[Recenzja] Bob Dylan - "Bringing It All Back Home" (1965)



Czasy się zmieniły. W 1964 roku przez Stany Zjednoczone przetoczyła się Brytyjska Inwazja. Młodzi ludzie, zachwyceni rockiem, tracili zainteresowanie folkiem. Bob Dylan, zdając sobie z tego sprawę - i samemu będąc pod wrażeniem rocka - postanowił wzbogacić swoją muzykę o nowe elementy. Efekty można usłyszeć na albumie "Bringing It All Back Home", zarejestrowanym w dniach 13-15 stycznia 1965 roku, z pomocą licznych muzyków sesyjnych, odpowiadających za partie gitar elektrycznych i basowych, perkusji, pianina oraz elektrycznych organów. Longplay został podzielony na dwie części, odpowiadające stronom płyty winylowej: pokazującą nowe oblicze Dylana "Electric Side" oraz przypominającą jego wcześniejszą twórczość i nagraną niemalże samodzielnie "Acoustic Side".

Pierwsza, elektryczna strona albumu zawiera aż siedem utworów. W większości utrzymanych w stylistyce elektrycznego bluesa. Jak świetny otwieracz "Subterranean Homesick Blues", z Dylanem fajnie wykrzykującym kolejne wersy nieco surrealistycznego tekstu. Utwór stał się jednym z jego największych przebojów (w niektórych krajach zmieniono nawet tytuł albumu na tożsamy z tym nagraniem). W tym samym stylu utrzymane są jeszcze: "Maggie's Farm" (niemal równie udany), "Outlaw Blues" i "On the Road Again" (oba bardzo zwyczajne, ale nadrabiają energią), a także "Bob Dylan's 115th Dream" (fajny, ale zdecydowanie przydługi). Z kolei "She Belongs to Me" bliższy jest wcześniejszego, stricte folkowego oblicza artysty, z akompaniamentem gitary akustycznej i harmonijki, ale z dodaną perkusją. Sam kawałek wypada jednak przeciętnie. Połączenie starego z nowym znacznie ciekawszy rezultat dało w "Love Minus Zero / No Limit", bardzo ładnym melodycznie, łączącym folkową partię gitary akustycznej z dynamiczną, rockową grą sekcji rytmicznej. Te siedem utworów niewątpliwie przyniosło ogromne zaskoczenie w chwili wydania, ale niestety prezentuje dość różny poziom.

Za to na akustycznej stronie - składającej się tylko z czterech utworów, trwającej jednak tylko minutę krócej - nie ma ani jednego chybionego momentu. Otwierający ją "Mr. Tambourine Man" to niezwykłej urody piosenka, utrzymana w pogodnym nastroju, z przepiękną melodią, świetnym śpiewem i nieco bogatszym akompaniamentem (oprócz partii rytmicznej gitary i solówek na harmonijce, pojawia się także druga, solowa ścieżka gitary). Utwór powstał już parę miesięcy wcześniej i był wykonywany na żywo (a w międzyczasie grupa The Byrds nagrała swoją wersję, która stała się ogromnym przebojem). "Gates of Eden" to już typowy Dylan, bardzo ascetyczny, ale przyciągający uwagę doskonałą melodią i pełnym pasji wykonaniem. "It's Alright, Ma (I'm Only Bleeding)" to z kolei jeden z tych najbardziej zaangażowanych utworów artysty, z bardzo długim tekstem, ale i dość urozmaiconą partią gitary, dzięki czemu nie dłuży się. A na zakończenie pojawia się jeszcze jedna urocza piosenka, "It's All Over Now, Baby Blue", świetna melodycznie, fantastycznie wykonana (znów z dodatkową, solową partią gitary).

Po ukazaniu się "Bringing It All Back Home" zarzucano Dylanowi koniunkturalizm, zdradę dotychczasowych ideałów w celu dotarcia do szerszej publiczności. Można, a wręcz należałoby, spojrzeć na to inaczej. Artysta czuł się ograniczony dotychczasową stylistyką, w której nie mógł już zaproponować niczego nowego. Odświeżenie jej za pomocą dodatkowych, w tym elektrycznych, instrumentów, było świetnym pomysłem. "Bringing It All Back Home" to najbardziej zróżnicowany album z nagranych przez Dylana do tamtej pory. Mimo wszystko, lepiej wypada strona z akustycznym materiałem - praktycznie doskonała, bez słabych punktów. Ta elektryczna ma wspaniałe momenty, jednak można odnieść wrażenie, że Dylan jeszcze nie do końca radził sobie z tworzeniem muzyki na cały zespół i tak naprawdę wykorzystał jednie w minimalnym stopniu możliwości, jakie dawało poszerzone instrumentarium.

Ocena: 8/10



Bob Dylan - "Bringing It All Back Home" (1965)

1. Subterranean Homesick Blues; 2. She Belongs to Me; 3. Maggie's Farm; 4. Love Minus Zero / No Limit; 5. Outlaw Blues; 6. On the Road Again; 7. Bob Dylan's 115th Dream; 8. Mr. Tambourine Man; 9. Gates of Eden; 10. It's Alright, Ma (I'm Only Bleeding); 11. It's All Over Now, Baby Blue

Skład: Bob Dylan - wokal, gitara, harmonijka, instr. klawiszowe
Gościnnie: Al Gorgoni - gitara; John P. Hammond - gitara; Bruce Langhorne - gitara; Kenny Rankin - gitara; Steve Boone - gitara basowa; Bill Lee - gitara basowa; Joseph Macho Jr. - gitara basowa; John Sebastian - gitara basowa; Bobby Gregg - perkusja; Paul Griffin - instr. klawiszowe; Frank Owens - pianino
Producent: Tom Wilson


Komentarze

  1. Moja ulubiona seria recenzji w ostatnim czasie - czekam na kolejne dylany! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musisz uzbroić się w cierpliwość, bo obecnie żaden wykonawca nie będzie recenzowany częściej, niż raz w miesiącu (nie dotyczy to poprawek).

      Usuń
    2. Ja czekam na "Nashville Skyline" i na równie fajne "Desire".

      Usuń
    3. Kurczę, to będziesz recenzować Dylana i Magmę do 2023 roku? Czekam, ale z taką lekką niepewnością. xD

      Usuń
    4. Nie zapominaj o Gongu i jego tysiącach odnóg. Recenzja albumu "2032" z 2009 roku pojawi się pewnie w roku z tytułu :p

      Usuń
    5. A myślałem, że Gonga akurat masz już na ukończeniu, bo te późniejsze płyty chyba jakieś super nie są? :p

      Usuń
    6. No nie są, ale przecież nie pisałem na poważnie :p Choć ten wspomniany akurat nawet mi się podobał.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Warto poznać, chcoiażby dla samego Subterranean Homesick Blues i akustycznej strony. Dla Dylana całkiem przełomowa płyta. I brzmienie się zupełnie nie zestarzało, ale to w sumie norma przy tego typu wydawnictwach. Jest dostatecznie ascetyczne i minimalistyczne, że nie miało się tam co zestarzeć.

      Usuń
    2. Płytę znam, tylko mnie nie przekonała, może teraz sobie ją przypomnę. Swoją drogą Dylan nawija jakby był raperem.

      Usuń
  3. Przesłuchałem dzisiaj Subterranean Homesick Blues. Napisałbym, że utwór jest strasznie banalny, ale się wstrzymam.
    Zdecydowanie mi nie po drodze z tego typu muzyką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie powstrzymałeś się, więc po co takie gadanie?

      Trzeba pamiętać, że to był początek 1965 roku. Poza muzyką klasyczną i jazzem (który dopiero parę - nie więcej niż kilkanaście - lat wcześniej zaczął iść w bardziej ambitnym kierunku), pozostałe gatunki - jak blues, folk czy rock - były wciąż na bardzo wczesnym etapie rozwoju. Czy twórczość Dylana pozostawała w tyle za dokonaniami innych przedstawicieli tych stylów? Nie. Czy była od nich mniej ambitna? Nie. Mniej wyrafinowana? Wręcz przeciwnie, porównując chociażby z naiwnymi pioseneczkami pierwszych grup rockowych. Więc gdzie ten banał w "Subterranean Homesick Blues", który jest poprawnie zagranym bluesem i do tego zaśpiewany w całkiem nowatorski sposób, co zauważył już Przemek?

      Usuń
    2. Dylan był chyba pierwszym raperem... Trzeba być obiektywnym nie?

      Usuń
    3. Śpiew "Subterranean Homesick Blues" przypomina raczej skandowanie i to takie bardzo śpiewne, niemniej jednak nie jest to typowo bluesowy wokal, ale coś świeżego.

      Usuń
    4. Ale mnie nie interesuje rok nagrania, czy czas, w którym dany utwór powstał, i czy utwór był nowatorski lub oryginalny, dla mnie to nie ma praktycznie żadnego znaczenia.

      Usuń
    5. Ale te kwestie mają znaczenie przy ocenie, czy utwór jest banalny czy nie jest.

      Usuń
  4. Ja Subterranean Homesick Blues;znam z wer.Red hot chili peppers.orginalu nie znam.
    Frank Zappa tez rapował,tyle ze byl raczej koniec lat 60.

    OdpowiedzUsuń
  5. No to jest 1. płyta Dylana jaka naprawdę bardzo mi się podoba (co pewnie znaczy tylko tyle, że muszę jeszcze raz wrócić do poprzednich). Prawie każdą piosenkę tutaj uwielbiam i nie znajduję w nich żadnych wad. A już parę miesięcy później było "Highway 61 Revisited"!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)