[Recenzja] Bob Dylan - "Desire" (1976)



"Desire" niewątpliwie wyróżnia się na tle dyskografii Boba Dylana. To jeden z najbardziej kolektywnych albumów w jego karierze. Po raz pierwszy artysta nie napisał swoich utworów zupełnie samodzielnie, lecz skorzystał z pomocy dodatkowego tekściarza, Jacquesa Levy'ego. Większość słów do nowych utworów napisali wspólnie, jedynie "One More Cup of Coffee" i "Sara" Dylan ukończył sam. Nagrania odbyły się w lipcu 1975 roku w nowojorskim Columbia Recordings Studios. Do pierwszej sesji doszło już czternastego dnia miesiąca, jednak żaden jej fragment nie trafił na album. Prace kontynuowano 28 i 29 lipca, w bardzo rozbudowanym składzie, liczącym ponad dwudziestu muzyków. Znaleźli się wśród nich m.in. Eric Clapton i Mel Collins, były saksofonista King Crimson, a także członkowie grup Dave Mason Band i Kokomo. Podczas sesji panował kompletny chaos, ponieważ brytyjscy muzycy nie potrafili dostosować się do sposobu pracy Dylana. Z zarejestrowanych wówczas nagrań na płytę trafiło tylko jedno z kilku podejść do "Romance in Durango".

O wiele bardziej owocne okazały się kolejne dwa dni sesji, 30 i 31 lipca. Dylan postanowił znacznie ograniczyć liczbę współpracowników, zatrzymując przy sobie jedynie amerykańskich muzyków: basistę Roba Stonera (właśc. Roberta Rothsteina), perkusistę Howarda Wyetha oraz grającą na skrzypcach Scarlet Riverę. Tę ostatnią artysta ponoć zobaczył grającą na ulicy, skąd od razu ściągnął ją do studia. Skrzypce odgrywają na tym albumie prominentną rolę, będąc właściwie głównym instrumentem. Jednak nie tylko Rivera miała duży wpływ na ostateczny kształt albumu. Niezwykle cenne były też uwagi Stonera, który zasugerował bardziej intymne brzmienie całości niż początkowo zakładał Dylan. W sesji brała też udział piosenkarka country Emmylou Harris, której głos towarzyszy liderowi w wielu utworach. Większość materiału powstała właśnie w trakcie tych dwóch dni. W sierpniu dograno dodatkowe partie Vincenta Bella na gitarze i mandolinie oraz Dominica Cortese'a na akordeonie do utworu "Joey". Dylan wciąż nie był zadowolony z żadnego podejścia do "Hurricane", dlatego 24 października zorganizowano kolejną sesję, ponownie z udziałem Rivery, Stonera i Wyetha, a także gitarzysty Stevena Solesa, grającego na kongach Luthera Rixa oraz wokalistki Ronee Blakley, która zajęła miejsce Harris.

Choć zarejestrowany na samym końcu, to właśnie "Hurricane" rozpoczyna ten album. To jeden z najsłynniejszych utworów Dylana. Kontrowersje wzbudził tekst, w którym artysta odniósł się do sprawy Rubina Cartera - czarnoskórego boksera, skazanego za potrójne morderstwo na podstawie wątpliwych dowodów. Niezwykle obrazowa opowieść to, oczywiście, klasa sama w sobie, ale świetna jest tu też warstwa muzyczna. Pomimo długości przekraczającej osiem i pół minut utwór w ogóle nie nuży, co jest zasługą zarówno zaangażowanej, a zarazem chwytliwej partii wokalnej Dylana, będącego wciąż w życiowej formie, jak i całkiem energetycznego akompaniamentu z wyrazistą grą sekcji rytmicznej oraz świetną partią skrzypiec, która spycha na dalszy niż zwykle plan gitarę i harmonijkę. Moim faworytem na tym albumie jest jednak finałowa "Sara", bardziej osobista pod względem tekstowym, subtelniejsza muzycznie. Przepiękna melodia, fantastycznie zaśpiewana przez Dylana, którego głos - lub, we fragmentach instrumentalnych, harmonijkę - idealnie dopełniają dźwięki skrzypiec, gitary akustycznej i sekcji rytmicznej, Bardzo dobrze wypada też "Isis", wyróżniający się bardzo rytmiczną partią pianina, zawierający także fajnie się dopełniające partie skrzypiec i harmonijki, nadające bardzo folkowego klimatu.

Te trzy utwory ustawiają poprzeczkę bardzo wysoko, ale reszta płyty na ogół też wypada bardzo przyjemnie (np. "Mozambique", "One More Cup of Coffee" czy inspirowany muzyką meksykańską "Romance in Durango"). Nie do końca przekonuje mnie natomiast "Joey" i to bynajmniej nie z powodu kolejnego budzącego kontrowersje tekstu - gloryfikującego gangstera Joeya Gallo - lecz jedenastominutowej długości, wynikającej raczej z ilości śpiewanych wersów niż pomysłów muzycznych. Poza tym jednak jest to kolejny solidnie wykonany utwór z całkiem wyrazistą melodią i zgrabną aranżacją, obejmującą - tak jak reszta albumu - instrumenty wcześniej nieobecne na płytach Dylana. To w znacznej mierze dzięki nim "Desire" jest tak wyjątkowym wydawnictwem w dorobku artysty. Szczególnie poszerzenie brzmienia o skrzypce okazało się doskonałym pomysłem - instrument ten doskonale pasuje do tych utworów. Same kompozycje są z reguły wyraziste i dość zróżnicowane. Może nie wszystkie z nich wypadają tak samo wspaniale, niektóre wybijają się naprawdę mocno, jednak pozostałe trzymają całkiem wysoki poziom, a razem tworzą bardzo spójną całość.

Ocena: 8/10



Bob Dylan - "Desire" (1976)

1. Hurricane; 2. Isis; 3. Mozambique; 4. One More Cup of Coffee; 5. Oh, Sister; 6. Joey; 7. Romance in Durango; 8. Black Diamond Bay; 9. Sara

Skład: Bob Dylan - wokal, gitara, harmonijka, pianino (2); Scarlet Rivera - skrzypce; Rob Stoner - gitara basowa, dodatkowy wokal; Howard Wyeth - perkusja; Emmylou Harris - dodatkowy wokal (3-8)
Gościnnie: Steven Soles - gitara (1); Luther Rix - kongi (1); Ronee Blakley - dodatkowy wokal (1); Vinnie Bell - gitara i mandolina (6,7); Dominic Cortese - akordeon (6,7); Eric Clapton - gitara (7)
Producent: Don DeVito


Komentarze

  1. Dla mnie "Desire" to jeden z kilku najlepszych albumów Dylana w całym jego dorobku. Można go ocenić i na 10, to bez znaczenia, gdyż jest to po prostu piękna płyta. I muzycznie i tekstowo. Na pewno zaangażowanie do tournee Rolling Thunder Revue Scarlet Riviera (prawdziwe nazwisko Donna Shea), charyzmatycznej i ekscentrycznej skrzypaczki było strzałem w dziesiątkę. Nie była ona zwykłym ulicznym grajkiem, lecz performerem dającym uliczne koncerty łączące muzykę świata z rockiem. To rzekome spotkanie jej grającej na ulicy przez Dylana to bajka, Dylan zaczepił ją ze swojego samochodu idącą po ulicy z futerałem na skrzypce i zaprosił do studia, a potem na całą trasę. I tak jej osobowość wpłynęła na brzmienie całego albumu i stała się odskocznią do jej solowej kariery. O jej klasie świadczy fakt, że była później m.inn. solistką Orkiestry Duka Ellingtona. Wydała też cenione albumy z muzyką celtycką i udziela się nawet jako skrzypaczka klasyczna.

    Na Netfliksie można obejrzeć film dokumentalny zrealizowany przez Martina Scorsese poświęcony właśnie temu tournee Rolling Thunder Revue. Było to ważne wydarzenie nie tylko muzyczne, w historii Boba Dylana i USA.

    OdpowiedzUsuń
  2. Te skrzypce są cudowne, czynią te płytę naprawdę wyjątkową. Pamietam ze był już kiedyś ten temat poruszany ale czy mógłbyś napisać gdzie jeszcze pojawiają się skrzypce w takiej rockowej stylistyce. Chodzi mi o konkretne płyty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Comus - "First Utternace"
      East of Eden - "Mercator Projected"
      Frank Zappa - "Hot Rats"
      Gentle Giant - pierwsze osiem albumów
      High Tide - "Sea Shanties"
      King Crimson - od "Larks' Tongues in Aspic" do "Red"
      Magma - "Live"
      Mahavishnu Orchestra - wszystko z lat 70.

      Usuń
    2. Don "Sugar Cane" Harris - "Fiddler On The Rock"
      Darryl Way's Wolf ‎– "Saturation Point"
      The Flock - "Dinosaur Swamps"

      Usuń
    3. Warto jeszcze dopisać "Yeti" Amon Duul II, który też kiedyś się pojawił w podobnej dyskusji.

      Usuń
  3. Dzięki wszystkim. Swoją droga może warto byłoby dodać taka zakładkę z listą albumów polecanych w danej stylistyce. Pamietam , ze w komentarzach pojawiały się takie propozycje od pana Pawła jak najlepsze koncertówki, płyty blues rocka....Ciężko to potem odszukać a tak autor mógłby się podzielić swoją wiedzą i ukierunkować swoich czytelników.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że miałbym z tym zbyt wiele pracy. W sumie nawet o czymś takim myślałem, ale za bardzo nie mam pojęcia, jakie przeglądy faktycznie byłyby przydatne. Na pewno nie wpadłbym na zrobienie listy płyt ze skrzypcami ;)

      Usuń
  4. Strona ultimateclassicrock mocno poszła w tym kierunku
    https://ultimateclassicrock.com/classic-rock-lists/
    Taki poradnik kupującego z Lizarda ale z poszerzona formułą.
    Ja bym zaglądał... :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Co będzie dalej z omawianiem dyskografii Boba Dylana? Czy zostało już zakończone? Czy jakieś recenzje się jeszcze pojawią?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te najważniejsze albumy już zrecenzowałem i na razie nie mam w planach kontynuacji.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Extra Life - "The Sacred Vowel" (2024)