[Recenzja] Kate Bush - "The Dreaming" (1982)

Kate Bush - The Dreaming


"Never for Ever" ustawił poprzeczkę wysoko, ale "The Dreaming" udowadnia, że z popowych piosenek da się wydobyć jeszcze więcej. To artystyczny szczyt twórczości Kate Bush. Również pod względem komercyjnym album radził sobie bardzo dobrze, zdobywając uznanie krytyków, a także dochodząc do trzeciego miejsca brytyjskiego notowania sprzedaży i - jako pierwsza płyta w karierze artystki - zaznaczając swoją obecność na amerykańskiej liście. Całkiem nieźle, jak na materiał o niezbyt komercyjnym charakterze. Po raz pierwszy Bush sama wystąpiła w roli producenta. I od razu poszła na całość, jeszcze odważniej eksperymentując z brzmieniem i aranżacjami, a także sięgając po nietypowe w muzyce pop inspiracje z różnych stron świata. Niewątpliwie istotną rolę odegrała znajomość z Peterem Gabrielem, który w tamtym okresie eksplorował podobne rejony. Jednak dzieło Bush okazuje się nieco bardziej konsekwentne w swoim eksperymentalnym podejściu.

W całość dość jeszcze zachowawczo wprowadza singlowy "Sat in Your Lap". To po prostu bardzo melodyjna piosenka, choć uwagę zwraca duża rola syntezatorów, wyraźnie zaznaczająca swoją obecność perkusja na 3/4 oraz jak zawsze wspaniały śpiew Bush, pokazującej cały wachlarz swoich umiejętności. Nieco musicalowy "There Goes a Tenner" równie udanie łączy przystępność i przebojowość, z kilkoma ciekawymi rozwiązaniami aranżacyjnymi oraz ponadprzeciętnym wykonaniem, szczególnie w warstwie wokalnej. "Pull Out the Pin" to pierwsze tutaj nagranie, którego raczej nie puściłaby żadna stacja radiowa: dyskwalifikuje go sposób, w jaki Bush wykrzykuje wielokrotnie frazę I love life, a także różne efekty dźwiękowe, polirytmiczne perkusjonalia oraz ocierająca się nieomal o avant-prog partia gitary. Jednak to właśnie te elementy - wraz z chwytliwą frazą tytułową, śpiewaną gościnnie przez Davida Gilmoura - najbardziej zapadają w pamięć i czynią ten utwór jednym z najlepszych w dorobku artystki. "Suspended in Gaffa" to znów sympatyczna piosenka, która brzmi niezwykle lekko i bezpretensjonalnie, pomimo swojego barokowego brzmienia oraz teatralności. Więcej produkcyjnych smaczków pojawia się w wieńczącym pierwszą stronę winylowego wydania "Leave It Open", jednym z bardziej eksperymentalnych fragmentów pod względem brzmienia i produkcji.

Najciekawsze rzeczy dzieją się jednak dopiero w drugiej połowie. Tytułowy "The Dreaming", zainspirowany muzyką Aborygenów, wykorzystuje z jednej strony tradycyjne instrumenty, jak digeridoo, czurynga czy rozmaite perkusjonalia, natomiast z drugiej - na szeroką skalę korzysta z nowoczesnej, w czasie nagrywania, technologii. Efekt brzmi naprawdę oryginalnie, dość dziwnie, ale na swój sposób wciąż przebojowo. "Night of the Swallow" dla odmiany zaczyna się jak niepozorna ballada popowa - nie licząc ekspresyjnej partii wokalnej - jednak z czasem bardzo fajnie urozmaicają ją wpływy celtyckie. Także tutaj wykorzystano typowe dla takiej muzyki instrumenty, jak dudy, skrzypce, buzuki czy flażolet. W całości subtelniejszy okazuje się "All the Love", z przepięknymi fragmentami a cappella. "Houdini" żongluje zaś różnymi nastrojami, a wychodzące na pierwszy plan smyczki sugerują inspiracje muzyką poważną. O dużych ambicjach świadczy także zaangażowanie jazzowego basisty Eberharda Webera, który świetnie wzbogaca utwór swoimi partiami. Najbardziej szalone nagranie pojawia się na koniec. "Get Out Of My House", zainspirowany "Lśnieniem" Kinga i filmem Kubricka na jego podstawie, ma naprawdę niezwykły klimat, naprawdę niepokojący, zarazem oniryczny i psychopatyczny. Rewelacyjnie wypada warstwa wokalna, ze śpiewającą na kilka sposobów Bush - czasem nakładają się na siebie dwie różne linie - a także kilkoma dodatkowymi głosami męskimi. Jest w tych partiach i miejsce na dziki wrzask, i intymność, a do tego kompletnie odjechane imitowanie... osła. Towarzyszy temu zaś odpowiednio dobrana muzyka.

"The Dreaming" to album jedyny w swoim rodzaju, zarówno w samej dyskografii Kate Bush, jak i chyba w muzyce w ogóle. Każdy z tych dziesięciu utworów wypada bardzo wyraziście, na każdy z nich był własny pomysł - nierzadko mniej lub bardziej zwariowany - dzięki czemu otrzymaliśmy bardzo zróżnicowany album, cały czas podtrzymujący uwagę słuchacza, któremu nie można jednak zarzucić przesadnego eklektyzmu, bo wszystko wydaje się idealnie do siebie pasować. Nawet te bardziej zwyczajne nagrania starają się zaskoczyć jakimś niekonwencjonalnym zagraniem. Mimo wszystko trochę szkoda, że tylko czasem udaje się tu w pełni zerwać pozory normalności. Choć efekt i tak znacznie przerasta oczekiwania, jakie można mieć względem albumu nagranego przez, jakby nie patrzeć, popową wokalistkę.

Ocena: 9/10



Kate Bush - "The Dreaming" (1982)

1. Sat in Your Lap; 2. There Goes a Tenner; 3. Pull Out the Pin; 4. Suspended in Gaffa; 5. Leave It Open; 6. The Dreaming; 7. Night of the Swallow; 8. All the Love; 9. Houdini; 10. Get Out of My House

Skład: Kate Bush - wokal, pianino, syntezatory (1,2,5-10), instr. smyczkowe (4); Paddy Bush - instr. perkusyjne (1), mandolina (4), instr. smyczkowe (4), czurynga (6), dodatkowy wokal (1,6,10); Geoff Downes - syntezator (1); Dave Lawson - syntezator (2,4); Brian Bath - gitara (3); Alan Murphy - gitara (5,10); Ian Bairnson - gitara (5), dodatkowy wokal (1); Jimmy Bain - gitara basowa (1,5,10); Del Palmer - gitara basowa (2,4,7,8), głos (9); Danny Thompson - kontrabas (3); Eberhard Weber - kontrabas (9); Preston Heyman - perkusja (1,3,5,10), instr. perkusyjne (1); Stuart Elliott - perkusja (2,4,6-9), instr. perkusyjne (4,8); Rolf Harris - digeridoo (6); Liam O'Flynn - flażolet (7), dudy (7); Seán Keane - skrzypce (7); Dónal Lunny - buzuki (7); Stewart Arnold - dodatkowy wokal (1); Gary Hurst - dodatkowy wokal (1); David Gilmour - dodatkowy wokal (3); Percy Edwards - dodatkowy wokal (6); Richard Thornton - dodatkowy wokal (8); Gordon Farrell - głos (9); Paul Hardiman - głos (10); Esmail Sheikh - głos (10)
Producent: Kate Bush


Komentarze

  1. Super tekst. Faktycznie jest to najwspanialsze dzieło Bush, której już nigdy (nawet w jeszcze bardziej cenionym "Hounds of Love") nie udało się dobić do tego poziomu. Mnie od razu ten album zachwycił, m.in. swoją bezkompromisowością, dojrzałością, dziesiątkami nietuzinkowych pomysłów czy podejściem do brzmienia i aranżacji. No bo o wokal i tak nie można było się obawiać.

    Co do powodzenia komercyjnego, faktycznie "The Dreaming" bardzo dobrze radził sobie na listach, szczególnie jak na taki materiał, ale z biegiem czasu sprzedało się sporo mniej egzemplarzy w porównaniu do innych płyt Kate, nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale też w wielu innych krajach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli miałbyś wybierać wolisz Kate czy Petera Gabriela?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uważam, że oboje nie mają licznej konkurencji, zarówno jeśli chodzi o wokalne możliwości, jak i zdolność do pisania świetnych kompozycji, które jednocześnie nie są pozbawione artystycznych walorów. Natomiast jeśli mam między nimi wybierać to, cóż, te piosenkowe płyty Gabriela są nierówne, nawet na trójce i czwórce nie wszystko mi pasuje, a takie "Never for Ever", ”The Dreaming" i ”Hounds of Love", nawet jeśli mam jakieś zastrzeżenia, to po prostu lepiej słucha mi się jako całości, są bardziej konsekwentne. Dlatego postawiłbym raczej na Bush.

      Usuń
    2. Fair enough :) Zgadzam się z argumentem o spójności (chociaż broniłbym czwórki, chociaż to żadna dyskusja, mogę po prostu powiedzieć, że mi tu wszystko pasuje), ale pomijając wokal Gabriela, który lepiej mi siedzi, to dla mnie jego najlepsze momenty "przebijają" najlepsze momenty Kate- taki Intruder z łatwością znalazłby się u mnie w topce piosenek z lat 80., a Rythm Of The Heat byłby niewiele dalej. Mam jeszcze jedno pytanie, które przy okazji tej dwójki chyba wcale nie będzie nie na miejscu. Jak bardzo aspekty pozamuzyczne, cała "otoczka" wpływa u ciebie na postrzeganie artystów? Nie mam na myśli tylko tekstów, ale także kreacje, teledyski koncerty (ale w sensie performatywnym, nie muzycznym) i czy zmienia to Twoje postrzeganie ich muzyki? Np. Lay Your Hands On Me (widziałem, że nie przepadasz) w wersji z Aten jest dla mnie mocarna (pomijając, właśnie muzykę, bardzo emocjonalnie wypada ten moment rzucenia się w publiczność). Ale to tylko przykład, do którego nie musisz się odnosić, pytam bardziej ogólnie.

      Usuń
    3. Właściwie w ogóle nie rzutuje to na moje postrzeganie twórców. Teledysków po prostu nie oglądam, rejestracji koncertów już też nie (i w żadnym nie uczestniczyłem od lat), ale muszę przyznać, że w przypadku takich artystów, jak Kate czy Peter, image jest istotnym elementem, którego nie należy pomijać w analizie ich twórczości. Jednak w moim przekonaniu image nie sprawia, że muzyka może być lepsza lub gorsza, choć wiem, że u innych osób może sprawiać, że będzie się lepsza lub gorsza wydawać.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)