[Recenzja] Jerzy Milian Trio - "Baazaar" (1969)



Przyznam szczerze, że nie potrafię wymienić wielu jazzowych wibrafonistów. W pierwszej chwili przychodzi mi na myśl Bobby Hutcherson, grający na wielu spośród moich ulubionych albumów jazzowych. Zaraz potem pojawiają się takie nazwiska, jak Milt Jackson i Gary Burton - których twórczość nie do końca trafia w moje gusta - ale też Jerzy Milian. Bycie jazzowym wibrafonistą w Polsce, na początku lat 50. ubiegłego wieku, stwarzało spore problemy. Z jednej strony ówczesne władze Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej były przeciwne promowaniu amerykańskiej kultury i robiły, co mogły, by uniemożliwiać muzykom granie jazzu. Natomiast z drugiej, sam wibrafon był bardzo rzadkim instrumentem w naszym kraju, więc Milian musiał wypożyczać go na próby i występy od orkiestr symfonicznych. Muzyk zaczynał od innych instrumentów. Jako dziecko, jeszcze w czasie II wojny światowej, uczył się gry na skrzypcach i organach, później studiował w klasie fortepianu. Jeszcze w czasie nauki współtworzył jazzowe składy, z którymi organizował potajemne próby.

Przełomem w karierze Jerzego Miliana było spotkanie z Krzysztofem Komedą. Muzycy zaczęli ze sobą grać i występować. Milian miał jednak poczucie, że jako pianista odstaje od Komedy. Początkowo więc próbowali wymieniać się instrumentami - najpierw jeden z nich grał na pianinie, a drugi na akordeonie, a następnie odwrotnie. Jednak w pewnym momencie Komeda zasugerował Milianowi wibrafon, który, pomimo trudności ze zdobyciem, szybko stał się jego podstawowym instrumentem. W połowie lat 50. wystartował sekstet Komedy z Janem Ptaszynem Wróblewskim na klarnecie, saksofonistą Stanisławem Pludrą, basistą Józefem Stolarzem, perkusistą Janem Zyblerem oraz właśnie Jerzym Milianem na wibrafonie. Była to ponoć pierwsza polska grupa grająca jazz nowoczesny. Ponieważ w tamtym czasie jazz przestał być tępiony przez władze, muzycy mogli wystąpić na pierwszej edycji Międzynarodowego Festiwalu Jazzowego w Sopocie (w późniejszym czasie impreza ta przekształciła się w warszawski Jazz Jamboree). Po rozpadzie sekstetu, wibrafonista grywał m.in. z Andrzejem Kurylewiczem, Ptaszynem Wróblewskim czy ponownie z Komedą, współpracował z belgijską orkiestrą radia BRT, przyczynił się do powstania Orkiestry Rozrywkowej Polskiego Radia i Telewizji w Katowicach, dużo komponował i aranżował, a w międzyczasie pobierał prywatne nauki od samego Bogusława Schaeffera.

W 1966 roku założył natomiast własny zespół jazzowy, Jerzy Milian Trio, którego składu dopełnili basista Jacek Bednarek oraz perkusista Grzegorz Gierłowski. Właśnie ci muzycy - wsparci przez członków Novi Singers, flecistę Janusza Mycha i wokalistkę Ewę Wanat - w czerwcu 1969 roku zarejestrowali materiał na album "Baazaar", opublikowany w serii Polish Jazz. Było to pierwsze wydawnictwo sygnowane nazwiskiem wibrafonisty, w pewnym sensie podsumowujące jego piętnastoletnią karierę. Pomysłów przez ten czas nazbierało się sporo, dlatego album jest bardzo różnorodny. Rozpoczyna go go utwór "Memory of Bach", który tak naprawdę powinien nazywać się tu "Memory of Komeda". To kompozycja Miliana i Komedy z czasów ich współpracy, nagrana w hołdzie dla pianisty, który zmarł zaledwie dwa miesiące przed tą sesją. Pod względem muzycznym jest to dość prosty, swingujący kawałek z nieco banalnym tematem wibrafonu, jednak już podczas improwizacji lider fantastycznie się rozkręca, a jeszcze ciekawiej robi się w momencie, gdy basista przechodzi do gry arco. "My Favourite Band", dedykowany belgijskiej orkiestrze, to utwór napisany pierwotnie na większy zespół, jednak w takiej kameralnej wersji, na trzy instrumenty i wokalizę, wypada bardzo udanie. Muzycy grają bardzo subtelnie, a przy tym dość swobodnie. "Rewelacyjny Luciano" to przede wszystkim... rewelacyjny Milian, tym razem grający głównie na marimbie (instrumencie zbliżonym do wibrafonu, ale z drewnianymi, a nie metalowymi sztabkami).

Jeszcze ciekawsze rozwiązania przynosi "Szkice ludowe", w którym wykorzystano brzmienie takich instrumentów, jak flet i pochodzący ze wschodu gidjak, które bardzo ciekawie dopełniają partie wibrafonu, kontrabasu, perkusji oraz wokalu. To tak naprawdę fragment większej kompozycji, skomponowanej przez lidera dla orkiestry BRT, jednak ta krótsza wersja nie sprawia wrażenia szkicu, lecz kompletnego utworu, o całkiem interesującym klimacie. Milian sięgnął także po fragmentu muzyki, którą napisał do baletu Konrada Drzewieckiego, "Tempus Jazz 67". Identycznie zatytułowany utwór to najbardziej delikatny kawałek na tym albumie, z wysunięta na pierwszy plan wokalizą Ewy Wanat. Za to w kolejnych dwóch utworach słychać tylko podstawowe trio. "Bazar w Aszchabadzie" przykuwa uwagę hipnotyzującym ostinatem sekcji rytmicznej, świetnie dopełnianej solówkami na wibrafonie i marimbie. Natomiast w drugiej części utworu na pierwszy plan wychodzi gidjak, nadając bliskowschodniego klimatu. Na instrumencie tym zagrał Bednarek, będący przede wszystkim świetnym basistą, co udowadnia chociażby w niespełna dwuminutowym "Serial Rag", w którym przez kilka sekund gra solo, a później kontynuuje swój popis już ze wsparciem pozostałych muzyków. Jednak jeszcze ciekawiej wypada jego gra na początku finałowego "Valse ex Cathedra", będącym wyprawą w bardziej awangardowe rejony. Zaraz jednak muzycy wracają do bardziej komunikatywnego, post-bopowego grania, a partie instrumentalne znów uzupełnia śpiew Wanat.

"Baazaar" niewątpliwie należy do najciekawszych pozycji w serii Polish Jazz. Wykonawczo i kompozytorsko nie odbiega znacząco od tych najsłynniejszych albumów, natomiast wyróżnia się przede wszystkim nieszablonowym instrumentarium. I to nie tylko na polskie warunki. O ile jeszcze sam wibrafon często można usłyszeć na ówczesnych zachodnich płytach jazzowych, tak marimba, a zwłaszcza gidjak to już kompletna egzotyka. Do największych zalet tego albumu należy także duże zróżnicowanie kompozycji, podobnie jak podejmowane próby wykroczenia poza jazzowy idiom. Jednocześnie jest to płyta bardzo spójna, w czym pewnie pomaga charakterystyczne brzmienie wibrafonu, słyszane niemalże przez całą długość longplaya. Jeśli do czegoś miałbym się przyczepić, to uważam, że muzyka doskonale obroniłaby się bez wokaliz Ewy Wanat, które czasem niepotrzebnie odwracają uwagę od kunsztu instrumentalistów.

Ocena: 8/10



Jerzy Milian Trio - "Baazaar" (1969)

1. Memory of Bach; 2. My Favourite Band; 3. Rewelacyjny Luciano; 4. Szkice ludowe; 5. Tempus Jazz 67; 6. Bazar w Aszchabadzie; 7. Serial Rag; 8. Valse ex Cathedra

Skład: Jerzy Milian - wibrafon, marimba (3,6); Jacek Bednarek - kontrabas, gidjak (4,6); Grzegorz Gierłowski - perkusja
Gościnnie: Ewa Wanat - wokal (2-5,8); Janusz Mych - flet (4)
Producent: -


Komentarze

  1. Utrzymując kontakty z kolegami piszącymi o jazzie w różnych krajach, zwłaszcza we Włoszech, Wielkiej Brytanii i Czechach często byłem proszony o zdobycie rzadkich płyt z Polski. Na pierwszym miejscu były to wczesne płyty Tomasza Stańko, ale tuż za nim plasował się Jerzy Milian. Według kolegi z Anglii jest on tam kultowym muzykiem w kręgach alternatywy i hip hopu, a utwory z jego płyt są regularnie samplowane. Ma wręcz status gwiazdy. Ja osobiście jestem też fanem jego muzyki. I tak jak Pawłowi, mi też bardziej odpowiada jego styl grania niż style Jacksona czy Burtona, które dla mnie są przeintelektualizowane. U Miliana jest duży nacisk na rytm i chyba to też podoba się hip hopowcom. Paweł nie wspomniał o prawdziwym pionierze wibrafonu w Jazzie Lionelu Hamptonie, którego muzyka też mi bardzo pasuje ze względu na dynamikę i rytm. Chętnie słucham jego płyt nawet z lat 40-ych i 50-ych XX w. Bobby Hutcherson jest też bardzo dobry, ale to wręcz awangardzista, który traktował swój instrument często bardzo nietypowo, tak jak klawiszowcy preparujący fortepiany.
    Świetnie, że Paweł znalazł na swoim portalu miejsce dla Jerzego Miliana, bo on jest ważną wizytówką polskiego jazzu z okresu największej świetności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Milt Jackson przeintelektualizowany? Przecież potrafi on grać też bluesa, patrz płyta "Night Mist".
      Nie lubisz płyty "Duster" Burtona z Coryellem?

      Usuń
    2. Bluesa to większość muzyków z tamtego okresu potrafiła grać. Generalizując, odnosiłem się głównie do gry MJQ. Jackson ma tak bogatą dyskografię, że nie mam wielu jego płyt. A Burtona ostały mi się na półce tylko dwie, jakoś mi nie leżał.

      Usuń
  2. Jeśli chodzi o wibrafonistów to sprawdź Jasona Adasiewicza, może Ci się spodoba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam Jasona Adasiewicza tylko z płyty flecistki Nicole Mitchell. To taki jazz z pogranicza, który nie do końca mi leży. Adasiewicz zaczął nagrywać w 2008 roku, kiedy ja zaczynałem brać rozbrat z jazzem i generalnie z muzyką z powodów zdrowotnych. Gdy pokonałem demony, nie wróciłem już do nowoczesnego jazzu, dodatkowo przedwczesna śmierć twórcy portalu Diapazon, przerwała mój romans z dziennikarstwem muzycznym. Spróbuję znaleźć coś Adasiewicza w internecie bo zobaczyłem, że on ma też płyty z free jazzowymi muzykami.

      Usuń
    2. To przegapiłeś nagranie Adasiewicza ze swoim ulubieńcem!
      https://www.discogs.com/Br%C3%B6tzmann-Adasiewicz-Going-All-Fancy/release/3932700
      Polecam! Aż dziwne, że takie zestawienie może działać.

      Usuń
    3. Dzięki, mam duże braki w Brötzmannie z ostatnich lat. I tak udało mi się zdobyć 86 jego płyt, ale tych po 2010 jest tylko 7.

      Usuń
  3. Z serii Polish Jazz bardzo polecam wspaniałe płyty:

    Jazz Carriers - Carry On
    Paradox - Drifting Feather
    Spisek Sześciu - Complot of Six
    Sami Swoi - The Locust
    Sun Ship - Follow Us
    Janusz Muniak - Question Mark
    Polish Jazz Quartet
    Andrzej Kurylewicz - Go Right
    Włodzimierz Nahorny - Heart
    Jan Ptaszyn Wróblewski - Flyin' Lady
    Michał Urbaniak - Live Recording

    bo Komedy, Namysłowskiego, Stańki czy Trzaskowskiego przedstawiać nie trzeba.

    Jeszcze świetną płytą jest koncert Zbigniewa Seiferta z serii Polish Radio Jazz Archives 32. Chyba najlepsze co nagrał.

    Co do Miliana to muzyka w porządku ale nie jestem w stanie słuchać jęczenia tej baby która śpiewa jakby jej się spać chciało

    OdpowiedzUsuń
  4. I jeszcze zapomniałem dodać świetną płytę Laboratorium - Quasimodo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przed chwilą przesłuchałem Laboratorium - Quasimodo. Dobre:)

      Usuń
    2. To przesłuchaj jeszcze reszty. Nie zawiedziesz się.

      Usuń
  5. O fajnie że w końcu moja ulubiona płyta się pojawiła. Ja tam lubię jęki tej baby.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwłaszcza, że ta "baba" w tamtych czasach była we wszelkich rankingach muzyków jazzowych w pierwszej trójce najlepszych scatowców (dla niewtajemniczonych scat = dźwiękonaśladowczy sposób śpiewania), a zespół Novi Singers, w którym była jedynym damskim głosem, w 1978 roku w rankingu czasopisma Down Beat znalazł się na I miejscu w kategorii najlepszych zespołów wokalnych świata.
      Może się komuś śpiewanie scatem nie podobać, ale mało który zespół jazzowy z Polski miał taką renomę światową jak Novi Singers i nazywanie solistki tego zespołu "babą" mnie osobiście razi.

      Usuń
    2. Ale ja wiem dokładnie kto to jest Ewa Wanat i Novi Singers co nie zmienia faktu że nie jest to chłop a baba.

      Usuń
    3. Hehe:D Spisek Sześciu zaliczony, i też fajnie się słuchało.

      Usuń
    4. Sun Ship, Jazz Carriers, Paradox i Sami Swoi też warto przesłuchać bo to jedne z najciekawszych. Reszta też dobra choć już taka bardziej standardowa.

      Usuń
  6. To jak już jesteśmy przy Ewie Wanat to jakie masz zdanie o Novi Singers. Rzeczywiście w swoim czasie byli uważani za najlepszy zespół wokalnojazzowy na świecie ale jednak jak dla mnie to brzmi dosyć banalnie i kojarzy mi się z muzyką do wind.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie słuchałem tego zespołu, bo w ogóle nie interesuje mnie stylistyka określana mianem vocal jazz.

      Usuń
    2. No tak ale to jest specyficzne bo tam wokale są użyte zamiast instrumentu, w zasadzie brzmią jak substytut trąbki lub saksofonu, tak jak Urszula Dudziak. Nie jest to śpiewany jazz jak Sojka czy Armstrong.

      Usuń
    3. ...ale i tak nie polecasz? ;)

      Usuń
  7. Nie. No chyba że ktoś lubi takie granie (śpiewanie) to wtedy tak. Poza tym że to dosyć monotonne bo przez prawie godzinę ciągłe du du du di di di. Choć wszędzie opinie o tym zespole są tylko pozytywne. Ale dla mnie to nie jazz tylko jakiś pop oparty na jazzie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Pytanie do Pawła. Jak już pojawiają się płyty z serii Polish jazz to słyszałeś może taki wynalazek jak Big Band Katowice - Music for my Friends czyli płytę nagrana przez tamtejszych studentów. I co o niej myślisz. Muzyka oczywiście to kwestia gustu ale płyta pod względem technicznym nagrana perfekcyjnie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)