[Recenzja] Mieczysław Kosz - "Reminiscence" (1972)



W historii polskiego jazzu nie brakuje wybitnych muzyków. Krzysztof Komeda, Tomasz Stańko, Andrzej Trzaskowski, Zbigniew Namysłowski, Jerzy Milian... To dopiero początek długiej listy. Choć możemy jako naród być z nich dumni, o ich twórczości stosunkowo niewiele się dziś mówi. Sytuacja ta wydaje się jednak powoli zmieniać. W zeszłym roku do kin trafił film "Ikar. Legenda Mietka Kosza" w reżyserii Macieja Pieprzycy, będący, o ile mi wiadomo, pierwszą fabularną biografią polskiego muzyka jazzowego. Dlaczego tego zaszczytu dostąpił akurat Mieczysław Kosz, muzyk rzadko wymieniany jednym tchem z wcześniej wspomnianymi? Nie da się ukryć, że jego życiorys doskonale nadawał się do przedstawienia na dużym ekranie. Kosz to postać tragiczna. Jeszcze w dzieciństwie stracił wzrok, a w wieku 29 lat jego obiecująca kariera została brutalnie przerwana, gdy muzyk wypadł z okna. Nie wiadomo, czy jego śmierć była nieszczęśliwym wypadkiem, czy samobójstwem.

Mieczysław Kosz to klasycznie wyszkolony pianista. Choć ostatecznie zdecydował się grać jazz, jego twórczość zdradzała silne wpływy muzyki poważnej. Styl Kosza często porównuje się do Billa Evansa - zresztą obaj muzycy mieli okazję się poznać, gdy występowali na tej samej edycji jazzowego festiwalu w Montreux - jednak w grze polskiego pianisty słychać też pewną słowiańskość i nieco bardziej awangardowe podejście. Za życia muzyka, zresztą dopiero na parę miesięcy przed śmiercią, ukazał się tylko jeden album sygnowany jego nazwiskiem. "Reminiscence", wydany w serii Polish Jazz, to nagrania z marca 1971 roku. W sesji udział wzięli także perkusista Janusz Stefański i basista Bronisław Suchanek, ówczesna sekcja rytmiczna kwintetu Stańki. Album wypełnia siedem ścieżek, przy czym na pierwszej stronie znalazły się interpretacje cudzych kompozycji, a na drugiej autorskie utwory.

Trio Kosza sięgnęło przede wszystkim po twórczość poważnych kompozytorów, jak Aleksandr Borodin, Fryderyk Chopin i Ferenc Liszt. Pianista nie próbuje grać tych utworów w zbyt wierny sposób, wręcz dokonuje ich kompletnej destrukcji, traktując je jako punkt wyjścia do improwizacji. Gra przy tym bardzo ekspresyjnie i kreatywnie, zbliżając się raczej do awangardowych form jazzu niż głównego nurtu. Warto podkreślić jego doskonałą współpracę z sekcją rytmiczną, która dostała tu dla siebie całkiem sporo swobody i przestrzeni. Ciekawie w gronie tych poważnych utworów wygląda beatlesowski przebój "Yesterday", który jednak także zmienił się nie do poznania. Z uroczej, zgrabnej, ale bardzo prostej, naiwnej piosenki stał się utworem bardziej finezyjnym, nie odstającym od pozostałych nagrań. Ale jeszcze bardziej podoba mi się druga strona longplaya, z dwiema kompozycjami lidera ("Wspomnienie", "For You") oraz jedną basisty ("Spełnienie"). To jeszcze bardziej swobodne granie, w którym instrumentaliści mogą wykazać się jeszcze większą kreatywnością, niezależnie od tego, czy stawiają, jak we "Wspomnieniu", na budowanie klimatu, czy spełniają się w bardziej abstrakcyjnym graniu.

Przyznaję, że raczej nie jestem wielbicielem płyt nagranych w trio pianino-kontrabas-perkusja (z pewnymi wyjątkami, jak "Now He Sings, Now He Sobs" Chicka Corei czy "Money Jungle" Ellingtona, Mingusa i Roacha). Również "Reminiscene" przy pierwszym podejściu mnie nie zachwycił. Przy kolejnym odsłuchu, gdy bardziej wsłuchałem się w grę Mieczysława Kosza oraz współpracę całego składu, album spodobał mi się już o wiele bardziej. Na tyle, że nie mogło go zabraknąć w cyklu recenzji najciekawszych pozycji z serii Polish Jazz.

Ocena: 8/10



Mieczysław Kosz - "Reminiscence" (1972)

1. Tańce połowieckie; 2. Preludium c-moll; 3. Marzenie miłosne; 4. Yesterday; 5. Wspomnienie; 6. For You; 7. Spełnienie

Skład: Mieczysław Kosz - pianino; Bronisław Suchanek - kontrabas; Janusz Stefański - perkusja, fleksaton
Producent: -


Komentarze

  1. Mnie też nie zachwycił na początku ale z czasem załapałem. Inną płytę fortepianową tylko że tym razem piano solo w stylu Keitha Jarretta jest Adam Makowicz - Live Embers. Tam jest sam fortepian ale też jest bardzo dobra.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy Polish Jazz będziesz opisywał zgodnie z katalogowymi numerami? Skoro teraz opisujesz pozycję #25 to w następnych recenzjach pojawią się wybrane pozycje od 26 do 85?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak. Nie wykluczam jednak, że później pojawią się też dotychczas pominięte pozycje - oczywiście, nie wszystkie.

      Usuń
    2. Mam nadzieję że wrócisz do pierwszych tytułów i zrecenzujesz chociażby świetny krążek Polish Jazz Quartet. A z późniejszych "Question Mark" Janusza Muniaka.

      Usuń
  3. Hmmm. Przeczytałem Twoją uwagę, że nie przepadasz za albumami w konstelacji fortepian/bas/perkusja. I przypomniałeś mi o jednym z mych ulubionych jazzowych albumów, którym niewątpliwie jest "Illusin Suite" tworu Stanley Cowell Trio. Uwielbiam.
    A co do Kosza. Lubię tę płytę, ale muszę mieć do niej odpowiedni nastrój.

    OdpowiedzUsuń
  4. Akurat Kosza znam od wczesnego dzieciństwa, bo autor jego monografii- Krzysztof Karpiński to były mąż mojej rodzonej cioci. Pamiętam jak narodził się pomysł tej książki - na wakacjach w Zakopanem w 86 r. - pamiętam też jak Krzysztof ją pisał, a redakcyjnie pomagała mu moja matka. Wtedy Kosz mnie strasznie nudził, no ale to nic dziwnego, bo to nie jest muzyka dla dziesięciolatka. Dziś uwielbiam - to wielki pianista, faktycznie wyszedł o stylu Evansa (którego też jestem fanem), ale jego pianistyka jest bardzo osobista. Fascynujące są zwłaszcza dwie cechy: zjawiskowy liryzm, który jest obecny nawet w tych bardziej awangardowych utworach typu "Wspomnienie" (notabene Kosz traktował awangardę nie jako cel sam w sobie, ale jako wzbogacenie palety wyrazowej fortepianu, zawsze pozostając melodykiem). A dwa to niewiarygodny sposób posługiwania się pedałem, w którym Kosz wyprzedzał nawet wielu klasycznych wirtuzozów. Płynność z jaką łączył akordy, nie popadając przy tym w manierę (o co łatwo) - rewelacyjna!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziś w pracy usłyszałem od koleżanki (już nie takiej młodej bo przed 40-ką) że jazz to muzyka dla starych dziadów :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A co wg koleżanki dla młodych? 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie Ariana Grande, Justin Bieber, Selena Gomez, i inni ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)