[Recenzja] Sonic Youth - "Dirty" (1992)



Ogromny sukces Nirvany i albumu "Nevermind" przetarł szlak do mainstreamu nie tylko innym grupom z Seattle, ale praktycznie całej rockowej alternatywie. Skorzystało na tym wiele starszych zespołów, którym z kolei wspomniane trio wiele zawdzięczało pod względem muzycznym. Latem 1991 roku Nirvana zabrała na europejskie występy dwie zasłużone dla undergroundu kapele, Dinosaur Jr. oraz Sonic Youth. Ci ostatni postanowili maksymalnie wykorzystać koniunkturę. Już sam tytuł kolejnego albumu, "Dirty", wywołuje konotacje z grunge'em. Jednak o intencjach zespołu świadczy przede wszystkim zaangażowanie do współpracy producenta Butcha Viga i inżyniera dźwięku Andy'ego Wallace'a, odpowiedzialnych wcześniej za zrealizowanie "Nevermind".

Jednak Sonic Youth wcale nie próbuje naśladować tu młodszych kapel, a wszystkie podobieństwa wynikają stąd, że sam był dla nich inspiracją. Można wręcz odnieść wrażenie, że styl zespołu wyraźnie okrzepł. Kwartet nie odchodzi tu od stylu wypracowanego na hitowych "Daydream Nation" i "Goo", co najwyżej jeszcze chętniej sięga po bardziej piosenkowe formy. Słychać to przede wszystkim w utworach śpiewanych przez Thurstona Moore'a. Kawałki w rodzaju "Sugar Kane", "Young Against Fascism" (nagranego z udziałem Iana MacKaye'a, gitarzysty Minor Threat i Fugazi), "Chapel Hill", "Purr" czy singlowego przeboju "100%" charakteryzują się raczej klarownymi strukturami i chwytliwymi melodiami, choć nie brakuje w nich tego typowego dla grupy, jazgotliwego brzmienia nietypowo strojonych gitar. W podobnym stylu utrzymany jest też "Wish Fulfillment", który jako jedyny na tej płycie został zaśpiewany przez Lee Ranaldo. Z kolei Kim Gordon jak zwykle wybrała te mniej konwencjonalne kawałki, w rodzaju hałaśliwych "Swimsuit Issue", "Drunken Butterfly" i "Orange Rolls, Angel's Spit", czy bardziej melodyjnych, ale odchodzących od piosenkowych schematów "Shoot" i "On the Strip". Ciekawostką jest natomiast finałowy "Crème Brûlée", który został zarejestrowany właściwie przypadkiem, gdy Gordon śpiewała jeden ze swoich tekstów, jednocześnie szukając na gitarze odpowiednich akordów. Poza nią słychać jedynie perkusję Steve'a Shelleya, a w tle Moore'a, który akurat ustawiał brzmienie swojego wzmacniacza.

"Dirty" to po prostu kolejny album Sonic Youth wypełniony z reguły bardzo fajnymi kawałkami. Niestety, ponownie nie są one na tyle różnorodne. by uzasadnić czas trwania bliski pełnej godziny. Co prawda, znajduję tu tylko jedno nagranie ewidentnie do odstrzału - niespełna minutowy "Nic Fit", który zapewne nie różni się wiele od oryginału HC-punkowej grupy Untouchables, zaś tutaj bardzo odstaje od reszty repertuaru - ale też za bardzo nie potrafię wskazać utworów, bez których ten album faktycznie by stracił. 

Ocena: 7/10



Sonic Youth - "Dirty" (1992)

1. 100%; 2. Swimsuit Issue; 3. Theresa's Sound-World; 4. Drunken Butterfly; 5. Shoot; 6. Wish Fulfillment; 7. Sugar Kane; 8. Orange Rolls, Angel's Spit; 9. Youth Against Fascism; 10. Nic Fit; 11. On the Strip; 12. Chapel Hill; 13. JC; 14. Purr; 15. Crème Brûlée

Skład: Thurston Moore - gitara, wokal (1,3,7,9,10,12,14); Lee Ranaldo - gitara, wokal (6); Kim Gordon - gitara basowa, gitara, wokal (2,4,5,8,11,13,15); Steve Shelley - perkusja
Gościnnie: Ian MacKaye - gitara (9)
Producent: Butch Vig i Sonic Youth


Komentarze

  1. Ja nie cierpie największego przeboju Nirvany,wiadomo którego.Totala szmira i muzyczne szambo,ograny przez radio i Mtv.Za to Dinsaur jr.nawet lubie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jedna uwaga: w momencie trasy Soniców po Europie, Nirvana była jeszcze przed wydaniem (a już po nagraniu) "Nevermind" i jeszcze nie była zbyt popularnym zespołem, chociaż już wzbudzała pewne poruszenie i to Sonic Youth ich wzięło na swoją trasę, a nie odwrotnie. Poza tym zgadzam się mocno z twoją recenzją.

    OdpowiedzUsuń
  3. A dalej? Bardzo podobał mi się cykl o tym zespole który wydał tyle płyt że nie wiadomo za co się łapać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dalej, z tego co słyszałem, było bardzo podobnie, tylko ogólnie słabiej.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024