[Recenzja] Henry Cow - "Concerts" (1976)



Tytuł tego wydawnictwa mówi wszystko. "Concerts" to album koncertowy, zarejestrowany podczas różnych występów. Nagrań dokonano pomiędzy wrześniem 1974, a październikiem 1975 roku. Materiał został ułożony według pewnego klucza. Na pierwszą płytę trafiły utwory wcześniej skomponowane. Wybrano po jednym z każdego studyjnego albumu, a dodatkowo niealbumowy "Ottawa Song" oraz przeróbki "Gloria Gloom" z repertuaru Matching Mole i "Little Red Riding Hood Hits the Road" z solowego albumu Roberta Wyatta, "Rock Bottom". Na drugiej płycie znalazły się natomiast kompletne improwizacje.

Całą pierwszą stronę wypełniają nagrania z sesji dla radia BBC, zarejestrowane w sierpniu 1975 roku i wyemitowane później w audycji Johna Peela. Na drugiej stronie znalazły się natomiast dwa fragmenty ("Bad Alchemy", "Little Red Riding...") występu z maja tego samego roku w New London Theatre, z gościnnym udziałem Wyatta, a także jeden utwór ("Ruins") zarejestrowany w październiku w Palamostre Auditorium we włoskim Udine. Nagrania te pokazują przystępniejszą stronę Henry Cow (do którego składu na stałe dołączyła Dagmar Krause). Czasem niemalże piosenkową ("Ottawa Song", "Gloria Gloom", "Little Red Riding..."), choć nie brakuje też bardziej awangardowych momentów - "Nirvana for Mice" i "Ruins" są w tych wersjach jeszcze bardziej złożone i nieprzewidywalne.

Więcej takiego grania przynosi druga płyta: półgodzinną improwizację "Oslo" (z lipca 1975 roku), a także znacznie krótsze "Groningen" i "Groningen Again" (wrzesień '74, jeszcze bez Krause w składzie) oraz "Udine" (z tego samego występu, co "Ruins"). Wszystkie zostały zatytułowane od miast, w których je zarejestrowano. To już nagrania o bardzo spontanicznym i radykalnym charakterze, inspirowane XX-wieczną awangardą, utrzymane w stylu free improvisation. Nie jest to jednak zwykły zgiełk, a bardzo wyrafinowane improwizacje, wymagające od muzyków doskonałej interakcji. Zresztą oprócz fragmentów brzmiących jak ścieżka dźwiękowa horroru, jest tutaj też wiele prawdziwie pięknych momentów. Warto dodać, że w nagraniach z Groningen słychać zalążki pomysłów rozwiniętych później w kompozycji "Living in the Heart of the Beast" z albumu "In Praise of Learning".

"Concerts" doskonale podsumowuje i dopełnia dyskografię Henry Cow do momentu wydania. Pomimo tego, nie jest to jednak dobry album na początek, gdyż dla większości słuchaczy może okazać się zbyt trudny w odbiorze. O ile pierwsza płyta mogłaby nawet zainteresować fanów głównonurtowego proga, tak druga byłaby dla nich prawdziwym sprawdzianem cierpliwości i wytrzymałości. Do takiej muzyki najlepiej podchodzić stopniowo. Dobrym przygotowaniem będą koncertowe dokonania King Crimson z lat 1972-74, a także twórczość najpopularniejszych przedstawicieli Sceny Canterbury. A gdy już przyjdzie pora na Henry Cow, lepiej najpierw sięgnąć po debiutancki "Legend", a potem słuchać po kolei następnych wydawnictw.

Ocena: 9/10



Henry Cow - "Concerts" (1976)

LP1: 1. Beautiful as the Moon - Terrible as an Army with Banners; 2. Nirvana for Mice; 3. Ottawa Song; 4. Gloria Gloom; 5. Beautiful as the Moon (Reprise); 6. Bad Alchemy; 7. Little Red Riding Hood Hits the Road; 8. Ruins
LP2: 1. Oslo; 2. Groningen; 3. Udine; 4. Groningen Again

Skład: Dagmar Krause - wokal, pianino; Fred Frith - gitara, skrzypce, pianino, ksylofon; Tim Hodgkinson - organy, saksofon altowy, klarnet; Lindsay Cooper - obój, fagot, flet, pianino; John Greaves - gitara basowa, pianino, czelesta, wokal; Chris Cutler - perkusja, pianino
Gościnnie: Robert Wyatt - wokal (LP1:6,7)
Producent: Henry Cow


Komentarze

  1. Najbardziej w pamięć rzuciły mi się chyba opętańcze wrzaski Krause. Momentami aż ciarki przechodzą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, zwłaszcza w "Oslo" jest taki fragment robiący wrażenie. Przy kolejnym przesłuchaniu pewnie w pamięć zapadnie Ci coś zupełnie innego, a przy kolejnych jeszcze inne elementy. To taka muzyka, którą odkrywa się warstwami ;)

      Usuń
    2. Ostatnio spore wrażenie robią na mnie klimaty free improvisation, wiec pewnie zwrócę szczególnie uwagę na te fragmenty;) Choć na początku najfajniej słuchało mi się tych piosenek wykonanych z Wyattem. Gdyby tylko facet umiał lepiej korzystać ze swojego głosu...

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024