[Recenzja] Ill Considered - "5" / "6" (2019)



Londyński kwartet Ill Considered istnieje dopiero dwa lata, jednak już może pochwalić się pokaźną dyskografią. Na chwilę obecna liczy ona już dziewięć długogrających wydawnictw, z których pięć zawiera materiał studyjny, a pozostałe koncertowy. Tak duża aktywność wynika z podejścia zespołu, który stawia na spontaniczne improwizacje. Muzycy - saksofonista Idris Rahman, basista Leon Brichard, perkusista Emre'a Ramazanoglu i perkusjonalista Satin Singh - unikają grania prób i nie zawracają sobie głowy komponowaniem, a do studia czy na scenę często wchodzą nawet bez gotowych tematów, mając przygotowane zaledwie luźne szkice. Działają przy tym niezależnie, bez wsparcia żadnej wytwórni. Swoją muzyką dzielą się za pośrednictwem serwisu Bandcamp. Większość dotychczasowej dyskografii ukazała się także w formie fizycznej (na winylach i/lub kompaktach), choć tylko w ograniczonym nakładzie.

Najnowszymi wydawnictwami zespołu są studyjne albumy "Ill Considered 5" i "Ill Considered 6", wydane tego samego dnia, 15 stycznia bieżącego roku. Niezbyt zrozumiałe jest, dlaczego zostały zatytułowane w ten sposób. Jeśli liczyć tylko wydawnictwa studyjne, to powinny zostać oznaczone cyframi 4 i 5. Jeśli liczyć albumy wydane w formie fizycznej - 6 i 7. Natomiast biorąc pod uwagę całą dyskografię - 8 i 9. Być może pominięto świąteczny "An Ill Considered Christmas" (z grudnia zeszłego roku), uznając go za poboczny dodatek - wtedy faktycznie są to piąte i szóste pozycje w fizycznej dyskografii. Oba najnowsze albumy mogłyby tak naprawdę być jednym wydawnictwem - tym bardziej, że spokojnie weszłyby na jedną płytę kompaktową. Inna sprawa, że tak duża dawka muzyki mogłaby raczej negatywnie wpłynąć na odbiór. Podział na dwa wydawnictwa o winylowej długości był zatem mądrym posunięciem.

Kwartet póki co trzyma się sprawdzonej formuły, po raz kolejny proponując muzykę na pograniczu spiritual jazzu i fusion. Niewywołującą nachalnych skojarzeń z twórczością jazzowych klasyków, ale też niespecjalnie oryginalną i rozpoznawalną, a już na pewno nie nowatorską. W podobnym stylu grają dziś chociażby brytyjskie Maisha i Cykada, belgijski Black Flower, nie zapominając o polskim EABS. Ill Considered nie wyróżnia się szczególnie na ich tle, ale i nie odstaje. Na swoich najnowszych albumach prezentuje stosunkowo krótkie utwory, w których nie brakuje jednak improwizacyjnej swobody ani instrumentalnej interakcji na całkiem przyzwoitym poziomie. Nagrania charakteryzują się zwykle nieśpiesznym tempem, sprzyjającym budowaniu uduchowionego nastroju. Na pierwszy plan wysuwają się partie saksofonu (rzadziej klarnetu basowego) Rahmana, kojarzące się trochę ze stylem Pharoaha Sandersa. Nierzadko ocierają się o freejazzową ekspresję, zwykle zachowując jednak melodyjny, uduchowiony charakter. Towarzyszą im wyraziste, hipnotyzujące partie kontrabasu lub gitary basowej, a także urozmaicona, dość bogata warstwa perkusyjna. W kilku fragmentach "Ill Considered 6" pojawiają się jeszcze partie gitarzysty Steve'a Ashmore'a - czasem subtelne, zatopione w pogłosie, jak w "Amber", kiedy indziej rockowo sfuzzowane, jak w "Single Leaf" i wyjątkowo agresywnym "Percolator". Zaskoczeniem może być też "Northern Spiral", oparty na rytmice reggae. Najbardziej przekonująco wypadają jednak te nagrania, w których kwartet skupia się na tworzeniu wciągającego klimatu. Na szczególne wyróżnienie zasługują takie utwory, jak orientalizujący "Observant", stopniowo nabierające na intensywności "Unicorn" i "Gunning", czy chyba najpiękniejsze z nich "Calling" i "Amber".

Ill Considered to bardzo obiecujący zespół, posiadający naprawdę spory potencjał. Do tej pory roztrwaniany, niestety, nadmierną aktywnością wydawniczą. Muzykom przydałby się producent z zewnątrz, który dokonywałby selekcji materiału do wydania. Bo póki co, zespół działa bardzo pochopnie (co akurat dobrze koresponduje z jego nazwą), publikując wszystko jak leci. Albumy "Ill Considered 5" i "Ill Considered 6" z jednej strony świadczą o rozwoju i coraz lepszym zgraniu kwartetu, ale z drugiej - oba zwierają też mniej przekonujące, jakby niedopracowane momenty. Wydanie jednego, czterdziestominutowego longplaya z najlepszymi pomysłami z obu, byłoby doskonałym rozwiązaniem. A tak, pozostaje lekkie rozczarowanie. Niemniej jednak jest to zespół, którego poczynania warto śledzić.

Ocena: 7/10



Ill Considered - "Ill Considered 5" (2019)

1. Calling; 2. Observant; 3. Lift off; 4. Incandescent Rage; 5. Unicorn; 6. Northern Spiral; 7. Professor 

Ill Considered - "Ill Considered 6" (2019)

1. Lies; 2. Gunning; 3. Ward; 4. Waterfall; 5. Amber; 6. I Didn't; 7. Single Leaf; 8. Predator; 9. Percolator

Skład: Idris Rahman - saksofon, klarnet basowy; Leon Brichard - gitara basowa, kontrabas; Emre Ramazanoglu - perkusja; Satin Singh - instr. perkusyjne
Gościnnie: Steve Ashmore - gitara (tylko na "Ill Considered 6")
Producent: Ill Considered


Komentarze

  1. Nie wiedziałem nawet, że taki multikulti skład tu jest. ;)
    Bardzo fajne płyty; zdają mi się dość współczesne w brzmieniu. Faktycznie trochę za dużo wydają, jedna zwarta super-płyta to coś, czego mi brakuje w 2019.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na każdym albumie studyjnym Ill Considered są jakieś utwory, które mogłyby być świetną podstawą do długich, przesiąkniętych klimatem pustyni (partie Rahmana!) improwizacji, ale zamiast tego są nagle ucinane po 3-4 minutach, gdy dopiero nabieram apetytu na więcej. Wkur... (ok, standardy standardami, wkurza) mnie to jak cholera. Dobrze, że na koncertach pozwalają sobie na więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dać im dobrego producenta z zewnątrz i będzie po problemie. Zespół naprawdę ma potencjał, tylko potrzebuje kogoś, kto będzie potrafił go wykorzystać.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)