[Recenzja] National Health - "National Health" (1978)



Jeden z ostatnich przedstawicieli sceny Canterbury, National Health, powstał z inicjatywy klawiszowców Dave'a Stewarta i Alana Gowena. Na pomysł założenia wspólnego zespołu wpadli już w 1973 roku, podczas wspólnych koncertów swoich ówczesnych grup - Hatfield and the North i Gilgamesh. Gdy dwa lata później ta pierwsza zakończyła działalność (z powodu osobistych problemów Dave'a Sinclaira), przystąpili do realizacji projektu. W oryginalnym składzie towarzyszyli im: gitarzyści Phil Miller (z HatN) i Phil Lee (Gilgamesh), basista Mont Campbell (Gilgamesh, a wcześniej razem ze Stewartem w Egg) oraz perkusista Bill Bruford (nie trzeba przedstawiać). Ostatnia trójka szybko jednak zrezygnowała. W ten sposób do zespołu trafił kolejny były członek HatN, perkusista Pip Pyle. Miejsce basisty zajął natomiast muzyk spoza sceny Canterbury, Neil Murray (ex-Colosseum II, późniejszy członek Whitesnake i Black Sabbath).

Eponimiczny debiut zespołu został zarejestrowany pomiędzy lutym i marcem 1977 roku, a wydany rok później. W międzyczasie ze składu odszedł Gowen. Pomimo jego istotnego wkładu w ten materiał (gra we wszystkich utworach, jest autorem jednego i współautorem innego utworu), na okładce został wymieniony wśród gości. Na kształt i brzmienie albumu istotnie wpłynęło także dwoje innych gości: grający na różnych instrumentach dętych Jimmy Hastings i wokalistka Amanda Parsons. W nagraniach wziął udział ponadto perkusjonista John Mitchell.

Chociaż w powstawaniu albumu wzięło udział 3/4 składu Hatfield and the North i dwoje jego stałych współpracowników (Hastings i Parsons), jest to nieco inna muzyka, idąca jeszcze dalej w stronę jazz rocka, dużo swobodniejsza, pozbawiona wyraźnych struktur, całkowicie odchodząca od tradycyjnie rozumianej piosenkowości. Pięć utworów, o łącznym czasie pięćdziesięciu minut (i czternastu sekund), sprawia wrażenie jednego jazzrockowego jamu, pełnego dynamicznych kontrastów, przeróżnych motywów i długich solówek. Brzmienie jest typowo kanterberyjskie, raczej subtelne, choć zdarzają się zadziorniejsze momenty, przywołujące odległe skojarzenia z Soft Machine. Choć słychać, że to już końcówka lat 70., to na szczęście jest tutaj mniej plastikowo, niż na płytach Gilgamesh. Przeróżne brzmienia klawiszowe (organy, elektryczne i akustyczne pianina, syntezator Mooga) dominują nad całością, jednak istotną rolę pełnią tu także jazzujące solówki Millera, partie bezprogowego basu, urozmaicona gra perkusistów, wokalizy (a w "Tenemos Roads" tradycyjny śpiew) Parsons, a także pojawiające się gdzieniegdzie dźwięki fletu i klarnetów.

Choć jednak wszyscy muzycy (może z wyjątkiem Murraya) prezentują tutaj niewątpliwy kunszt - co pokazują zarówno ich solowe popisy, jak i zespołowa współpraca - to jednak poszczególne utwory są do siebie nieco zbyt podobne i trudne do odróżnienia (z drugiej strony, album jest dzięki temu wyjątkowo równy i spójny). Nie da się też ukryć, że jest to mało oryginalne granie, powielające pomysły wcześniejszych grup muzyków. To wciąż jednak przyjemna muzyka i dość łatwa w odbiorze (osoby osłuchane z klasycznym progiem z głównego nurtu nie powinny mieć problemów z tym materiałem), a tym samym może posłużyć za wstęp do tych nieco mniej przystępnych rzeczy ze sceny Canterbury.

Ocena: 8/10



National Health - "National Health" (1978)

1. Tenemos Roads; 2. Brujo; 3. Borogoves (Excerpt from Part Two); 4. Borogoves (Part One); 5. Elephants

Skład: Dave Stewart - instr. klawiszowe; Alan Gowen - instr. klawiszowe; Phil Miller - gitara; Neil Murray - gitara basowa; Pip Pyle - perkusja i instr. perkusyjne
Gościnnie: Jimmy Hastings - flet (1-3,5), klarnet basowy (1), klarnet (3,4); John Mitchell - instr. perkusyjne (1-3); Amanda Parsons - wokal (1,2,4,5)
Producent: Mike Dunne


Komentarze

  1. Nie da się też ukryć, że jest to mało oryginalne granie, powielające pomysły wcześniejszych grup muzyków.
    co? że jeden z najlepszych i najbardziej dojrzałych, albumów muzycznie i rytmicznie, to mało oryginalne granie, to chyba kiepsko słuchałeś tego albumu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i jest dojrzały, z tym się mogę zgodzić, ale czy cokolwiek wnosi nowego do nurtu?

      Usuń
    2. No i co z tego, że nie wnosi nowego? Tak trudno zrozumieć, że można zrobić (w tym przypadku zagrać) coś jeszcze lepiej? Po co jest konkurs szopenowski?

      Usuń
    3. To z tego, że byłoby to dodatkową wartością muzyki, która - w tym konkretnym przypadku - jest jedynie sprawnym graniem w stylu, który przyniósł wcześniej parę lepiej, bo bardziej pomysłowo zagranych płyt.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Extra Life - "The Sacred Vowel" (2024)