa postać muzyczna. Najbardziej przypadły mi do gustu jego trzy płyty: Ακολουθία(1974), Τα παιδικά (1974) i Δροσουλίτες (1975).

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe maj 2024